Rusty Griswold (Ed Helms) jest już dorosły, ma rodzinę i pracuje jako pilot niewielkiej linii lotniczej. Kiedy odkrywa, że jego żona (Christina Applegate) jest nieszczęśliwa, a synowie się nie znoszą, postanawia zafundować im wakacje życia, a jednocześnie odtworzyć wyprawę z lat dziecięcych.

"Gliniarz z Beverly Hills", "Akademie policyjna" i "W krzywym zwierciadle. Wakacje". Klasyka komedii z VHS-a. Podstawa wyposażenia każdej wypożyczali kaset i wspólnego oglądania z sąsiadami na wideo. Wiele osób ma sentyment do Griswoldów i ich nieustających perypetii. Swoisty sequel, którym jest obraz "W nowym zwierciadle: Wakacje", raczej jednak wpisuje się w styl współczesnych komedii pokroju "Szefowie wrogowie" czy "Millerowie" (choć jest od nich słabszy), niż jest hołdem dla humoru z lat 80. Kto miał nadzieję na pieprzne kino familijne z serią pomysłowych gagów i nieśmiałą golizną będzie lekko zawiedziony. Owszem, kłopotów i nieszczęść mamy tu całe mnóstwo, od przedziwnego samochodu z przyciskiem swastyki na pilocie przez rozjeżdżanie krów po kąpiel w ludzkich odchodach. No właśnie. Jak to bywa we współczesnym kinie, musi być przynajmniej odrobinę obleśnie. Bez rzygania w dzisiejszych czasach się nie obejdzie. Trochę liczyłam, że będzie nieco bardziej oldschoolowo, naiwnie i niewinnie. Twórcy co prawda obrzydliwości próbują ładnie zrównoważyć ukłonami w stronę oryginalnej serii (piosenka "Holiday Road" Lindseya Buckinghama, samochód), ale trochę tego za mało. Warte odnotowania są natomiast gościnne występy nie tylko Chevy Chase'a i Beverly D'Angelo, ale także Chrisa Hemswortha, Normana Reedusa i przede wszystkim Michaela Peñy. Cieszy też, że gdzieś przez ten kał i wymioty przebijają się tradycyjne rodzinne wartości.

"W nowym zwierciadle: Wakacje" to trochę podróż sentymentalna, trochę po prostu przaśna zabawa, dla tych, którym niestraszne przekleństwa, niestosowne zwroty w ustach dzieci i różne paskudztwa. Nic nadzwyczajnego, na pewno nic, co ktoś po 30 latach chciałby odświeżać.