"Niedokończone życie" to historia młodej wdowy, która uciekając przed maltretującym ją kochankiem, ukrywa się ze swoją nastoletnią córką na ranczo teścia. Nie jest to dla niej najwygodniejsze rozwiązanie, albowiem ten obarcza ją odpowiedzialnością za śmierć syna. W nieprzyjaznych warunkach kobieta próbuje rozpocząć nowe życie.
Mając w dorobku tak wzruszające obrazy jak "Co gryzie Gilberta Grape'a?", "Wbrew regułom" czy "Kroniki portowe", Hallström swoim najnowszym filmem obniża poziom. Historia jest banalna i oparta na ogranych schematach, przez co perypetie atrakcyjnej wdowy, zagubionej nastolatki, starzejącego się ranczera i jego przyjaciela-kaleki ogląda się bez zainteresowania, tym bardziej, że finał historii można bardzo łatwo odgadnąć już po pierwszych minutach produkcji. Także porównanie życia leciwych ranczerów do losu uwięzionego niedźwiedzia jest nad wyraz toporne.
Rozczarowuje również obsada. Jennifer Lopez brakiem polotu w kreowaniu zmęczonej, ale wciąż pełnej życia młodej kobiety, udowadnia, że jej przeznaczeniem nie są dramaty, ale lekkie komedie romantyczne. Robert Redford nie jest w stanie przekonać widza, iż jest zdolny do nienawiści i od razu wychodzi dobre serce wcześniej kreowanych przez niego postaci. Jedynie Morgan Freeman jest znośny w roli pokiereszowanego ranczera. Jednak zestawienie go z nieszczęśliwym niedźwiedziem miejscami budzi śmiech.
"Niedokończone życie" można sobie bez żalu podarować, tym bardziej, że już w przyszłym miesiącu na polskie ekrany wchodzi następne dzieło Hallström - nowe wersja historii o największym kochanku świata - Casanovie. Miejmy nadzieję, że mistrz wrócił do formy.