Pewnego wieczoru w trakcie powrotu do domu, licealista Jimmy i jego starsza siostra Ellie, mają wypadek samochodowy. Para wychodzi z kraksy bez szwanku, lecz oboje stają się silniejsi fizycznie, a ich zmysły wyostrzają się. Wkrótce okazuje się, że cena jaką muszą zapłacić za swoje nadludzkie cechy jest bardzo wysoka.

Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć Craven zapowiadał, iż obrazem "Przeklęta" chce przywołać klasyczną formułę horroru. W tym celu nawiązał współpracę ze słynnym charakteryzatorem Rickiem Bakerem. Artysta ma na koncie sześć Oscarów, w tym za pracę przy produkcji "Amerykański wilkołak w Londynie". Jednak jego najnowsze dzieło jest nie tylko na żenującym poziomie, ale ze swoimi tanimi efektami specjalnymi przede wszystkim bardzo nieaktualne i trudno sobie wyobrazić, aby znalazło uznanie w oczach widza.

Craven niestety porzucił pastiszowy styl znany z serii "Krzyków" i zrealizował produkcję, przypominającą ćwiczenie warsztatowe w dodatku klasy B. Kompletnie nie wykorzystuje scenografii współczesnego Hollywood, która wprost zachęca do zabawy z gatunkiem oraz do gry z widzem i jego wyobrażeniami na temat horroru. Zamiast tego dostajemy mieszankę młodzieżowego dramatu, kiczowatego romansu i kiepskiego kina grozy z niezwykle absurdalnym finałem.

Trudno uwierzyć, że tak zły film zrealizował Wes Craven - autor znakomitej serii "Krzyków". Na pocieszenie można dodać, że po "Przeklętej" powstał całkiem udany obraz "Red Eye", który zresztą polscy widzowie mieli już okazję obejrzeć.