Akcja filmu rozpoczyna się, gdy Peter Sellers jako znany już aktor radiowy, próbuje rozpocząć karierę filmową. Dzięki wielkiej determinacji i wsparciu matki, udaje mu się zdobyć sławę najpierw w Wielkiej Brytanii, a później również w Hollywood. Jednak sukces budzi skrywane lęki, które zaczynają dominować nad jego psychiką.
Peter Sellers kojarzony jest głównie z "Różową panterą", chociaż nie to dzieło było dla niego najważniejsze. W jego dorobku znalazły się bowiem dwa inne, ważne obrazy - podziwiane przez krytyków dzieło Kubricka "Dr Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę" oraz adaptacja "Wystarczy być" Jerzego Kosińskiego, która była niejako ukoronowaniem twórczości Sellersa.
Kilkadziesiąt filmów i trzy nominacje do Oscara mówią jednak o człowieku niewiele, toteż twórcy postanowili pokazać jaki był w życiu prywatnym. Smutny to jednak i przygnębiający obraz. Impulsywny, dziecinny, czasami okrutny, a jednocześnie bezradny - taki obraz Petera Sellersa wyłania się z filmu. Człowiek, który dawał radość milionom, nie potrafił w życiu prywatnym odnaleźć własnej tożsamości. Czy winą za ten stan można obarczyć ambitną i nadopiekuńczą matkę, która za wszelką cenę chciała, aby syn odniósł sukces? Taka odpowiedź, to duże uproszczenie, a jednak twórcy sugerują, że Sellers padł ofiarą matczynych uczuć. I w tym momencie niestety posuwają się za daleko.
Trzeba jednak przyznać, że film ma kilka mocnych punktów. Geoffrey Rush w roli Petera Sellersa jest jak człowiek-kameleon, który potrafi imitować każdego. Widzimy więc jak zamienia się kolejno w swojego ojca, matkę, a nawet żonę. Wspaniale wypadły też na ekranie sceny kluczowe dla życia aktora - gdy walczy ze śmiercią w szpitalu oraz gdy w narkotykach próbuje odnaleźć ukojenie po śmierci matki. Szkoda tylko, że cały film nie jest utrzymany na równie wysokim poziomie.
"Peter Sellers: Życie & Śmierć" nie jest więc dla tych, którzy chcieliby bliżej poznać twórczość aktora. Niewiele bowiem można się z filmu dowiedzieć na ten temat. Natomiast wielbiciele psychoanalizy powinni wyjść z kina zachwyceni.