W projekcie wyreżyserowanym przez J.J. Abramsa jest wszystko, czego potrzeba, aby miło spędzić dwie godziny przed ekranem. Mamy zatem nieustające strzelaniny, pościgi, wybuchy, seksowne kobiety, zwinnych i wysportowanych mężczyzn, wartką akcję, dość ciekawą intrygę, subtelną dawkę humoru oraz ogrom absolutnie absurdalnych i przeczących wszelakiej logice wyczynów. Podobnie jak w przypadku produkcji o przygodach Jamesa Bonda, tak i podziwiając popisy agenta Ethana Hunta nie należy zastanawiać się nad takimi drobiazgami, jak np. grawitacja. Tutaj wszystko, co wydaje się być niemożliwe, jest możliwe, a na dodatek zostaje wykonane w wielkim stylu i z kocią zwinnością.
To jednak nie jedyny plus obrazu. Najbardziej cieszy, że oto powstał prawdziwy film akcji. Bez nużących i zbędnych wątków pobocznych, quasipsychologicznych portetów bohaterów czy egzystencjalnych dylematów. Owszem, pojawia się miłosny motyw, jest on jednak tak marginalnie nakreślony i całkowicie uzasadniony, że nie psuje sensacyjnej atmosfery. A ta zbudowana została perfekcyjnie. Fabuła od początku do końca trzyma w napięciu i chociaż rozwikłanie intrygi nie stanowi totalnego zaskoczenia, szczęśliwie dla widza, nie wszystko jest jasne od początku.
Największy atut to mistrzowsko dobrana obsada. Wprawdzie Tom Cruise niczym szczególnym nie zachwyca, lecz - jak należało się spodziewać - Philip Seymour Hoffman genialnie spisuje się w roli czarnego charakteru, Laurence Fishburne świetnie wykreował wrednego służbistę, a Jonathan Rhys-Meyers jak zwykle rozbraja. Największą perłą jest jednak Simon Pegg, który wcielił się w postać neurotycznego informatyka.
"Mission: Impossible 3" to widowiskowa uczta dla oczu i potężna porcja rozrywki. Innymi słowami - misja wykonana.
MI-3 zdecydowanie przewyższa dzieło Johna Woo, poprzednią część. Postacie mają więcej charekteru. Wyczyny kaskaderskie pozostają niemożliwe do wykonania, ale przecież o to w tym filmie chodzi. Przynajmniej Hunt i inni wygladaja na naprawdę nimi zmęczonych, a nawet przerażonych. Plusem jest więc zdecydowanie wzbogacenie i urealnienie postaci oraz większa surowość scen walki. Nic dziwneo, Cruise praktykował u Michaela Manna jako "Collateral" i jak sam twierdził wiele się nauczył. Plusem są też dialogi, czasem nawet dowcipne, dosadne. Minusem moim zdaniem jest muzyka, nic specjalnego i wpadającego w ucho. Minus to też sposób filmowania, dłużyzny z sentymantalnych rozmów wpadających w banał, za szybkie ujecie scen pościgów, w których kamera lata na wszystkie strony. Moim zdaniem nie pozwala się to wczuć w film. Ujęcia są niezłe, szkoda że nie przytrzymali ich trochę dłużej w niektórych momentach. Polecam. Cruise i reszta zdecydowanie się rozwijają. Może następna część będzie na 4 lub więcej gwiazdek? Na razie daję cztery, trochę na wyrost, ale mile zaskoczony jestem tym rozwojem.