FILM

Ja, Frankenstein (2014)

I, Frankenstein

Recenzje (1)

Tylu drętwych dialogów, tak sztywnych bohaterów, tak pompatycznej muzyki, tak pełnego dziur i głupot scenariusza szukać można chyba tylko w najsłabszych polskich superprodukcjach historycznych. Dzieło w reżyserii Stuarta Beattiego, adaptacja powieści graficznej Kevina Grevioux, reprezentuje zresztą zbliżony poziom.

Punkt wyjścia nie jest zły: monstrum Frankensteina, odrzucone przez społeczeństwo, pragnie znaleźć swoje miejsce i rolę w świecie. Wbrew woli wikła się w wojnę pomiędzy zakonem gargulców (w oczach twórców - istoty na kształt aniołów, tyle że z kamienia) i demonów (tu bardziej klasycznie: paskudne gęby płonące w piekielnym ogniu). Mniej więcej w dziesiątej minucie projekcji rozpoczyna się nieustanna wymiana ciosów, przerywana tylko ujęciami bohaterów, którzy z zaciśniętymi ustami opisują to, co dzieje się dookoła nich.

Akcja toczy się dość szybko, owszem, ale powiedzieć: łopatologicznie - to mało. Trwający półtorej godziny seans można jakoś wytrzymać tylko ze względu na aktorów: Aarona Eckharta (monstrum), Billa Nghy (szatański książę), Mirandę Otto (królowa gargulców) oraz Yvonne Strahovski (naukowiec pracująca u demonów). Z marnych dialogów i postaci nie są w stanie za wiele wycisnąć, w dodatku reżyser ewidentnie zabronił im choćby odrobiny dystansu do tego, co grają, ale - po prostu - są. Aaron zresztą - jak zawsze przystojny, pomimo kilku blizn, które mają świadczyć o jego rzekomej potworności.

Szkoda, że chociaż części pieniędzy, które zainwestowano w scenografię, animacje komputerowe i efekty specjalne (tu nie oszczędzano!), nie włożono w pracę nad scenariuszem. Mary Shelley chyba nie chciałaby, by jej nazwisko i bohatera łączono z tą produkcją. Nawet jako inspirację.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC