FILM

[Rec] 2 (2009)

Inne tytuły: Rec 2

Recenzje (1)

Żeby nie być gołosłownym podam przykłady infekowania sequelowską zarazą kolejnych kontynentów. Azja, Japonia - „Ju-on: The Grudge” (2 sequele oficjalne, 2 sequele nieoficjalne, 1 amerykański remake, plus 2 jego sequele!), Korea Południowa – „Yeogo goedam” (3 sequele); Europa, Norwegia – „Fritt vilt” (1 sequel, szykowany drugi), Rosja – „Nochnoy Dozor” (1 sequel, szykowany drugi), Hiszpania – [REC] (1 sequel, szykowany drugi, 1 amerykański remake, szykowany drugi). Przykładów takich mógłbym podać znacznie więcej, jednak zwyczajnie nie ma to sensu. Sensem natomiast byłoby odrzucenie lamentów za siebie i zabranie się do streszczenie kontynuacji jednego z największych przebojów w hiszpańskiej kinematografii, czyli [REC] 2. Życzę przyjemnej lektury…

Akcja [REC] 2 zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zakończyła się część pierwsza. Tym razem jednak ekranowych wydarzeń nie obserwujemy z perspektywy kamery dziennikarskiej, a z niewielkich kamerek zainstalowanych na hełmach komandosów, którzy w feralnej kamienicy mieli po prostu zrobić porządek. Uzbrojeni po zęby meldują się więc u drzwi domostwa i po chwili znów „lądujemy” we wnętrzu demonicznej rezydencji. Tuż przed wejściem, do żołnierzy dołącza jeszcze ksiądz, który najprawdopodobniej jest wysłannikiem Watykanu. Pod okiem uzbrojonej eskorty ma on sprawdzić czy w kwaterze wynajmowanej przez papieskiego duchownego nie znajduje się pewna fiolka mogąca być przyczyną całego zła, jakie dotknęło mieszkańców kamienicy. I pewnie wszystko zakończyłoby się dobrze, gdyby nie to, że siła jakiej będą musieli stawić czoła, jest zbyt wielka, aby myśleć o czymkolwiek innym, niż tylko o własnym przetrwaniu…

Po zachwycie częścią pierwszą, sequel [REC] był jednym z tych nielicznych, na który naprawdę czekałem. Do tego czasu już niemal na pamięć znałem film z 2007 roku i raz prawie do końca zobaczyłem amerykański remake. Czas jak to zwykle bywa w przypadku oczekiwania na coś ważnego zatrzymał się jednak w miejscu, na szczęście (lub też nie) tylko mój wewnętrzny. W końcu przyszedł upragniony dzień, wielka premiera, wielka uczta i przy okazji… wielkie rozczarowanie…

W tym miejscu warto zastanowić się nad zasadnością wyczekiwania. Barwne wyobrażenia tego, co będziemy mogli zobaczyć, tego, co tym razem wymyślą dla nas twórcy, niespodziewanie windują oczekiwania na poziom zwyczajnie nieosiągalny przez człowieka. Nagle spodziewamy się boskości, cienia samego Wielkiego Stwórcy, który widząc marazm istot niedoskonałych zlituje się i tchnie cudownego ducha w poszczególne kadry filmowej kliszy. Wywód ten z pewnością trąci patosem, być może jest zupełnie niepotrzebnym, ale z pewnością nie nieuzasadnionym. I to z dwóch powodów… Będąc jeszcze w kinie, beznamiętnie wpatrywałem się w ekran, po którym niczym świętojańskie robaczki z wolna przesuwały się napisy końcowe i niespodziewanie zdałem sobie sprawę, że ja chciałem zobaczyć cud. Bo jeżeli liczyłem, że team w osobach Jaume Balagueró i Paco Plazy jest w stanie stworzyć coś doskonalszego od dzieła, które bez najmniejszego wahania oceniłem notą 10/10, to po prostu jestem głupcem, niepotrafiącym wyciągać wniosków. Nagle poczułem tę wewnętrzną pustkę, która po raz pierwszy objawiła mi się po seansie drugiej „Piły”. Niestety w przypadku [REC] 2 ta pustka pozostała…

Jak już wspomniałem wcześniej, akcja sequela rozpoczyna się w tym samym miejscu, w którym zakończyła się jedynka. Takie przejście wiąże się zarówno z plusami jak i minusami. Plusem z pewnością może być to, że gdyby wyciąć napisy końcowe w obrazie z 2007 roku i początkowe w tym z 2009, to nawet byśmy się niezorientowani, że są to dwa oddzielne filmy. Niestety takie podejście zawsze eliminuje na starcie osoby, które nie widziały części pierwszej. W tym wszystkim jest jeszcze jeden mały haczyk skierowany już nie w widzów, a w samych twórców. Jeżeli ktoś decyduje się na taki krok, musi pamiętać o tym, że forma pierwowzoru nie może być tknięta! Na nieszczęście tutaj postanowiono co nie co pozmieniać. W jedynce wydarzenia obserwowaliśmy z jednej kamery i to od niej całkowicie byliśmy uzależnieni, odbierając to surowe, nieobrobione nagranie niezwykle realistycznie. Dwójka oferuje nam zupełnie co innego, pojawia się montaż (zaznaczmy, że kiepski) i ujęcia z czterech różnych kamer. Co więc rzuca się w oczy? Oczywiście ingerowanie w to, co w danej chwili możemy zobaczyć.

Kiedy jeszcze zmiany obserwowane na kamerach komandosów jakoś szło przeboleć, to już idiotycznym wydał się pomysł spojrzenia na to co dzieje się w budynku z zupełnie innej perspektywy, kamery grupy niezdrowo ciekawskich nastolatków… W tym momencie już wszystko było jasne, motyw z oddziałem specjalnym dawał możliwości na stworzenie filmu trwającego nie więcej niż 30 minut. To właśnie brak pomysłu sprawił, że cała niemalże perfekcyjna część pierwsza zaczęła w pewnej chwili posiadać takie dziury w scenariuszu, że aż chwyciłem się za głowę. Czego w jedynce pragnęli bohaterowie? Chcieli tylko wyjść i wiadomo jak skończyli, bo ponoć wszystkie drogi ewakuacyjne były odcięte. W drugiej części już po 20 minutach widzimy grupkę młodych ludzi śledzących jednego z mieszkańców, który kanałami ściekowymi bez najmniejszych problemów dostaje się do środka! Czy pozostali mieszkańcy o tym nie wiedzieli? A może po prostu o tym zapomnieli? Żeby było śmieszniej wejście znajdowało się w doskonale znanym nam magazynie (tam gdzie złożono ciała policjanta i strażaka na początku części pierwszej)… To tylko wierzchołek góry bzdur niespodziewanie pojawiających się w fabule. Z każdą minutą jest niestety coraz gorzej, by na końcu zrobić się wręcz tragicznie. Zamiast rozkoszować się opowiadaną nam historią nagle zaczynamy gubić się w kolejnych pytaniach rodzących się z ekranowych niedorzeczności…

Jak zobaczycie monumentalność z pozoru normalnego budynku to osłupiejecie. Tajne przejścia, labirynty wentylacyjne, ukryte w ścianach pokoje, olbrzymie poddasze, które skrywa w sobie… drugie poddasze. O realności, z jaką brutalnie musieliśmy się zetrzeć w odsłonie pierwszej możemy już zapomnieć. Naturalność szlag trafił, a prosta opowieść, która miała nas tylko solidnie przestraszyć (i świetnie jej się to udało) nagle zamienia się w fantastyczną, pełną biblijnego bełkotu wariancję na temat demonów, opętania i samego Szatana… Cóż, osoby próbujące bronić części drugiej powiedzą, że już obraz z 2007 roku miał pewnego rodzaju znamiona sugerujące tu opętania. I owszem tak było, tylko na litość boską kto ma uwierzyć, że największa zła siła tego świata, sam Diabeł, który opuścił piekło jest uwięziony w zamieszkałej, zwykłej kamienicy! Ludzie opamiętajcie się! Czy nikt wcześniej nie słyszał potwornych wrzasków ów demonów, czy jak to tam nazwać? Czy nikogo nie interesowało, co nieustannie tłukło się w kanałach wentylacyjnych? Myślicie, że potworna osoba, którą widzimy pod koniec części pierwszej to jedyny taki osobnik w tym domostwie? A-K-U-R-A-T…

