FILM

Robin Hood (2010)

Inne tytuły: Nottingham

Recenzje (2)

Film warto zobaczyć dla samej opowieści. Tym razem poznajemy Robina Longstride'a nim stał się księciem złodziei. To historia zupełnie inna od tej, którą znamy z filmu z Kevinem Costnerem czy brytyjskiego serialu. Poniekąd prequel, poniekąd zupełnie inna legenda. Nie będę zdradzać szczegółów fabuły, gdyż jest ona najbardziej atrakcyjnym elementem obrazu. Na pewno nie jest to tak lekki i zawadiacki film. Owszem, pojawiają się elementy humorystyczne (niektóre niezamierzone), całość jest jednak zdecydowanie poważna. Na pewno jednak ciekawa, świetnie zagrana (wyśmienity Mark Strong), pokazana z rozmachem. Trzeba przyznać, Scott ma oko i rękę do dużych, spektakularnych dzieł. Przez większą część filmu czeka nas wysokiej jakości rozrywka o historycznym zabarwieniu. Sceny batalistyczne w "Robin Hoodzie" są naprawdę znakomite. Pod tym względem mamy mocne, męskie kino, z plądrowaniem, oblężeniami i orkiestrowymi wyczynami łuczników. Problem w tym, że reżyser po raz kolejny nie potrafił znaleźć umiaru w kwestii dramatyzmu. Kiedy historia dociera do momentu, w którym nasz dzielny bohater musi stawić czoła wrogowi i walczyć o wolność i sprawiedliwość "aż jagnięta staną się lwami", robi się nieznośnie. Pada jedna kuriozalnie nadęta kwestia za drugą, pojawiają się banalne ujęcia z lotu ptaka, zbliżenia na zaciętą twarz Russella Crowe'a, sekwencje w zwolnionym tempie i podniosła muzyka. Nie mówiąc o Marion, która zmienia się w kolejną Joannę d'Arc.

Brawa należą się Ridleyowi Scottowi za wizję. Za to, że pokazał nam zupełnie inne oblicze Robin Hooda. Nie jako biegającego po Sherwood i uprzykrzającego życie szeryfowi z Nottingham banity, lecz wojownika o walecznym sercu. Szkoda tylko, że nie potrafił nabrać dystansu do tej bądź co bądź interesującej opowieści i tchnąć w nią nieco świeżości.

Duży zawód

Film z 200 milionowym budżetem został zaprzepaszczony. To jedno ze stwierdzeń, jakie wielu dostrzeże po wyjściu z kina. Ridley Scott podjął się trudnego zadania, jakim było pokazie Robin Hooda zanim stał się "dobrym rozbójnikiem". Po obejrzeniu go od razu można zauważyć, że jest to efekt połączenia "Gladiatora" reżysera jak i filmu "Janosik, prawdziwa historia"- który wg mnie również był krokiem wstecz w historii rozbójnika. Wracając do Robina, jedyne co ratuje film przed prawdziwą klęska są sceny balistyczne (oblężenie zamku Chalus po prostu szokuje swoim rozmachem) jak i gra Russella Crowe'a. Reżyser pokazał film nieudolnie i brakowało w nim "życia". Ot prosta historia, nic nie zaskakuje. Nawet decydująca walka pomiędzy Francuzami a Anglikami nie była tak ekscytująca (1000 na 1000 żołnierzy nie zapierało tak dechu w piersiach jak początkowa bitwa, zwłaszcza dla tych co widzieli dużo większe armie w innych filmach), muszę przyznać że ziewałem z nudy;)… Również nie podobało mi się pokazanie króla Ryszarda Lwie Serce, który wyglądem przypominał bardziej barbarzyńcę, niż króla Anglii (Sean Connery z "Robina Hooda Księcia Złodziei" powinien być przykładem dla Scotta jak powinien wyglądać prawdziwy król). Film po prostu Ridleyowi Scottowi nie wyszedł. Brawa za dobre chęci, ale też krytyka za wykonanie. Podsumowując: zalety filmu: bitwy, Russel Crowe; wady: fabuła, niepotrzebne niektóre nudne wątki, Robin Hood jest łucznikiem a nie rycerzem jak został pokazany w filmie. Idąc do kina może i nie będziesz zawiedziony, ale też zachwycony…

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC