FILM

Co nas kręci, co nas podnieca (2009)

Whatever Works
Inne tytuły: Jakby nie było

Recenzje (1)

Bohaterem "Co nas kręci, co nas podnieca" jest Boris Yellnikoff, geniusz, który jako jedyny "widzi cały obraz". Obarczony ponadprzeciętną wiedzą nie tylko na temat fizyki kwantowej, ale i świata w ogóle, dostrzega rzeczy, które innym umykają. Bez problemu odkrywa zależności, którymi rządzi się ludzkość i przewiduje najgorsze scenariusze. Życie z takim "darem" jest ciężkie i upierdliwe, o czym zresztą Boris doskonale wie. Nie wie jednak, że życie pełne jest niespodzianek, które mogą wywrócić je do góry nogami. Ową niespodzianką okazuje się dla niego blondwłosa małolata z wielkimi marzeniami i małym móżdżkiem. Ktoś, z kim logicznie nie powinien mieć nic wspólnego. Ale, jak sam wcześniej zauważa, rozsądek i stosowanie się do wypracowanych reguł, nie gwarantują ani powodzenia, ani szczęścia.

Allen wrócił do Nowego Jorku i tego, w czym jest najlepszy. Rezygnując z dramatycznych eksperymentów ("Sen Kasandry") czy egzotycznych przygód ("Vicky Cristina Barcelona"), przygotował pełną życiowych mądrości komedię obyczajową, sięgając po sprawdzony schemat - ponury, straszy on, pogodna, chłonąca jego nauki ona. Widzieliśmy to już nie raz, i w samej konstrukcji przeciwstawienia dwóch skrajnych osobowości, nie zobaczymy nic nowego (szczególnie, że między bohaterami raczej nie iskrzy), chociaż, tym razem centralnej postaci Woody nie powierzył sobie. Jego nieobecność na ekranie to jednak wyłącznie kosmetyka, znalazł sobie bowiem doskonałego zastępce. Może nie jest aż tak znerwicowany, ale z atakami paniki, hipochondrią, przesiąknięty cynizmem, sarkazmem i pogardą dla wszystkiego i wszystkich. Trzeba przyznać, Larry David wywiązał się ze swej roli znakomicie. Właśnie on jest motorem całego dzieła. Jego monologi, niepoprawne komentarze - pełne goryczy, na pozór prostackich, mizantropicznych treści są - przezabawne i nieraz gorzko prawdziwe. Świeżo, znakomicie wypada jeszcze motyw wyzwolonej matki (nota bene rewelacyjna Patricia Clarkson), ale już wątek homoseksualny wydaje się być wciśnięty na siłę. Całość natomiast, choć rozkoszna w swym absurdalno-paradoksalnym wymiarze, nie jest choćby w połowie tak błyskotliwa, jak największe obrazy Allena.

Umówmy się, nawet najbardziej schematyczny i nafaszerowanym frazesami Allen będzie lepszy niż 100 filmów, których nie nakręcił. Cieszy, że znów próbuje szokować (niektóre teorie, które wygłasza ustami Borisa są co najmniej odważne) i znaleźć odpowiedzi na egzystencjalne pytania. Ma niezmiennie kapitalne, inteligentne poczucie humoru i wciąż może poszczycić się największą ilością ironii na centymetr kwadratowy filmowej taśmy. Może to nie jest jego najbardziej wybitny obraz, ale i nie najgorszy. Jakby nie było, to Woody Allen.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC