FILM

Człowiek, który gapił się na kozy (2009)

Men Who Stare at Goats, The

Recenzje (2)

Zacznijmy od tego, że to obraz z najprzystojniejszą obsadą od wielu tygodni - Jeff Bridges, Ewan McGregor, George Clooney, Kevin Spacey (kolejność nieprzypadkowa). Po drugie może nie będziemy tarzać się ze śmiechu (choć niżej podpisana się kilka razy popłakała), ale - co znacznie lepsze niż sporadyczne salwy rechotu - przez cały seans nie przestaniemy się radośnie szczerzyć. Oczywiście, jeśli mamy słabość do czarnych komedii.

Bob Wilton (McGregor), dziennikarz zupełnie niewpływowej gazety, wpada na trop supertajnej, eksperymentalnej jednostki wojskowej, w skład której wchodzą żołnierze o zdolnościach paranormalnych. Temat traktuje z naturalnym sceptycyzmem i niedowierzaniem. Zresztą, nie drąży go nadto, do chwili, gdy zdruzgotany zdradą żony (z jego jednorękim szefem), postanawia wyruszyć do Iraku. Przypadkowo na swej drodze spotyka Lyna Cassady'ego (George Clooney), jednego z najbardziej utalentowanych członków tej nietypowej jednostki. Lyn opowiada więc Obi Wanowi, znaczy Bobowi, o tym, jak był szkolony na wojownika Jedi a przy okazji zabiera go na pustynię, by towarzyszył mu podczas bliżej nieokreślonej misji.

Sama historia nie jest w połowie tak niedorzeczna, jak film. Już pierwsza scena każe nam wyłączyć myślenie i rozkoszować się najwyższym poziomem absurdu, podobnym do tego, który mieliśmy smakować w dziele braci Coenów "Tajne przez poufne". Zresztą obydwa obrazy mają więcej wspólnego (choć scenariusz "Człowieka..." niestety nie jest tak dopracowany), pod komediowym płaszczykiem poruszają głębsze kwestie. Analizę należy pozostawić na kolejne seanse (wierzę, że nie jest to filmem na raz), podczas pierwszej projekcji najlepiej po prostu iść za "iskrzącym spojrzeniem" Clooneya.

Grant Heslov z nadzwyczajną lekkością i dystansem przedstawia największą bzdurę, jaką można sobie wyobrazić. Począwszy od wszechobecnych wąsów, przez Bridgesa w pięknym, długim warkoczu i tańczącego Clooneya, po Kevina Spacey na kwasie (cudo!). Ponadto reżyser zgrabnie miesza slapstickowe patenty z bardziej wyrafinowanym poczuciem humorem. Fantastyczne są też dialogi, w których przoduje postać odgrywana przez McGregora.

Pomijając jednak aspekt komediowy, obraz choć chaotyczny jest dość ciekawy, szczególnie kiedy wiemy, że nie jest to czysta fikcja i szalejąca hollywoodzka wyobraźnia (film powstał w oparciu o prawdziwe wydarzenia). A jakby i tego było mało, Ewan znów pokazuje tyłek. I George też.

Jedi marine vs kozy

"Facet leży z nosem w trawie. Podchodzi drugi. - Co pan robi? - Kozy pasę." Ten starożytny żart z kozami niestety wydaje mi się bardziej zabawny niż film "Człowiek, który gapił się na kozy" w reżyserii Grant'a Heslov'a. Niestety, bo film zdawał się mieć ogromny potencjał "vis comica" - powstał na podstawie książki Jona Ronsona (również współscenarzysty obrazu) o tym samym tytule opowiadającej o jednostce specjalnej armii amerykańskiej wykorzystującej w swych działaniach metody New Age bazujące na paranormalnych zdolnościach ludzkiego umysłu. Jedną z takich umiejętności miało być zatrzymanie koziego serca tylko i wyłącznie poprzez patrzenie na rzeczoną kozę. Zabawne? No, powiedzmy…
Rok 2000, prowincjonalny dziennikarz Bob Wilton (Ewan McGregor) rzucony przez żonę postanawia rzucić się w wir wojny w Iraku, by zaimponować małżonce i udowodnić sobie, że nie jest nieudacznikiem. Starając się dostać na teren działań wojennych, Bob spotyka Lyn'a Cassady'ego (George Clooney), o którym podczas realizacji reportażu słyszał kiedyś, że jest najbardziej uzdolnionym żołnierzem tajnego projektu U.S. Army. Lyn Cassady opowiada Bob'owi, że jest rycerzem jedi i zabierając go w strefę walk snuje historię tajnej jednostki amerykańskiej armii sformowanej w 1980 roku i dowodzonej przez Bill'a Django (w tej roli długowłosy, zhipisiały Jeff Bridges, którego kreacja ociera się o żałosną, niekoniecznie celową parodię postaci Dude'a z "Big Lebowsky" Coen'ów) - byłego marine zafascynowanego kulturą New Age. Żołnierze tajnej jednostki trenują swe parapsychiczne umiejętności na przemycanych z Ameryki Południowej kozach pozbawionych chirurgicznie strun głosowych (by ich meczenie nie niepokoiło innych komandosów w Fort Bragg). Wybór padł na kozy, gdyż amerykańscy superżołnierze odmawiali zadawania obrażeń psom - gdzie tu logika przepełnionych umiłowaniem natury i ideologią non - violence hippiemarines? Podczas szkolenia ujawnia się konflikt między najwybitniejszym komandosem - jedi Lynem Cassady a zazdrosnym adeptem Larrym Hooperem (zupełnie nie wykorzystany, firmujący kreowaną przez siebie postać jedynie swoją facjatą Kevin Spacey). Po latach adwersarze spotykają się w Iraku "walcząc" o duszę dziennikarza Boba i zbawienie skapcaniałego Billa Django. Czy jasna strona mocy zwycięży? Czy Bob odnajdzie swą ścieżkę? Pogapcie się na kozy i zobaczcie sami.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC