Świat Narnii, a tym razem również jej okolic, nadal jest zjawiskowo piękny i pełen niesamowitych stworzeń. Królowie u boku Kaspiana znów muszą stawić czoła nieprzyjaciołom. I wszystko jest mniej więcej tak samo. Dobro walczy ze złem, tchórze w sytuacji kryzysowej wykazują się bohaterstwem i jak zawsze można liczyć na pomoc Aslana. Niezmiennie też na twarzy Łucji pojawia się mieszanka zachwytu i niedowierzania. W "Podróży wędrowca do świtu" do zbiorowego wroga dochodzą indywidualni, a dokładniej demony, z którymi zmierzyć muszą się poszczególne postaci. Oznacza to, że w miejsce ekscytującej podróży przez morskie bezkresy, mamy mało porywające osobiste walki. Miejsce wciągającej przygody zajęła psychologia.
Film ma jednak jeden niewątpliwy atut, którego zabrakło w poprzednich odsłonach - humor. Trzecia część cyklu jest naprawdę zabawna, głównie za sprawą znanej już zadziornej myszy wybornie władającej szpadą oraz Eustachego - sceptycznego i spanikowanego kuzyna Łucji i Edmunda, który wygląda jak skrzyżowanie przyszłego bankiera z księgowym.
"Podróż Wędrowca do Świtu" nie wciąga tak jak poprzednie opowieści, nie zapewnia wielkich wrażeń, warto jednak zobaczyć, jaki los czeka takich niedowiarków jak Eustachy.
„Podróż Wędrowca do świtu” Michaela Apteda, trzecia część opowieści z Narnii. Łucja (Georgie Henley) i Edmund (Skandar Keynes) mieszkają wraz z nieznośnym kuzynem Eustachym (Will Poulter). Kiedy przyglądają się obrazowi na którym jest płynący okręt, malowidło nagle zaczyna ożywać, woda przedostaje się do pokoju, a dzieci dzięki niej dostają się do Narnii. Z morza wyławia ich książę Kaspian (Ben Barnes). Wyruszył w podróż by odnaleźć zaginionych lordów. Nastolatki pomagają mu w tym, napotykając po drodze niesamowite przygody, muszą również walczyć z własnymi demonami…
Film jest w technice 3-D i rzeczywiście sfera wizualna jest znakomita, bardzo dopracowana i
widowiskowa. Trudno zapomnieć scenę, w której bohaterów zalewa woda z obrazu, morskie pejzaże, wszystko jest ucztą fantazji i wielką magią ekranu. Mocnym punktem są zwierzęce, gadające postacie jak waleczna mysz, która pełni ogromnie ważną rolę w misji, czy zadziorny byk. Ben Barnes stworzył tutaj postać Kaspiana, który już nie jest niedoświadczonym chłopakiem, ale odważnym, zdecydowanym mężczyzną, podobnie Łucja i Edmund dojrzewają i dorastają na naszych oczach. Bohaterowie rozliczają się tutaj z własnymi lękami, rozliczają z przeszłością, a Eustachy przechodzi prawdziwą przemianę. Jest to więc także podróż bohaterów „w samego siebie”. Oczywiście można zarzucać, że film ten jest efekciarski, pompatyczny, ale widząc w kinie twarze ludzi – stwierdzić można, że „Podróż wędrowca do świtu” jest przepiękną baśnią, w której można jak bohaterowie „utonąć” od rzeczywistości.