Akcja kontynuacji rozpoczyna się 57 lat po wydarzeniach z części pierwszej. Dryfujący w przestrzeni kosmicznej statek oficer Ellen Ripley, w końcu ostaje odnaleziony przez jeden ze promów korporacji, dla której pracowała nasza bohaterka. Tak długi sen bardzo źle wpłynął na jej stan zarówno psychiczny jak i fizyczny. Długo dochodziła do siebie na szpitalnym łóżku, poddawana licznym rehabilitacją. Kiedy już wydobrzała w końcu musiała spotkać się ze swoimi szefami i wyjaśnić im fakt wysadzenia w powietrze statku wartego miliardy dolarów i zniknięcia całej jego załogi. Jednak należało się spodziewać, że w prawdziwą wersje wydarzeń nikt jej nie uwierzy. Czynnikiem, który wydawał się być najlepszym dowodem na to, iż Ellen plecie bzdury był fakt, że na tej planecie, którą ona opisała jako „dom Alien’a” właśnie rozpoczęła się kolonizacja i nikt nie donosił o jakichkolwiek problemach z nieznaną forma życia. Przerażona Ripley próbowała przekonać władze o tym, aby jak najszybciej ewakuowali oni wszystkich kolonizatorów i zniszczyli całą planetę. Jednak dla korporacji była ona zbyt cenna i nie chcieli słyszeć o żadnych akcjach ewakuacyjnych. Na efekty tej ignorancji nie trzeba było długo czekać. Kiedy stracono kontakt radiowy z mieszkańcami planety, kilka osób z zarządu zaczyna wierzyć w wersje pani oficer i próbuje ją przekonać do tego, aby ta przyłączyła się do oddziału ratunkowego Marins, który miał wyruszyć z odsieczą kolonizatorom. Po przybyciu na miejsce z ironicznym uśmiechem na twarzy Marins rozpoczęli patrolowanie okolic bazy. Wszystko dookoła wyglądało jak pole bitwy, ale nigdzie nie było ciał ludzi, więc z cichą nadzieją na ich odnalezienie posuwali się na przód. Ta cała sytuacja, którą zastali wydawała się im dość dziwna, ale nikt do końca nie wierzył, że to, co na statku przed rozpoczęciem misji, mówiła im Ellen, może być prawdą. Jednak koszmar stał się faktem. Chwilę później cały odział nieświadomie wszedł w sam środek gniazda Obcych i baz większych szans próbował się im przeciwstawić. Walka komandosów z Alien’em była jednostronna i zakończyła się masakrą ludzi. Ci, którzy przeżyli muszą obmyślić plan ucieczki z tej „przeklętej planety”, ale biorąc pod uwagę to, iż ich statek ewakuacyjny został rozbity nie będzie to wcale takie proste. Kto przetrwa drugą konfrontacją z Obcym musicie przekonać się już sami.
Warto było czekać, aż tyle lat, aby ponownie zobaczyć walkę Sigourney Weaver z Alien’em. Jak dzieło pana R. Scotta było genialne tak naprawdę ciężko określić to, co udało się stworzyć, Jamesowi Cameron’owi. Jest to po prostu pomnik gatunku łączącego elementy horroru, kina akcji i sci-fi. Druga odsłona jest ideałem i przez wielu fanów serii uważana jest za najlepszą część z całej sagi. W „Decydującym starciu” jest wszystkiego więcej: akcji, Alien’ów, napięcia i ofiar. Klimat pozostał na tym samym świetnym poziomie. Również po raz kolejny zostajemy mile zaskoczeni przez producentów mroczną ścieżką dźwiękową, wypełniona po brzegi nietuzinkowymi dźwiękami kosmicznego świata. Nie zmienił się(i dobrze) również wystrój wewnętrznych pomieszczeń, w których toczy się cała akcja. Świetnym pomysłem było wprowadzenie tu nowego potwora – Matki Obcych – który jest tak samo jak i mniejsze Alien’y, świetnie ucharakteryzowany. Dzięki niemu obraz nabiera nowych rumieńców, które mile zaskakują widza. Jednak tak samo jak w pierwszej części tak i w tej, atrybutem kluczowym okazała się być sama Sigourney Weaver, dzięki której postać Ripley stała się symbolem horroru. Nawet w Alien vs. Predator próbowano stworzyć coś właśnie na wzór Ellen Ripley – niestety efekt był bardzo mizerny... Ale, cóż dawna świetność horroru pomału zaczyna odchodzić w zapomnienie. Obrazy współczesne pozbawione są zupełnie klimatu i artystycznego polotu grozy. Nie wnoszą sobą nic nowego, a na domiar złego zabijają dawne mity i legendy, które tak świetnie przedstawiane były w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych minionego stulecia. Między innymi dlatego tak wielu z nas wraca do starszych obrazów, które pomimo swojego sędziwego wieku, wciąż potrafią czarować i zaskakiwać widza spragnionego emocji.