"Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" to opowieść o dwóch braciach, których życie nieco się skomplikowało. Jeden z nich, uchodzący za człowieka sukcesu, wymyśla proste rozwiązanie - napad na jubilera. I tu pojawia się pierwszy etyczny dylemat, pierwsza granica, którą nasi bohaterowie decydują się przekroczyć - sklep należy do rodziców. Miało pójść jak z płatka, sprawy przybrały jednak dramatyczny obrót. Zmyślnie uknuta intryga, nieoczekiwanie rozsypuje się niczym domek z kart, wymuszając na rodzeństwie kolejne, coraz bardziej drastyczne posunięcia. Raz przekroczona granica między tym, co dobre a złe, zanika. Każdy kolejny krok, powoduje dalsze, nieodwracalne skutki.

Już sam scenariusz zapowiada obraz co najmniej obiecujący. Jeśli dodamy, że w rolę braci wcielili się Ethan Hawke, jako niezbyt radzący sobie w życiu Hank oraz Philip Seymour Hoffman - człowiek, który ma wszystko, czyli za mało, można mieć pewność, że czeka nas kinowa uczta. Znakomite kreacje uzupełnia Marisa Tomei odkrywająca nie tylko swój talent aktorski.

Film Sidneya Lumeta to na pierwszy rzut oka przede wszystkim znakomita produkcja sensacyjna. Trzymająca w napięciu historia z nieoczekiwanymi zwrotami akcji. To jednak także opowieść o miłości, zaufaniu, zdradzie, oddaniu i żądzy pieniądza. O tym jak szybko, w jednej chwili może zmienić się nasz system wartości. Jak w obliczu zagrożenia znikają wszelkie zasady. W końcu, jak łatwo pomylić przyjaciela z wrogiem.

"Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz" to doskonały przykład na to, jak jedna, niby błaha decyzja niczym lawina uruchamia ciąg kolejnych wydarzeń. Reżyser unikając moralizatorskiego tonu, uświadamia nam, a raczej przypomina, że wszystko, co robimy ma konsekwencje. Że za każdą zbrodnią idzie kara.