FILM

Zaginiona (2012)

Gone

Recenzje (2)

Jill mieszka razem z siostrą. Kiedy wraca nad ranem z pracy w restauracji, odkrywa, że siostra zaginęła. Jest przekonana, że sprawcą jest ten sam mężczyzna, który wcześniej porwał także ją. Dziewczyna idzie na policję, detektywi nie wierzą jednak, że Molly została porwana. Co więcej są przekonani, że Jill także nigdy nie była uprowadzona, a jedynie wszystko to sobie uroiła. Zdesperowana kobieta postanawia sama odnaleźć oprawcę.

Nie mam zbyt wygórowanych wymagań jeśli chodzi o filmy sensacyjne czy komercyjne thrillery. Niekoniecznie potrzebuje logiki w działaniu bohaterów, ale bez przesady. Mam uwierzyć, że młodziutka, szczuplutka dziewczyna (Amanda Seyfried), co prawda po kursie samoobrony, ale potrafi przechytrzyć pół wydziału śledczego, uciec kilku patrolom policyjnym i, z niewielką pomocą nieznajomych, jest w stanie odnaleźć porywacza? Na poczekaniu wymyśla historyjki, dzięki którym sprzedawcy i kierowcy udzielają jej szczegółowych informacji, koleżanka z pracy w 3 sekundy znajduje w śmieciach karteluszek z numerem telefonu, a pewien facet, którego najpierw obezwładnia, za drobną opłatą pożycza jej samochód? Na Seyfried i jej wielkie oczy zawsze miło popatrzeć, ale żeby była przekonująca, zaangażowana... niekoniecznie. Brakuje też jakiegoś psychologicznego pogłębienia, odrobiny dramatyzmu, emocji.

"Zaginiona" to mocno przeciętny film, który nie będzie przeszkadzać w telewizji, gdy mamy górę prasowania, ale w kinie znudzi i rozczaruje.

Jill (Amanda Seyfried) w przeszłości przeżyła traumę. Została uprowadzona przez tajemniczego sprawcę i o mało nie została przez niego zabita. Niestety policja nie znalazła żadnych dowodów potwierdzających jej wersję i zawiesiła całą sprawę. Zresztą pełne histerii opowiadania Jill bardziej skłaniały funkcjonariuszy do stwierdzenia jej niepoczytalności aniżeli dokładniejszego przyjrzenia się zaistniałej sytuacji. Nieznajdując pomocy w wymiarze sprawiedliwości, kobieta sama postanawia rozwikłać zagadkę. Na jej nieszczęście wszelkie próby odkrycia miejsca, w którym była przetrzymywana nie przynosiły zakładanych rezultatów. Na domiar złego pewnego ranka, gdy wróciła z nocnej zmiany odkrywa, że jej siostra Molly (Emily Wickersham) gdzieś znikła. Wszystko wskazuje na to, że mógł ją uprowadzić ten sam sprawca, który po tym jak Jill udało się uciec robi wszystko, aby ją dopaść. Czy faktycznie morderca powrócił? A może są to tylko urojenia niezrównoważonej dziewczyny? Gdzie tkwi klucz to rozwikłania całej zagadki? Na te i inne pytania musicie już jednak odpowiedzieć sobie sami…

„Zaginiona” to thriller, który w założeniu miał od początku do końca wodzić widza za nos. Miał zastawiać na nas pułapki umysłowe i co chwila wpędzać w kolejne labirynty bez wyjścia. Niestety bardzo złe prowadzenie akcji i oparcie całej fabuły na wątkach tak obitych jak samochody ściągane od naszych zachodnich sąsiadów, sprawia że tytuł ten zamiast zaskakiwać staje się prawdziwą męczarnią dla widzów…

Od samego początku zauważyć można bardzo złą strukturę w budowaniu napięcia. Twórcy na siłę starają się nami manipulować odbijając wątek główny jak piłeczkę pingpongową – lewa, prawa – uprowadzona, szalona. To niestety nie służy niczemu więcej jak irytacji, która szybko zostaje zastąpiona zdrowym rozsądkiem, a stąd już tylko krok do rozwiązania filmowej intrygi. Szkoda tylko, że mamy dopiero 20 minutę seansu… Na domiar złego autorzy wprowadzają tu jakieś zawiłości rodzinne (alkoholizm siostry, strata rodziców, problemy psychiczne Jill), które tylko rozpraszają naszą uwagę. Zastanawiam się tylko po, co ktoś zabiera się za opowiadanie historii nie mając na nią żadnego pomysłu? Bo nikt nie wmówi mi, że nawarstwianie się kolejnych filmowych wątków opartych na relacjach Jill-Molly, Jill-policja, ma nadać wszystkiemu jakiegoś wyjątkowego kształtu. Nie, zdecydowanie nie tak tworzy się dobre thrillery o seryjnych mordercach. Takie opowieści winny kipieć suspensem, tajemniczością i mroczną atmosferą, a nie irracjonalnością głównych bohaterów i brakiem polotu w rozwiązaniu akcji. Kiedy już dobrniemy do końca „Zaginionej” bez problemu zauważymy, że zwyczajnie zostaliśmy oszukani. Zamiast napięcia i emocji otrzymaliśmy chaotyczny zlepek setek podobnych produkcji o lekkim zabarwieniu campowym.

Na szczęście od strony technicznej tytuł ten trzyma się dobrze, przez co seans nie do końca pozostaje utrapieniem. Wiele rekompensują nam ciekawe zdjęcia mało znanego Michaela Grady’ego, który postawił na ciemne kadry i oszczędne filtrowanie. Zabieg ten najlepiej sprawdza się w końcówce, bo skoro na zaskoczenie fabularne nie można było liczyć, to chociaż ciekawe ujęcia podnosiły troszeczkę adrenalinę. Nieźle ma się też strona muzyczna, za którą odpowiadał David Buckley, twórca znany z soundtracków do takich filmów jak „Nienasycony”, „Miasto złodziei”, „Pozdrowienia z Paryża”, czy też „Anatomia strachu”. Po tytułach widać, że pan ten dobrze czuje się w nutach do produkcji mrocznych, pełnych napięcia (przynajmniej w założeniu), dlatego jego praca znacznie ożywia niektóre bezemocjonalne sceny nadając im ostrzejszego wymiaru.

Niestety dobra strona techniczna nie ratuje tego obrazu na większą skalę. Słaby występ Amandy Seyfried, głównej gwiazdy produkcji, z pewnością też tego nie robi, dlatego „Zaginiona” tak kiepsko wypadła w światowym boxoffice. Już na starcie film ten poniósł ogromną porażkę ($5 mln) przez co jego dystrybucja na świecie została ograniczona do minimum. Stąd też ogólny przychód w wysokości $16 mln co ostatecznie nie pokryło nawet kosztów promocji. Cóż, jaki film takie jago przychody. Szkoda, bo jak często się to zdarza, sam wątek główny posiadał spory potencjał. Niestety twórcy wcale go nie wykorzystali. Jest to film całkowicie pozbawiony emocji, schematyczny, z brakiem pomysłu na prowadzenie akcji i słabymi kreacjami aktorskimi, przez co w ogóle do mnie nie przemówił. Więc komu można go polecić? Chyba tylko największym fanom niezaprzeczalnej urody Amandy Seyfried…

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC