FILM

Infiltracja (2006)

Departed, The
Inne tytuły: Infernal Affairs

Recenzje (2)

Młody tajny agent policji w Bostonie, Billy Costigan (Leonardo DiCaprio), otrzymuje rozkaz przeniknięcia do struktur mafijnych, którymi rządzi Frank Costello (Jack Nicholson). W tym samym czasie Colin Sullivan (Matt Damon), zatwardziały młody przestępca, penetruje policję jako informator mafii. Gdy dla mafii i policji staje się jasne, że mają szpiegów w swoich szeregach, rozpoczyna się gonitwa z czasem. Kto wcześniej odkryje wroga, ten przeżyje.

"Infiltracja" to najbardziej kasowy film w długiej karierze Martina Scorsese. Już zarobił 76 milionów dolarów, a przecież w kinach w USA gości zaledwie kilka dni. Jednakże produkcja nie wytrzymuje porównania zarówno ze starymi dziełami mistrza, jak i z pierwowzorem - obrazem "Infernal Affairs: Piekielna gra".

Wydaje się, że największym błędem reżysera było zatrudnienie hollywoodzkich gwiazd, a nie aktorów. Matt Damon i Leonardo DiCaprio ciągle mają miłe buźki i w rolach krwiożerczych bandziorów wypadają marnie. Jack Nicholson jako mafioso także wygląda dość żałośnie. W takiej sytuacji na niewiele zdadzą się niezłe kreacje aktorów drugoplanowych - Martina Sheena jako szefa policji czy Raya Winstone'a jako prawej ręki Costello. Całe szczęście, że Scorsese zrezygnował z początkowego pomysłu zatrudnienia do głównej kobiecej roli Kate Winslet, bo mielibyśmy "Titanic 2".

Największym mankamentem "Infiltracji" są jednak zmiany w scenariuszu. William Monahan musiał oczywiście przerobić film tak, by był zrozumiały dla widza w Stanach Zjednoczonych. W kilku miejscach posunął się jednak za daleko, a zmiana zakończenia wydaje się wręcz skandaliczna.

Martin Scorsese to jeden z najważniejszych twórców amerykańskiego kina XX wieku. XXI wiek należy już jednak do kogoś innego i obraz "Infiltracja" tego nie zmieni, choć zapewne zarobi krocie i oczywiście na tle większości produkcji zza Atlantyku pozostaje dziełem wybitnym.

Intensywne infiltrowanie emocji i uczuć

Infiltracja – stopniowe przedostawanie się obcych ludzi, wpływów, ideologii do jakiegoś środowiska, grupy. Infiltrować – przenikać, przesiąkać przez pory jakiegoś ciała. Podoba mi się to słowo. Jego brzmienie i znaczenie. To drugie trafnie oddaje temat filmu, a o tym pierwszym – ze wzgl. na swoją oryginalność – jako o tytule filmu nie słyszeliśmy i długo nie usłyszymy. Jakichś „Egzekutorów”, „Pościgów”, „Masek”, „Tożsamości”, „Misji”, itp. jest na pęczki (te wyrazy w tytułach są już oklepane) a „Infiltracja” długo pozostanie jedna. I szczerze mówiąc nie tylko dzięki oryginalnie brzmiącemu nagłówkowi!
Zgodnie ze słownikowym wyjaśnieniem mamy tu intensywne nasiąkanie jednego środowiska drugim. Jest mafia i policja. Obie strony chcą żyć po swojemu (mafia – no cóż, jak to mafia…, policja – przestrzegając prawa uprzednio wytępiwszy mafię…), ale aby to zrobić muszą wypracować przeciwko sobie odpowiednie mechanizmy obronne. Muszą znać każdy ruch przeciwnika i jego plany, żeby zdążyć zmanipulować je w ten sposób, aby nie przeszkodziły ich działaniom. Obie strony są dobre, świetnie zorganizowane i błyskotliwe. Nie wystarczy podsłuchiwać, śledzić jakiegoś policjanta, czy gangstera – trzeba nim się stać! I to nie tu i teraz, ale zaczynając od przeszłości. Trzeba mieć jego wyraz twarzy, jak również bagaż doświadczeń i metrykę. Mamy policjanta (Costigan – Leonardo DiCaprio), który przechodzi więzienie, handluje dragami, żeby być wiarygodny dla mafii, gdyż w niej przyjdzie mu funkcjonować i przestępcę kończącego szkołę policyjną (Sullivan – Matt Damon). To nie mogą być ludzie znikąd. Umieszczani potajemnie w przeciwnych środowiskach muszą się do nich upodobnić. Czy to jest łatwe zadanie? Jak sobie z nim poradzą i czy w ogóle sobie poradzą? Obaj bohaterowie nie poradzili sobie z podwójnym życiem i żaden człowiek na dłuższą metę nie jest w stanie tak istnieć. Prędzej czy później tęsknota za swoim własnym „ja” odbierze mu pewność, odwagę, siłę, a wątpliwość kim ja „do cholery” jestem doprowadzi do szaleństwa. Costigan i Sullivan nie potrafią dłużej tak żyć, miotają się w sobie i w środowiskach, jakie są im obce i wrogie, oddelegowani przez własne (czy nadal im przychylne?). Obserwujemy ich powolny upadek, słabnięcie i totalną samotność. Chcą się wycofać, ale muszą nadal grać. Widzimy krańcowe emocje na ich napiętych twarzach, w przerażonych, błagalnych oczach. Krzyczą, płaczą, kręcą się w kółko jak bezdomne spłoszone psy. Rośnie napięcie, agresja na ekranie, coraz więcej pojawia się krwi, rozpaczy i bezradności. Tragiczne widowisko, w jakim decydujący udział ma namacalny wręcz talent DiCapria. Niemal czujemy na własnej skórze śmierć depczącą mu po pietach, szaleństwo, któremu ulega nie znajdując wyjścia… i chcemy go pocieszyć, powiedzieć mu, że wszystko dobrze się skończy, bo przecież m u s i dobrze się skończyć !!! Prawda, że musi ? Tak bardzo byśmy tego chcieli, że tym trudniej będzie przyjąć finał „Infiltracji”. Genialny film, zatrudnia wszystkie ludzkie emocje i uczucia, jakie tylko są możliwe: złość, wściekłość, gorycz, smutek, osamotnienie, żal, ból, strach, współczucie, litość, potrzebę bliskości, miłości, potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Mam tylko jedną wątpliwość, czy zamiast Nicholsona nie lepiej byłoby obsadzić stałego i sprawdzonego współpracownika Scorsese – De Niro? Osobowość Nicholsona jest wprawdzie demoniczna, ale czy nie nazbyt komiczna…
Czekam na kolejny majstersztyk w wykonaniu Scorsese – DiCaprio. I boję się, że mógłby być lepszy… - bo tego to chyba nie dałoby się normalnie przeżyć (bez jakiegoś urazu na psychice).

https://vod.plus?cid=fAmDJkjC