Uf, ależ dałem sobie upust złości, jaka się we mnie niebezpiecznie spiętrzała podczas seansu. A teraz kilka słów o pozytywach. Po pierwsze i chyba najważniejsze nadal jest strasznie. Sceny opętańczych ataków ludzi zakażonych (opętanych?) są znacznie brutalniejsze niż w części pierwszej. Potworne spazmy, wściekłość i agresja wydają się faktycznie nie mieć ziemskiego pochodzenia. Pojawia się nawet scena rozerwania człowieka na strzępy i to dosłownie. Wszystko to oczywiście obserwujemy kręcone w sposób amatorski, ze zwykłej kamery, co automatycznie przekłada się na bardzo realne odbieranie ekranowej rzezi. Szkoda tylko, że ten realizm nie przełoży się też na fabułę, która jak już wspominałem posunęła się w bardzo złą stronę. Będąc jeszcze przy autentyczności z pewnością na widzach największe wrażenie robi scena z egzorcyzmami (przynajmniej tak to wygląda) małej dziewczynki. Uchwycenie tego zwykłą kamerą to prawdziwy kopniak adrenaliny. To tak jakby ktoś nam nagle puścił „Egzorcystę” z 1973 roku tylko nakręconego w sposób dokumentu. Wrażenie jest piorunujące. Plus stawiam także ze dwa znakomite zwroty akcji, które choć na moment odrywają naszą uwagę od scenariuszowych niedoskonałości. Niestety ze względu na informację ujawniające ważne wątki fabularne nie mogę zdradzić wam żadnych szczegółów na ich temat, ale z pewnością w trakcie seansu zanotujecie tak zwany efekt „opadającej szczęki”. Na plus zapisuję też aktorstwo, które choć nie porywa, to jednak w kontekście paradokumentu, jaką bez wątpienia [REC] 2 ostatecznie przybiera, sprawdza się całkiem znośnie.

Na nieszczęście widzów, kontynuacja [REC] znośną już nie jest. Oczywiście jest setki gorszych sequeli, ale ja już za wszelką cenę nie będę czegoś bronił. Film z 2007 roku po prostu mnie zachwycił. Dosłownie skopał mnie po głowie i ogłupił doszczętnie. Nie szczędziłem mu pochwał i wcale tego nie żałuję ani nie zmienię. Kiedyś próbowałem już ocalić w oczach miłośników kina grozy „Anakondę 2”, później „Hostel 2”, i jeszcze później piątą część „Piły”. Teraz powiedziałem sobie dość. Tak dłużej być nie może. Choć sama forma [REC] 2 nadal działa na moją wyobraźnię, to już niestety logika nie pozwala mi uznać tego filmu za coś godnego polecenia. Znajdą się pewnie osoby, które się z tym nie zgodzą. I właśnie do tych osób mam prośbę. Jeżeli uważacie że się mylę, proszę was abyście jeszcze raz, bez emocji odświeżyli sobie oba te obrazy. Zróbcie to najlepiej w ciągu, jeden po drugim, a gdy nadal będziecie uważać, że nie mam racji z chęcią posłucham waszych argumentów i być może zmienię zdanie. Normalnie bym tego nie robił, jednak już zapowiedziana na rok 2011 trzecia odsłona tej serii, nadal może okazać się filmem dobrym, ale żeby tak się stało, najpierw ktoś musi przekonać mnie do dwójki. Potraficie? Zapraszam więc do komentowania...

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC