Marissa (Jessica Alba) jest dekoratorką wnętrz, a przynajmniej tak mówi mężowi i pasierbom. Naprawdę jest bowiem tajną agentką, z tym, że wybiera się na emeryturę, gdyż spodziewa się dziecka. Niestety, ambitne plany, by poświęcić się rodzinie, krzyżuje niecny Strażnik Czasu, który postanawia... ukraść czas.

Zawsze zadziwia mnie, jak fantastycznie Jessica Alba wygląda w filmach Rodrigueza. Tym razem, nawet będąc w bardzo zaawansowanej ciąży (w zasadzie zaczyna rodzić), która nota bene nie przeszkadza jej w akrobacjach i ściganiu złoczyńców, wygląda jednocześnie uroczo i seksownie. To jednak jedyna atrakcja dla dorosłych widzów. Dzieło Rodrigueza w 100 procentach przeznaczone jest dla dzieciaków. Postawę stanowi prosty pomysł - czas zaczyna niebezpiecznie przyspieszać. Kiedy dorośli nie są w stanie nic na to zaradzić, do akcji wkraczają... mali agenci. Ci całkiem mali (przybrany syn i córka Marissy) oraz ci nieco starsi, czyli bohaterowie znani z poprzednich serii.

Dzieciaki są pomysłowe, mają sporo fikuśnych gadżetów i gadającego psa, z bardzo skutecznym trybem atak do pomocy. Są tajne kryjówki, dziwaczne działa, których używają pomocnicy Strażnika, wypasiona bryka Marissy, niesamowite latające maszyny. Słowem, wszystko, by dzieci na sali dobrze się bawiły. To kolorowa, nafaszerowana efekciarskimi elementami przygodowa opowieść z morałem. Maluchy dowiedzą się, że łatwiej coś osiągnąć wspólnymi siłami niż samemu, a niektórym warto dać szansę.

Najmniejsze wrażenie robi tak rozdmuchane 4D. Zdrapka z zapachami sprawdza się średnio. Mamy zestaw w zasadzie podobnych do siebie, chemiczno-owocowo-skittlesowych aromatów, jeden niby niezbyt ładny, ale bez przesady. Jako jednorazowa fanaberia może być, ale kariery 4D - przynajmniej w takiej postaci - nie wróżę.