Daniel Espinosa, urodzony w Szwecji reżyser "Szybkigo cashu" i "Safe House", zabrał się za film, który go ewidentnie przerósł. Złe wyniki "Systemu" w box office (budżet produkcji wyniósł około 50 milionów dolarów, pierwszy tydzień wyświetlania przyniósł ich jedynie niecałe 3) nie są winą ciężkiego klimatu opowieści (to akurat się udało), a raczej chaosu panującego na ekranie.
Już powieść "Child 44" pióra Toma Roba Smitha, która posłużyła za podstawę scenariusza Richarda Price'a, chwalona była za napięcie ("świetna lektura lotniskowa" - pisano), ale jednocześnie krytykowana za niedopracowane postaci i dialogi. Część recenzentów kwestionowała próby opisania przez Smitha całej historii ZSRR.
Te same wady ma film. Wątków jest tu całe mnóstwo. Mamy i głód na Ukrainie, i sowieckie sierocińce, i zdobycie Berlina, i okrutny aparat bezpieczeństwa ZSRR, i Stalina, i dyskryminację, wręcz kryminalizację homoseksualistów, i inspirowaną autentyczną postacią (choć znaczenie przekształconą i przeniesioną do innej epoki) historię mordercy Andrieja "Rzeźnika z Rostowa" Czikatiło. Nie zabrakło nawet fabryki samochodów GAZ. Są też wątki obyczajowe - miłość, przyjaźń, lojalność, zdrada i rodzina. Innymi słowy totalny miszmasz - szczególnie jak na nieco ponad dwie godziny projekcji. W "Systemie" roi się od uproszczeń i skrótów, irytujących wytrychów gatunkowych, które podminowują potencjał skądinąd ciekawej opowieści - o nawróconym sługusie systemu Leo Demidowie. Gdyby tak pogłębić każdy z tematów i przeobrazić w - dajmy na to 10-odcinkowy serial - wyszedłby "Detektyw" (o ZSRR). Marzenia na bok.
Pion reżysersko-scenariuszowo-producencki zawiódł. "Systemu" bronią jednak aktorzy, którzy swoją charyzmą i talentem maskują kolejne potknięcia kolegów-decydentów zza kamery. Dzięki Tomowi Hardy'emu (Leo) i Noomi Rapace (Raisa, żona Leo) da się z czasem zaakceptować nawet fakt, że wszyscy mówią tu po "rosyjsku", czyli - po angielsku z rosyjskim akcentem czarnych charakterów kina amerykańskiego epoki zimnej wojny. Gwiazdy (nasza Agnieszka Grochowska pojawia się dosłownie w 3 scenach, nie ma tu specjalnie o czym pisać) wspierane są przez zespół odpowiedzialny za kostiumy i lokalizacje. W budowaniu klimatu pomagają zdjęcia Olivera Wooda. To ci ludzie sprawiają, że - mimo wszystko - jest to opowieść mroczna i w jakiś sposób fascynująca, momentami (ale tylko momentami) przez fikcję przybliżająca do tematyki Rosji stalinowskiej, której współczesne mentalne pokłosie trafnie uchwycił Waldemar Krzystek w "Fotografie".