FILM

Władcy umysłów (2011)

Adjustment Bureau, The

Recenzje (2)

Bohaterem jest obiecujący, acz dość niesforny polityk (Matt Damon), który pewnego dnia, w męskiej toalecie poznaje piękną kobietę (Emily Blunt). Choć widzą się tylko przez kilka minut, David nie może o niej zapomnieć. Przypadkowo spotyka ją ponownie, acz znów tylko na chwilę.

Za inspirację do filmu posłużyło opowiadania Philipa K. Dicka i właśnie dzięki temu, obraz George'a Nolfiego ma ów genialny, stymulujący intelektualnie element. Jak to bywa, w przypadku produkcji na podstawie dzieł tego pisarza, na ekranie mamy od czynienie z luźną adaptacją. Nie ma w tym nic złego, motyw zimnej wojny i gadający pies nie sprawdziłyby się w kinie. Wychodząc jednak od pomysłu świata, który jest w zasadzie scenografią kontrolowaną i odpowiednio dostosowaną przez tajemniczych strażników do realizacji wyższego celu, twórcy mieli ogromne pole do popisu. Niestety, poszli - tak jak w przypadku "Zapłaty" z Benem Affleckiem - po linii najmniejszego oporu i nakręcili historię miłosną, która rozgrywa się w niecodziennych warunkach. To też nie byłoby najgorsze, jednak wizję Dicka uzupełnili o własne fantastycznonaukowe elementy (np. sposób przemieszczania się strażników), które są boleśnie banalne, czasem wręcz bezsensowne i mocno odstają od świata, z którego powstał film. Podobnie zresztą jest z argumentacją i uzasadnieniem poczynań bohaterów.

Innymi słowy, mamy do czynienia ze zmarnowanym potencjałem. Z przerobieniem kapitalnego pomysłu, w najczęściej mdłe, mało porywające romansidło, z wiecznie przemieszczającymi się bohaterami. I niewiele pomaga, że Emily Blunt uśmiechem rozpromienia ekran, a Matt Damon biega jak Jason Bourne.

Przeznaczenie to iluzja

"Władcy umysłów" (dystrybutor Tim Film Studio) to jedna z ostatnich premier DVD, która ukazała się na naszym rodzimym rynku. Historia oparta została na opowiadaniu Philipa K. Dicka ("Ekipa dostosowawcza") amerykańskiego pisarza, który przyczynił się do rozwoju gatunku literackiego jakim jest science fiction. Producenci filmowi wielokrotnie sięgali po dzieła tego autora, czego najlepszym przykładem są takie filmy jak: "Łowca androidów", "Raport mniejszości" czy "Next". Wielkie tytuły z utytułowanymi aktorami, na stałe wpisały się w historię swojego gatunku filmowego.
Producentem, reżyserem i scenarzystą "Władcy umysłów" jest George Nolfi, który współtworzył między innymi "Ultimatum Bourne'a", "Ocean's Twelve - Dogrywka" czy "Strażnika" z Michaelem Douglasem w głównej roli. We wszystkich tych tytułach swoją rolę ograniczył do bycia scenarzystą, jednak przy "Władcy umysłów" postanowił pójść o dwa kroki dalej.
Nolfi w swoim debiucie reżyserskim sięgnął po aktora, z którym dwukrotnie już współpracował, dzięki czemu wiedział na co go naprawdę stać. Matt Damon, chyba jak każdy aktor, miał w swojej karierze upadki i wzloty, jednak patrząc na jego dotychczasowy całokształt sceniczny, można śmiało umieścić Matt'a w gronie tych naprawdę dobrych. U jego boku, w żeńskiej roli, zagościła wschodząca gwiazda młodszego pokolenia, Emily Blunt, która po występie w "Diabeł ubiera się u Prady" została zauważona do tego stopnia, że w 2007 roku wystąpiła z Tomem Hanksem w "Wojnie Charliego Wilsona". Zderzenie we "Władcach umysłów" świeżości z doświadczeniem aktorskim powinno, przy ewentualnie słabej fabule, w pewnym stopniu rekompensować wszelkie niuanse tej produkcji.
David Norris (Damon) spełnia się w roli polityka i ma aspiracje na stołek amerykańskiego senatora. Niestety jego droga na szczyt okazuje się chwilowym niepowodzeniem, przez co plany na wielką karierę musi odłożyć w czasie. Jedynym pocieszeniem dla Davida okazuje się poznanie pięknej Elise, pocałunek z którą nieodwracalnie wpływa na jego przyszłość. Konsekwencje niewinnej i przelotnej intymności stają się początkiem historii, której zmiana biegu jest tylko pozorna. David i Elise przekonają się, że bycie kowalem swojego losu to mit, przeznaczenie nie istnieje, a wszystko w naszym życiu jest planem dawno napisanym przez siły wyższe.
George Nolfi zrobił coś, czego dawno nikomu się nie udało. Stworzył oryginalną historię, która od pierwszych minut filmu wciąga i omija wszechobecną przewidywalność. Bardzo umiejętnie połączył thriller i science fiction z wątkiem romantycznym. Żadne z tych elementów nie dominuje, wręcz przeciwnie idealnie się uzupełniają, tworząc spójną, interesującą w formie całość. "Władcy umysłów" to nowoczesny sposób postrzegania gatunku filmowego jakim jest s-f. Porzucenie wirtualnej przesadności, osadzenie akcji w świecie rzeczywistym z udziałem jak najprawdziwszych bohaterów, pozwala na potraktowanie filmu bardzo poważnie, prawie bez tak zwanego przymrużenia oka.
Tematyka poruszona w filmie zmusza do myślenia i wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Może prozaiczna to teoria, że miłość przezwycięży wszystko, nawet przeznaczenie. Przez wielu termin "zakochanie od pierwszego wejrzenia" to tylko mit, jednak w rzeczywistości można się grubo pomylić. "Władcy umysłów" pozwala uwierzyć, że wszystko i wszystkich można pokonać. Nawet, gdy na swojej drodze napotkamy rzucane pod nogi kłody, liczy się silna wolna i konsekwentność. Fakt, pachnie to amerykańskim snem (chcieć to móc), ale w życiu trzeba mieć jakiś cel i marzenia.
Widzowie wybierając tą a nie inną pozycję filmową mają nadzieję, że obejrzą dobre przedstawienie, w którym wszystko będzie na swoim miejscu. Tak właśnie jest w tym przypadku. Świetna fabuła, wysoki poziom gry aktorskiej zarówno pierwszo jak i drugoplanowej, odpowiednio dobrana i skomponowana muzyka sprawiają, że jesteśmy świadkami naprawdę dobrego kina. Często kilka godzin po obejrzeniu większości z hollywoodzkich produkcji trudno jest nam przypomnieć sobie o czym one były, pamiętamy jedynie ich cząstkowy zarys. "Władcy umysłów" na szczęście nie należy do tego grona, zapada na stałe w pamięci, dając nadzieję, że warte uwagi kino jeszcze nie umarło.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC