Slevin Kelevra (Josh Hartnett) ma cholernego pecha. Przez przypadek znalazł się w mieszkaniu swojego przyjaciela akurat wtedy, gdy przychodzą po niego wysłannicy mafii. Chłopak będzie więc musiał bardzo się wysilić, by lawirując między Bossem (Morgan Freeman) a Rabinem (Ben Kingsley) wyjść cało z gangsterskich porachunków. Na dodatek, z niewiadomych powodów depcze mu po piętach zawodowy zabójca-samotnik Goodkat (Bruce Willis).

Choć Szkot McGuigan zapewne zna dzieła Tarantino, wyraźnie widać, że znacznie bliżej mu do Anglika Ritchiego. Gmatwanie wątków idzie mu bowiem tak sprawnie, jak uczynienie z gangsterskiego filmu lekkiej komedii. Choć bohaterowie giną równie często, jak żołnierze pod Stalingradem, widz nie będzie ich specjalnie żałował. Bo "Zabójczy numer" to nie jest poważne kino, lecz raczej zabawa konwencją. McGuigan mruży do widza oko, a przy okazji stara się niemal do końca mylić tropy. Gdy wreszcie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi, pojawią się napisy końcowe i zadowolenie, że dwie ostatnie godziny nie zostały zmarnowane.

Dla wielbicieli kobiecej urody dodatkowym smaczkiem jest obecność Lucy Liu. Amerykańska aktorka o chińskich korzeniach zagrała sąsiadkę głównego bohatera, która podczas drugiego spotkania ląduje u niego w łóżku. Bystry widz już wtedy powinien się zastanowić, czy Slevin Kelevra rzeczywiście jest takim pechowcem, na jakiego wygląda.