Peter Bogdanovich, po 13 latach nieobecności w kinie, powraca z uroczą nowojorską komedią screwball, w której początek, środek i koniec widzom znane są doskonale, ale to zupełnie nie przeszkadza im w znakomitej zabawie. "Dziewczyna warta grzechu" to jeden z najsympatyczniejszych, najcieplejszych i najbardziej bezpretensjonalnych filmów na naszych ekranach od lat. Na seans zabierzcie lepiej ze sobą chusteczki, gdyż możecie popłakać się ze śmiechu.

Osią wydarzeń jest nowy spektakl, który reżyser Arnold (w tej roli jak zawsze znakomity Owen Wilson) przygotowuje na podstawie sztuki niejakiego Joshuy (Will Forte). W głównych rolach mają wystąpić: żona Arnolda - Delta (Kathryn Hahn), gwiazdor Seth (Rhys Ifans) oraz dziewczyna wybrana z castingu. "Pech" chce, że na przesłuchania zgłasza się śliczna Izzy (Imogen Poots), call-girl, z którą Arnold spędził romantyczną noc. Przerażony, że żona pozna prawdę, robi wszystko, by Izzy się pozbyć. Ale to ona jest najlepsza.

Bogdanovich po mistrzowsku bawi się konwencjami wypracowanymi przez mistrzów komedii lat 30./40. minionego wieku, osadzając je jednak we współczesnym świecie. Gag goni żart, żart - gag. Jennifer Aniston, która wciela się w dość, przepraszam za słowo, zołzowatą dziewczynę Joshuy, po raz ostatni tak zabawna była za czasów "Przyjaciół". Wilson jeszcze raz udowadnia swój fantastyczny talent komediowy - wiele dialogów ponoć zainscenizował. Rhys - wystarczy by raz spojrzał, a już uśmiech pojawia się na twarzy. Komedia na lato, jesień, zimę i wiosnę - każdą porę roku, gdy chce się odetchnąć, wyluzować, wybuchnąć śmiechem!