Ameryka. Terroryści. Zwykli ludzie, którzy stają się bohaterami. Gotowi poświęcić się dla ojczyzny. W sytuacjach kryzysowych zdolni do niemal nieziemskich wyczynów. Brzmi banalnie i mało oryginalnie, twórcom udało się jednak z tych obrobionych na wszystkie możliwe sposoby elementów stworzyć obraz, który trzyma w napięciu, choć nie takim zapierającym dech w piersiach.
Dwoje przypadkowych ludzi zostaje brutalnie wyrwanych ze swej codziennej, raczej mało ekscytującej rzeczywistości, aby wypełnić pewną tajemniczą misję. Nagle stają się marionetkami w "rękach" nieznanej im kobiety.
Dynamiczna akcja, imponujące sceny z masą rozbijających się samochodów i nawet chwilami odrobina zaskoczenia. I wszystko byłoby pięknie. Bo Shia LaBeouf jest jednym z tych aktorów młodego pokolenia, który z wyjątkowym wdziękiem potrafi pokonywać kłody, które świat (czy źli transformersi, czy Sowieci) rzuca mu pod nogi. Może zabrakło nieco więcej humoru, kilku błyskotliwych dialogów. Przede wszystkim jednak przeszkadza łopocząca z nieznośnym hukiem amerykańska flaga. Ckliwe sceny pogrzebów, ujęcia na podświetlony Kapitol, wreszcie hymn odegrany przez dziecięcą orkiestrę zniechęcają do trzymania kciuków za naszych bohaterów.
Można silić się na polityczno-społeczną analizę i zastanawiać się, czy liderzy są naszym zagrożeniem? Czy maszyny przejmą kontrolę nad naszym życiem. Owe kwestie, choć obecne w "Eagle Eye' stanowią zaledwie punkt wyjścia dla wartkiego kina akcji. Gdyby jeszcze Rosario Dawson ubrano w mniej urzędowe stroje...