Bohaterem dramatu "Przebacz" jest młody chuligan. Nie spodobała mu się mało płatna, ale uczciwa praca mechanika samochodowego, więc wrócił do kolegów dresiarzy. Wieczorami napadają na pijanych i bezbronne kobiety. W czasie jednej z takich akcji, chłopak zostaje namówiony do gwałtu. Nie czuje się z tym dobrze, ale życie toczy się dalej, grupa wraca na ulice, aby dokonywać kolejnych rozbojów. Los jednak zechciał, aby na drodze niedoszłego mechanika ponownie stanęła zhańbiona kobieta. Tym razem daje się poznać jako pielęgniarka w szpitalu, do którego chuligan trafił ze złamaną nogą. I tam kat otrzymuje pomoc od swej ofiary.
Konflikt zarysowany między głównymi bohaterami opowieści to samograj. Wzrusza widza i utrzymuje w napięciu. Dodatkowo aktorzy grający centralne postaci - Aleksandra Nieśpielak i Bartosz Turzyński - świetnie poradzili sobie z rolami. Nie przeszarżowali z okazywaniem odpowiednio rozpaczy oraz wyrzutów sumienia. Także dialogi, pełne wulgaryzmów i slangu, brzmią wiarygodnie. Stacharskiemu jednym słowem udało się uciec od mielizny banału oraz ckliwej opowieści o zbrodni, karze i miłosierdziu.
Zawiodła jednak całkowicie strona techniczna filmu. Prześwietlone zdjęcia i niepotrzebnie nadmiernie ruszająca się kamera - to jedynie czubek góry zażaleń w stronę ekipy. Najgorszy jest dźwięk. Trzeba naprawdę silnej woli, aby wytrwać na sali kinowej i wsłuchiwać się w dialogi. "Przebacz" jest w efekcie przykładem dobrego kina, które przy należytym dofinansowaniu po pierwsze nie zostałoby wprowadzone na ekrany kin dwa lata po zakończeniu zdjęć, a po drugie - publika byłaby w stanie usłyszeć o czym rozmawiają główni bohaterowie.