FILM

Dobry rok (2006)

Good Year, A

Recenzje (2)

Dobry rok

Niesamowicie ciepły, pogodny film, odurzający optymizmem oraz... winem wyrabianym z pasją i miłością. Ten wyjątkowy trunek jest obok Russela wiodącym "bohaterem" filmu. Jego aromatem, smakiem ekran emanuje, mile łechtając zmysły, pobudzając wyobraźnię. Wino jest tutaj wszechobecne, wszyscy się nim raczą, zarówno laicy jak i wytrawni smakosze, przyjezdni oraz tubylcy uodpornieni już na jego m o c n e walory. Jednocześnie nie jesteśmy świadkami pijaństwa i jego przykrych konsekwencji. Wszystko, co pokazuje nam Scott jest ładne i lekkostrawne, nawet "wstawiona" dziewczyna wygląda rozczulająco. Napój ten uatrakcyjnia chwile, łagodzi obyczaje, rozwiązuje języki. Ale cokolwiek tu się dzieje, wszelkie rozterki (np. czy zamienić miejski styl życia na wiejski), konflikty bohaterów (np. w sytuacji gdy jedyny spadkobierca może się nie okazać jedynym) zostają szybko rozplątane - i to w taki sposób, w jaki sami byśmy tego sobie życzyli. Przy tym nie są to rażące tandetą rozwiązania. Choć w pewnym momencie przewidywalne (gdy zorientujemy się w pozytywnym klimacie filmu) - to ich przewidywalność nie mierzi, ale jest mile widziana. A w tym wszystkim uczestniczy wspomniany eliksir. I chyba każdy po "Dobrym roku" ma ochotę udać się do przytulnej kawiarenki na lampkę wina, albo spędzić przy nim sympatyczny wieczór.
W "Dobrym roku" wszystko jest d o b r e i dobrze się kończy, nie mając nic wspólnego z przesłodzonymi, plastikowymi komediami. Jak w bajce, w której chcielibyśmy znaleźć swoje miejsce. Być może wpłynęła na to obecność aktora "zgarniętego" z zupełnie innych planów filmowych (dramatycznych, tragicznych - "Gladiator", "Piękny umysł") - kontrast jego osoby ze swobodną atmosferą filmu i poczuciem humoru obecnym w każdej sekwencji. To spowodowało, że pewna powaga gdzieś tam plącze się za plecami wesołości, która jednak bierze górę. A po za tym gdybyśmy mieli opatrzonych komediowych aktorów to istnieje duże prawdopodobieństwo, że odebralibyśmy ich występ jako nudny szablon. I już nawet nie romantyczny, bo trudno żeby coś nudnego wciągało emocjonalnie (a łatwo dałoby się zepsuć ten film - obsadzając jakąś legalną, bądź nielegalną blondi i porcelanowego chłopco-amanta). W zamian za to śmiejemy się do rozpuku kiedy postawny gladiator pędzi przed siebie w limonce - maluśkim smarciku, albo tarza się na dnie basenu wypełnionego zgnilizną nieudolnie próbując z niego wyjść. To takie słodkie, urocze i niespodziewane. Czy taki byłby efekt, gdyby nie Russel i jego filmowa przeszłość? Nie ma sensu się nad tym zastanawiać. Jest jak jest. I jest dobrze. Tak jak wszystko w tej produkcji, łącznie z tytułem !! Ten film jest pastylką na podniesienie nastroju, którą lekarze powinni przepisywać swoim depresyjnym pacjentom - bez umiaru ! Działa.
sms: Pastylka na podniesienie nastroju, którą lekarze powinni przepisywać swoim depresyjnym pacjentom.

Piękno, które odmienia

Na podstawie powieści Petera Mayle powstał film pt. "Dobry rok". Kameralna, pełna romantyzmu i humoru opowiastka, o prostej, przewidywalnej całości. Nie byłoby tu zaskoczenia, gdyby nie pewien fakt - reżyserem filmu jest świetny Ridley Scott, twórca spektakularnych widowisk jak "Gladiator", "Królestwo niebieskie" czy "Helikopter w ogniu". Nie ma wątpliwości, że w pełni Scott wykazał się swym profesjonalizmem, a urok krajobrazu Prowansji, a przede wszystkim urok Russela Crowe'a robią swoje. Trudno oderwać oczy od ekranu, choć wcale nie fabuła jest tu najbardziej wciągająca.
Bohaterem "Dobrego roku" jest Max Skinner (Russel Crowe), bardzo bogaty, znany i ambitny makler z Londynu. Jego pazerność i samolubność zaprowadziła go na same szczyty giełdowych biznesów, gdzie nie ukrywa swojej niechęci do innych ludzi. Niespodziewana śmierć jego ukochanego wujka Henry'ego (Albert Finney) zmusza biznesmana do wyjazdu na posiadłość nieboszczyka, gdzie główny bohater spędzał wakacje w dzieciństwie. Max staje się właścicielem wspaniałego domu i winnicy. Natychmiast zjawia się na miejscu i robi wszystko, żeby jak najkorzystniej ją sprzedać. Ale życie lubi płatać figle, a magiczne miejsce kusi i zachęca bohatera do refleksji i wspominania. Zresztą nie tylko miejsce kusi, ale również piękna kelnerka francuskiej restauracji. Max Skinner jest dziwnym, niewrażliwym i egoistycznym człowiekiem. Pomimo tego, że kiedyś naprawdę kochał i szanował wuja, wiadomość o jego śmierci jakoś nie wywołała u niego większego wrażenia czy smutku. Na szczęcie zaczarowana posiadłość odmienia naszego bohatera. Dzięki wspomnieniom i spotkaniu nowych ludzi, jak się później okazuje i przyjaciół, i ukochanej, w Maxie budzą się nieznane mu dotąd emocje i uczucia. Potrafi odróżnić miłość od zwykłego pożądania, podjąć ważną dla niego samego decyzję. W sumie jakiej by nie podjął decyzji, pieniędzy z pewnością by mu nie zabrakło, ale miał wybór: czy mieć swe bogactwo wyłącznie dla siebie i żyć jak do tej pory, czy spędzać czas z najbliższymi i cieszyć się pełnią życia.
Jak już wcześniej wspomniałam fabuła nie jest zaskakująca, ale film niesamowicie zyskuje wręcz rajskimi scenami. Przepiękne zdjęcia Francji w promieniach słońca, winnice i stary dom wręcz pachnący winem, mądrością i wspomnieniami... Po prostu idealny klimat do marzeń i rozmyślań. Na szczęście film utrzymany jest w pogodnym, spokojnym i lekkim klimacie co powoduje, że ogląda się go z czystą przyjemnością. Subtelny humor i rozleniwiające obrazy pobudzają prawie wszystkie zmysły.
Polecam "Dobry rok" tym widzom, którzy lubią na chwilę oderwać się od rzeczywistości, ulec marzeniom i obejrzeć produkcję, w której w końcu nie znajdzie się dominujących elementów przemocy czy niesmacznych scen erotycznych. I jeszcze jedno. Myślę, że warto zobaczyć ten film z jeszcze jednego powodu - daje do myślenia, jeśli w naszym życiu pojawia się niepewność i zachwianie najważniejszych wartości.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC