FILM

Babylon A.D. (2008)

Recenzje (3)

W niedalekiej przyszłości świat nie zmieni się aż tak bardzo. Europa Wschodnia i Rosja wciąż będą ogarnięte wojenną pożogą. Władzę w Stanach Zjednoczonych przejmą Neolici - ni to sekta, ni to kościół - spragnieni cudu miłośnicy postępu i ewolucji rasy ludzkiej. Nowy Jork pozostanie jedną wielką reklamą świetlną. Pewni ludzie będą nosicielami wirusa, który zmienia ich w żywe bomby warte fortunę. W tak pięknych okolicznościach przyrody Toorop, najemnik poszukiwany w Stanach za terroryzm, dostaje zlecenie przetransportowania z Kazachstanu do Nowego Jorku dziewczyny wychowanej w pustelniczym klasztorze Neolitów.

"Babylon A.D." został stworzony przede wszystkim przez specjalistów od efektów specjalnych. Wykreowali oni niezwykle prawdopodobny świat przyszłości. Co prawda słowiańskie miasta wypadają stereotypowo - mieszanina socjalistycznych budowli, babuszek okutanych chustami i handlarzy nielegalnym towarem, ale futurystyczne ekwipunek Tooropa i pozostałych chojraków wygląda autentycznie. Vin Diesel ze swoją masywną sylwetką i zrównoważonym podejściem do tego, co przynosi dzień, doskonale pasuje do świata "Babylonu A.D.".

Zadziwia natomiast postawa reżysera Mathieu Kassovitza w stosunku do pozostałych gwiazd. Michelle Yeoh (siostra Rebeka) wciąż traci z oczu swoja podopieczną, Aurorę. A przecież aktorka znana jest z kreowania postaci doskonałych pod każdym względem wojowniczek. Gererdowi Depardieu dostał się natomiast nochal klauna, mimo że prawdziwy nos aktora nie należy do najzgrabniejszych. Drobne kiksy mają niewielki wpływ na przyjemność płynącą z oglądania filmu. Przystępnej, mało zaskakującej, pełnej ucieczek, pogoni i bijatyk historyjki o zaniedbanej planecie Ziemia.

W Babilonie zdrADa

„Babylon A.D.” to czysta przemoc i głupota. Jestem bardzo niezadowolony z tego filmu - powiedział po premierze reżyser filmu Mathieu Kassovitz. W tym przypadku nietaktem było by się z nim nie zgodzić. "Babylon A.D." to adaptacja cyberpunkowej powieści "Babylon Babies" Maurice'a Georgesa Danteca. W niedalekiej przyszłości styrany wojenną poniewierką najemnik Toorop (przewracający oczami i prężący muskuły w swej zwykłej aktorskiej formie Vin Diesel) dostaje zlecenie od lokalnego bandyty Gorsky’ego (co tu u licha robi Gerard Depardieu z mordą obitą niczym Gołota po dziewiątej rundzie!?) na przetransportowanie ładunku z Rosji do USA. Ładunkiem okazuje się para ponowoczesnych mniszek z klasztoru Neolitów (sic!) w Mongolii - Aurora (urodziwa Mélanie Thierry) i jej opiekunka Rebeka (niemożebnie zatroskana Michelle Yeoh).
Trudną i daleką drogę nasi bohaterowie pokonują rosyjską antyczną łodzią podwodną (cieśnina Beringa), superszybkimi skuterami śnieżnymi (kanadyjskie ostępy) aż wreszcie futurystyczną żółtą taksówką (Nowy Jork). W trakcie podróży zimny, wyrachowany i nieufny Toorop zagląda w głąb siebie, dowiaduje się, że może liczyć na innych, a także - och jakie to niebywałe! odkrywa pokłady współczucia i szacunku dla życia. Reszta to pseudoreligijny bełkot. Papieżyca neolityzmu (Charlotte Rampling nie wiadomo po co) pragnie uczynić swe wyznanie dominującym posługując się sztuczką z niepokalanym poczęciem (co w epoce in vitro po prostu zakrawa na kpinę), jej fanatyczni wojownicy dokonują aktów terroru wysadzając własny klasztor w Kazachstanie (notabene prawdopodobnie ruchomy to klasztor, niczym zamek Hauru- na początku filmu znajdywał się Mongolii) a szalony naukowiec przeszczepia sztuczną inteligencję noworodkom.
Odrobina, przynajmniej sztucznej, inteligencji przydałaby się zdecydowanie autorom filmu, którzy piramidalnie bzdurną historyjkę opakowali w nieodbiegający od sztampy wizualny sztafaż przyszłości bliskiego zasięgu. Przyszłości, w której tygrysy syberyjskie na rosyjskich targach są już tylko klonami klonów, a na podbiegunowym kręgu walają się świeże truchła białych niedźwiedzi ułożone tam zapewne dla rozrywki i z komercyjnych pobudek. Taki klon wszak tani nie jest. „Babylon A.D” mimo, że kosztowny, jest tani. W Babilonie zdrADa. Na szczęście nikt nie każe nikomu tej zdrADy oglądać.

Fascynująca brzydota

"Babylon A.D." Matthieu Kassovitza przedstawia ponurą wizję świata w przyszłości. Jest on pełen przemocy, brudu, brzydoty. Wciąż toczą się rozmaite walki, godność i życie człowieka nie ma tu specjalnej wartości. W takim otoczeniu, żyje właśnie Toorop, który specjalizuje się w zabijaniu, jest brutalny, szorstki i niesympatyczny. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie przewiezienia dziewczyny wychowanej w klasztorze Aurory (Melanie Thierry). Towarzyszy im jej opiekunka Rebecca (Michelle Yeoh). Aurora jest delikatną istotą, która do tej pory żyła pod kloszem. Przemoc, jaką napotykają podczas wędrówki, budzi w niej niedowierzanie i przerażenie. Podczas wspólnych przeżyć, ona i Toorop coraz bardziej się do siebie przywiązują, a mężczyzna domyśla się, że Aurora kryje wielką tajemnicę…
Postać Tooropa (Van Diesel) jest bardzo interesująca. Nieokrzesany brutal ciekawi arogancją i bezpośredniością, a zaraz widzimy jak oddaje swój obiad głodnemu chłopcu. Ujmująco subtelnie i bezpretensjonalnie pokazano, jak pod wpływem Aurory, zaczyna dostrzegać uczucia i drugiego człowieka. Jest to głównie zasługa świetnej kreacji Van Diesela.
Bardzo interesująco pokazano świat - domy sprawiają wrażenie, opustoszałych fabryk, wszystko jest zardzewiałe, zepsute i szare. Wszędzie są gruzy, wielkie doły po bombach, a po ulicach biegają terroryści. Świat ten jest wręcz fascynujący w swojej brzydocie. Przykuwa wzrok, zresztą jak sama historia, szybka, pełna zwrotów akcji. Mimo, że logika fabuły pozostawia czasem wiele do życzenia, a cała historia jest trochę przekombinowana a chwilami wręcz nachalna, jest to interesujące kino.
"Babylon" to dobre widowisko, z pięknie pokazanymi relacjami dwojga bohaterów, jest znakomitą wizualnie rozrywką, formą ekranowego komiksu.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC