Juliusz Machulski, twórca kultowych polskich komedii, takich jak "Seksmisja", "Killer" czy "Vinci" - tym razem jako producent, przedstawia dynamiczną i zabawną komedię utrzymaną w klimacie najlepszych filmów Guy’a Ritchie, czy takich hitów jak "Ocean’s 11".
Czy uczucie do jaja wartego 18 milionów dolarów może doprowadzić gang mecenasa Szaro za kraty? Kim tajemnicza pułkownik Dowgird steruje z tylnego siedzenia? Jak rozbić układ? O tym wie Małolat, który w obronie zastraszonej przez gangsterów rodziny, organizuje grupę wsparcia. Wybiera spośród najlepszych: jego ludzie przeszli przez niejedno piekło. Teraz muszą zastawić pułapkę i Szaro zrobić… na szaro. Z jajem.
Juliusz Machulski, twórca kultowych polskich komedii, takich jak "Seksmisja", "Killer" czy "Vinci" - tym razem jako producent, przedstawia dynamiczną i zabawną komedię utrzymaną w klimacie najlepszych filmów Guy’a Ritchie, czy takich hitów jak "Ocean’s 11".
Czy uczucie do jaja wartego 18 milionów dolarów może doprowadzić gang mecenasa Szaro za kraty? Kim tajemnicza pułkownik Dowgird steruje z tylnego siedzenia? Jak rozbić układ? O tym wie Małolat, który w obronie zastraszonej przez gangsterów rodziny, organizuje grupę wsparcia. Wybiera spośród najlepszych: jego ludzie przeszli przez niejedno piekło. Teraz muszą zastawić pułapkę i Szaro zrobić… na szaro. Z jajem.
"Ostatnia akcja" to "Ocean Eleven" po polsku. Z tą wszakże różnicą, że główny bohater nie jest "sprawiedliwym" złodziejem, a człowiekiem honoru stającym naprzeciw przestępców. W jego towarzystwie pojawiają się stuprocentowi faceci i super kobiety. Intrygują, żartują, a często jest to humor czarny...
Na ekranie oglądamy plejadę znakomitych aktorów – filary polskiej kinematografii, m.in.: niezapomnianego Kwinto - Jana Machulskiego, Mariana Kociniaka, pamiętnego Franka Dolasa z "Jak rozpętałem II wojnę światową", Barbarę Krafftównę – Honoratkę z "Czterech pancernych", Alinę Janowską – Irenę Kamińską z "Wojny domowej". Partnerują im koledzy ze średniego pokolenia: Piotr Fronczewski, Marek Kalita, Małgorzata Potocka i najmłodsi: Antoni Pawlicki, Szymon Mysłowski, Karolina Gorczyca. Wszyscy grają jak z nut.
Debiut filmowy Michała Rogalskiego to skrząca się humorem komedia sensacyjna, w której, obok wartkiej akcji i błyskotliwej intrygi, na uwagę zasługują odniesienia - w groteskowym ujęciu - do kondycji współczesnego społeczeństwa.
Reżyser ze smakiem żartuje z przekornej natury Polaków, skorych do kłótni, ale zarazem gotowych do zgody i poświęceń w przypadku zagrożenia. Pocieszające, że porozumienie z pokoleniem 80-latków z łatwością nawiązują ich wnukowie, zniechęceni biernością pokolenia swoich rodziców (świetny portret pokolenia 50-latków w postaciach syna i synowej głównego bohatera, w interpretacji Marka Kality i Małgorzaty Potockiej). Rogalski bawiąc się fabułą i formą filmu miłośnikom gatunku daje erudycyjną przyjemność odgadywania licznych cytatów z historii polskiej kinematografii.
Wartością samą w sobie jest oglądanie wybitnego aktora Jana Machulskiego, który po raz ostatni przed śmiercią wcielił się w główną rolę. Klasa, elegancja i naturalny wdzięk aktora zachowały świeżość od "Ostatniego dnia lata" – debiutu (!) Tadeusza Konwickiego z 1958 roku. Małolat z "Ostatniej akcji" – debiutu (!) Michała Rogalskiego - podobnie jak niezapomniany Kwinto z "Vabanku" – debiutu (!) Juliusza Machulskiego - wpisuje się w kanon polskiego aktorstwa filmowego.
Film "Ostatnia akcja" ilustrowany jest niebanalną muzyką, jego dodatkowym walorem jest niezwykle malowniczo sfotografowana przez Karinę Kleszczewską Warszawa. Krajobrazy stolicy dawno w polskim filmie nie miały tak oryginalnego portretu. Połączenie nowocześnie opowiedzianej historii z nutką sentymentalizmu oraz błyskotliwe i dowcipne dialogi dają przyjemność oglądania filmu każdemu pokoleniu widzów.
Debiutuje Pan w filmie fabularnym komedią sensacyjną. Dlaczego wybrał Pan właśnie ten gatunek filmowy? Komedia to, wbrew pozorom, poważne wyzwanie.
Właściwie sprawił to przypadek. Miałem, i mam, kilka projektów filmowych, okazało się jednak, że komedia sensacyjna jest gatunkiem, który najbardziej interesuje producentów. I tak zamiast "poważnego" filmu, zadebiutowałem właśnie komedią sensacyjną. Gdyby ktoś w czasie studiów w szkole filmowej powiedział mi, że tak będzie - nie uwierzył bym mu.
Swoją działalność scenariuszową “na serio" zaczynałem od napisania z Xawerym Żuławskim pierwszej wersji scenariusza, który został później przez niego zrealizowany jako “Chaos". Potem były filmy szkolne i… kilkuletnia czarna dziura - jak to zwykle bywa po szkole. W końcu zrozumiałem, że jeśli sam nie napiszę sobie scenariusza, to nikt inny tego za mnie nie zrobi. I tak od jakiegoś czasu piszę kilka scenariuszy na raz - tworzę sobie narzędzia. Niektóre z nich spotkały się z uznaniem PISF i dostałem stypendia na ich napisanie. Więc jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i system finansowania filmów w Polsce nie załamie się, mam nadzieję, że uda mi się zrealizować w najbliższych latach kilka z zamierzonych projektów.
O tym zaś, że komedia jest faktycznie gatunkiem trudnym dowiedziałem się na planie i później w montażu walcząc o pointy. Jednak - z drugiej strony - nie jest to, mam nadzieję, typowa polska komedia opierająca się na niewyszukanym i dość prostym poczuciu humoru. Wzorowaliśmy się pisząc, wraz z Krzysztofem Rakiem, scenariusz - i realizując go z ekipą na planie - na klasycznych komediach z lat 60. i 70. gdzie ważniejsza była atmosfera pewnego dystansu do rzeczywistości, niż chęć zmuszenia widzów do śmiechu za wszelką cenę.
Temat "Ostatniej akcji" jest bardzo współczesny, ale opowiada Pan go przez pryzmat tradycji polskiego kina. Co w historii filmu polskiego jest Panu szczególnie bliskie?
Wydaje mi się, że najważniejsza jest ironia i dystans do rzeczywistości, bez tej rzeczywistości zbytniego wykrzywiania (w stronę komediową). Zresztą zawsze bardziej mnie interesowały losy małych ludzi w trybach historii niż eposy bohaterskie. Dlatego bliższe było mi kino np. Munka, niż Wajdy. Niestety, wizja Munka nie znalazła zbyt wielu naśladowców w polskim kinie (zapewne również z powodu jego przedwczesnej śmierci) i dominującym bohaterem, który zawładnął wyobraźnią całego właściwie narodu, stały się postaci romantyczne rodem z "Kanału", "Popiołu i diamentu", czy "Człowieka z żelaza". Swoją drogą ciekawe jak np. lata 70. czy 80. skomentowałby Munk... Są w naszym filmie cytaty z "Zezowatego szczęścia" - nawet jedno ujęcie z takim samym ustawieniem kamery: na Żoliborzu, na ul. Suzina. Są też odwołania do "Popiołu i diamentu". Bliski jest mi również Has ze swoim wizjonerstwem i wyobraźnią plastyczną – no, ale siłą rzeczy, do niego w tym projekcie odwołań nie ma.
Nie często debiutantowi udaje się pozyskać gwiazdorską obsadę, tymczasem w "Ostatniej akcji" oglądamy same tuzy polskiego aktorstwa: Jana Machulskiego, Mariana Kociniaka, Barbarę Krafftównę, Alinę Janowską, Wojciecha Siemiona. Jak Pan tego dokonał?
Magia dobrego scenariusza, hehehe... Po prostu po przeczytaniu tekstu wszyscy zgodzili się entuzjastycznie. Z późniejszych rozmów wynikło, że dostrzegli w tym tekście wiele możliwości i warstw znaczeniowych. Bo pisząc, nie chcieliśmy by była to tylko czcza rozrywka. Staraliśmy się podjąć dyskusję ze współczesnością, pokazać konflikt bezideowych czasów współczesnych ze światem wartości, w których było wychowane starsze pokolenie. Można by też powiedzieć, że istotny był, szeroko obecnie komentowany, motyw roli i przydatności ludzi starych w społeczeństwie. Najczęściej słyszanym komplementem było: "Nareszcie scenariusz "o czymś" " Mam nadzieję, że to wszystko zostanie zauważone przez publiczność.
Jana Machulskiego nie ma już z nami. Jak Pan go zapamiętał?
Janek był wspaniałym, bezpośrednim, otwartym człowiekiem, entuzjastycznie nastawionym do wszelkiej działalności filmowej. Był też perfekcjonistą dbającym o wiarygodność postaci - także w kostiumie i detalach zachowania. Pamiętam, że gdy graliśmy sceny bez jego udziału słyszałem na słuchawkach jak powtarzał rolę siedząc gdzieś z boku z włączonym mikroportem.
Czy dobrze domyślam się, że przed rozpoczęciem realizacji z taką obsadą towarzyszyła Panu trema: w końcu to Pana pierwszy film fabularny, a Oni wystąpili w co najmniej kilkudziesięciu. Nie obawiał się Pan, że będą pouczać, patrzeć na ręce. A może ich doświadczenie okazało się bardzo pomocne, a aktorzy swoim zachowaniem wspierali Pana w pracy?
Tremy nie było - nie przypominam sobie. Nie muszę chyba jednak mówić, że był to dla mnie rodzaj zaszczytu, że zgodzili się ze mną współpracować. Gdy stanęli na planie byli po prostu świetnymi aktorami, którzy zaufali mi osobiście i zaufali pomysłowi na opowiedzenie tej historii. Znaleźli się w moich rękach i - zawsze to sobie powtarzałem na planie - będę się smażył w piekle, jeśli zawiodę ich zaufanie. Nie miałem z nimi żadnych problemów - nie zachowywali się jak gwiazdy i nie pouczali mnie. To było czyste partnerstwo i za to jestem im najbardziej wdzięczny. Ja czerpałem z ich doświadczenia, a oni czerpali ze mnie. Co? Nie wiem. Energię, debiutancką bezczelność. Dość, że wciąż dzwonimy do siebie rozmawiając o filmie i staramy się podtrzymać nasze relacje.
Zwykle plan zdjęciowy, poza ciężką pracą, jest miejscem rodzenia się anegdot, które później żyją własnym życiem, nierzadko tworząc specyficzną "historię kina". Czy na planie "Ostatniej akcji" miały miejsce zabawne, a może dramatyczne wydarzenia? Proszę o nich opowiedzieć.
Mnóstwo takich wydarzeń miało miejsce - niektóre do publikacji, inne pewno nie. Przytoczę tu jedno zdarzenie: pierwszego dnia zdjęciowego na plan podjechała taksówka z Marianem Kociniakiem. Otworzyły się drzwi i wyszedł Maniek. Kompletnie pijany. Nogi się pode mną ugięły, bo to ważna scena była. I już chciałem jakoś interweniować (nie wiem nawet jak i gdzie) gdy okazało się, że Maniek wygłupiał się i był oczywiście zupełnie trzeźwy. Ale jaki przeżyłem stres – tego nie wie nikt.
Jak skomentuje Pan twierdzenie, że kiedy ekipa realizująca komedię bawi się na planie, to widzowie nie bawią się w kinie. I na odwrót.
W skrócie - śmiech na planie - płacz na ekranie. Absolutna prawda. Jest w tym filmie scena (nie powiem która) gdy cała ekipa śmiała się do rozpuku. W montażu okazało się, że scena jest słaba, ale ponieważ była ważna dla narracji, więc nie wyleciała z filmu. Ale tylko dlatego.
Co okazało się najtrudniejsze podczas realizacji, a co nieoczekiwanie okazało się lekkie, łatwe i przyjemne?
Najtrudniejszy jest czas i presja z nim związana. Na wiele rzeczy czasu nie starczyło. Najważniejsza jest również konsekwencja we wdrażaniu swoich pomysłów w życie. Jeśli coś ominęliśmy, zapomnieliśmy o czymś - to bardzo trudno jest to powtórzyć, zmienić, bo przecież obiekt zdjęciowy został już zdemontowany, jesteśmy gdzie indziej itd. Dla mnie nieoczekiwanie lekka, przyjemna i satysfakcjonująca okazała się współpraca z aktorami.
Film pokazuje bardzo interesująco Warszawę. Pomysł na portretowanie miasta powstał na etapie pisania scenariusza, czy stolica dała natchnienie już podczas kręcenia?
Pomysł na Warszawę był już w scenariuszu. Jako warszawiak od pokoleń jestem z tym miastem związany emocjonalnie i nie wyobrażałem sobie, aby sama Warszawa nie była bohaterem filmu. Zmiany miasta, jego nieznane zakątki, zaskakujące perspektywy znane tylko koneserom, którzy przywiązują wagę do takich odkryć, trudno uchwytny charakter - to wszystko dodaje historii zarówno wiarygodności, jak i atmosfery. Możemy niemal przejść wraz z bohaterami ich trasę, rozpoznać miejsca i identyfikować się z opowiadaniem. Jakiś czas temu modne było psioczyć na to miasto. Że brzydkie, że bez charakteru, że martwe. Od pewnego czasu to się zmienia: ludzie zaczynają dostrzegać jego urok. A nie jest to przestrzeń łatwa. Zniszczone przez wojnę i nieudaną odbudowę powojenną - jednak zachowuje swój charakter i coraz wyraźniej go ujawnia. Poza tym sami bohaterowie - sól ziemi warszawskiej - powstańcy, niosą w sobie wspomnienie tej innej Warszawy - nie zniszczonej i piękniejszej. To miasto zasługuje na to by o nim opowiadać, by tworzyć jego legendy. Duch "Złego" Tyrmanda towarzyszył nam w czasie kręcenia i staraliśmy się wykorzystać to towarzystwo. Są miasta, gdzie niemal każdy zaułek ma swą legendę wplecioną w kulturę. Warszawa też zasługuje na takie potraktowanie.
Jest Pan wykształconym dziennikarzem i reżyserem, pracuje jako scenarzysta, producent, dokumentalista, za Panem pierwsza fabuła. Co Pana najbardziej "kręci"?
Jak już wspomniałem, interesują mnie "mali ludzie". Może jest to inspiracja Munkiem, może mój background dokumentalisty. Z drugiej strony kręci mnie kino w ogóle, we wszystkich jego odmianach. Dlatego bardzo nie chciałbym - i było to moją początkową obawą - zostać zaszufladkowany jako facet od komedii. Moje następne projekty są absolutnie nie komediowe, chociaż po "Ostatniej akcji" bardzo zasmakowałem w tym gatunku i mam większą świadomość jego możliwości. Chciałbym jeszcze zrobić coś takiego, będąc lepiej przygotowanym do specyfiki gatunku i bogatszym o doświadczenia z realizacji "OA". Nie chciałbym również zapominać o dokumentach, bo dzięki nim można utrzymać zdrowy kontakt z rzeczywistością i wchodzić w miejsca oraz poznawać ludzi, do których normalnie nie miałbym dostępu. Jeśli chodzi o filmy, które lubię oglądać to najważniejszym i najbardziej inspirującym okresem dla mnie jest wciąż amerykański przełom lat 60. i 70. Czasy, gdy zaczynali Scorsese, Coppola, Spielberg i wielu, wielu innych, którzy potrafili połączyć ważne problemy z atrakcyjną formą czyli kino tzw. ambitne, z kinem atrakcyjnym dla szerokiej widowni.
Wygrał Pan polską edycję konkursu scenariuszowego Hartley Merril, zajął drugie miejsce w edycji światowej. Proszę zdradzić co to za scenariusz i czy jest szansa, na jego realizację.
Scenariusz "Letnie przesilenie" jest dziejącą się w czasie wojny historią miłości i przyjaźni niemożliwych. Jest to historia Polaka, Niemca, Żydówki i Polki, którzy starają się za wszelką cenę zignorować otaczający ich świat, aby przeżyć w pełni swoją młodość. Przyjdzie im za to zapłacić wielką cenę. Obecnie mam już producenta, trwa doskonalenie scenariusza i poszukiwanie koproducentów zagranicznych. Szukam też aktorów i lokalizacji. Wszystko wskazuje na to, że zdjęcia ruszą w lecie przyszłego roku.
Jest jeszcze jeden projekt związany ze studiem Kalejdoskop. Jest to historia oparta na faktach związanych z głośną 12 lat temu sprawą porwania i zabójstwa maturzysty w Warszawie przez bandę dowodzoną przez kobietę. Ten projekt jest w stadium developmentu - dokumentacji i pisania scenariusza.
A teraz - w kilku zdaniach - jak zarekomendowałby Pan widzom "Ostatnią akcję"?
Hm… Oprócz tego, że mamy w filmie doborową obsadę, że jest to ostatnia rola Janka... Mam nadzieję, że film ten będzie pewnego rodzaju powrotem do kina sensacyjno-komediowego w dobrym gatunku, czerpiącego z bogactwa rodzimej i zagranicznej popkultury. Próbą udowodnienia, że możliwa jest inteligentna rozrywka nie opierająca się na wulgarnym słownictwie i niewyszukanych gagach.
"Ostatnia akcja" jest komedią i wymaga przejrzystej formy. Bardzo uważaliśmy na to, żeby forma nie przysłaniała treści i przede wszystkim, żeby nie przeszkadzała aktorom. Starałam się świecić szeroko, naturalistycznie i tak, żeby aktorzy mieli jednocześnie swobodę i dobre światło.
Przy okazji tworzenia Ostatniej Akcji miałam niezwykłą okazję spotkać się z tak wspaniałymi aktorami jak Jan Machulski, Marian Kociniak, Barbara Krafftówna, Alina Janowska i doświadczyć w codziennej pracy ich niezwykłego profesjonalizmu, poczucia humoru, kreatywności i warsztatu. Dzięki ich bezpośredniości i otwartości na innych praca była przyjemnością.
Najwięcej kłopotów sprawiała niestabilna aura. Ostatnia akcja jest filmem w dużej mierze plenerowym, często jedną sekwencję kręciliśmy przez kilka dni. W takim przypadku stabilna pogoda jest bardzo przydatna w utrzymaniu konsekwencji fotograficznej. Przez większość czasu mieliśmy szczęście, niestety przy pracy nad sceną finałową, którą kręciliśmy przez kilka dni, los się odwrócił i zostaliśmy zmuszeni do pracy w zmiennych warunkach atmosferycznych, a następnie do wyrównywania obrazu za pomocą cyfrowej postprodukcji.
Bardzo zależało nam na stworzeniu wyrazistego obrazu Warszawy, nie tylko jako miejsca ale i bohatera dramatu. Emocjonalną mapę miasta wszyscy (zarówno reżyser, scenograf, jak i ja ) mamy w głowie od dzieciństwa. To nam bardzo pomagało w dokumentacji i ustaleniu lokalizacji. To miasto jest bardzo różnorodne, każda dzielnica jest osobna. Siłą rzeczy portretując Warszawę zdecydowaliśmy się na rodzaj patchworku, łączącego nowe ze starym, małomiasteczkowe z wielkomiejskim, bogate z biednym.
Chcieliśmy też uchwycić przemijanie, zarejestrować proces przemiany przestrzeni. Współczesność polega na burzeniu starych i budowaniu nowych budynków, czym nieodwracalnie zmienia się charakter miasta i co nie zawsze jest dla niego korzystne.
Mieliśmy wybraną piękną lokalizację na tyłach ulicy Marszałkowskiej - piękne stare przedwojenne podwórko, całe zarośnięte mchem, z fontanną na środku. Oczywiście kamienica była opuszczona i zaniedbana od lat. Planowaliśmy w tym miejscu nakręcić scenę, w której warszawscy gangsterzy przerzucają łupy. Niestety na kilka dni przed zdjęciami okazało się, że władze miasta postanowiły zburzyć ten zabytek i diabli wzięli nasze plany, a Warszawa straciła kolejny magiczny, przedwojenny zakątek. A my, idąc za głosem intuicji nakręciliśmy scenę na gruzach, bo to wciąż jest Warszawa.
Jak "Ostatnią akcję" podsumowuje Ewa Jastrzębska, kierownik produkcji?
"Ostatnia akcja" to:
60 umów aktorskich
50 osób ekipy
34 dni zdjęciowe
ok. 26 kilometrów zużytego negatywu
jeden oddział reprezentacyjny Wojska Polskiego i salwa honorowa
spora grupa Powstańców Warszawskich
jeden tort urodzinowy z okazji 80-tych urodzin Jana Machulskiego
Jeżeli zsumujemy wiek aktorów grających główne role:
Barbara Krafftówna- 80 lat
Alina Janowska- 85 lat
Jan Machulski- 80 lat
Marian Kociniak- 72 lat
Lech Ordon- 80 lat
Wojciech Siemion- 80 lat
Witold Skaruch- 78 lat
Piotr Fronczewski- 62 lata
Marek Kalita- 50 lat
Antoni Pawlicki- 25 lat
Wojciech Kalarus- 40 lat
i wiek głównych realizatorów :
Michał Rogalski – 38 lat
Karina Kleszczewska – 36 lat
to średni wiek osoby realizującej film debiutancki wynosi 62 lata, czyli taki debiutant tuż przed emeryturą.
To wszystko liczby, ale wspomnienia związane z tym filmem to nie tylko one. Spotkanie na planie z aktorami, którzy tworzą historię polskiego kina, to niezapomniane doświadczenie. Myślę, że wszyscy nauczyliśmy się od Nich takiego sposobu pracy, o który w dzisiejszych czasach trudno. Zawsze przygotowani, zawsze punktualni, zawsze życzliwi dla kolegów i ekipy, a do tego fantastyczne poczucie humoru. W trakcie zdjęć okazało się, że ciągle żyją w pamięci widzów role tych wszystkich fantastycznych aktorów, bo w każdym miejscu Warszawy, gdzie były realizowane zdjęcia, nawet młodzi ludzie bardzo żywo reagowali na widok naszych "wiekowych" aktorów.
W pamięci pozostanie mi też zdarzenie śmieszne i straszne zarazem. Pierwsza scena filmu to napad na "jubilera" na rogu ulicy Kruczej i Alei Jerozolimskich. Ta scena gdzie samochód ostro skręca ze skrzyżowania na chodnik przed sklepem i zamaskowani faceci z bronią wchodzą do sklepu jubilerskiego była filmowana z ostatniego piętra wieżowca przy Rotundzie, więc na dole nie było żadnego sprzętu zdjęciowego. W kamerach rejestrujących ruch uliczny wyglądało to jak prawdziwy napad na bank. Na reakcję policji długo nie było trzeba czekać. Pojawiły się dwa radiowozy i gdyby nie pomoc policjantów, którzy pomagali nam w regulowaniu ruchem na skrzyżowaniu, to nie wiem, czy nie wylądowalibyśmy na komisariacie.
Inspiracją do całej historii była zaobserwowana kiedyś na Żoliborzu scenka kopania ogródka przez parę starszych ludzi. Pomyślałem sobie - a co by było gdyby oni wykopywali skrzynię z bronią...?
Najwięcej pozytywnych reakcji i wręcz miłości fanów doświadczyła pani Basia Krafftówna. Ponieważ prywatnie zupełnie nie jest "podobna do siebie" gdy występuje w kostiumie, a zwłaszcza w peruce (pani Basia występuje wyłącznie w perukach i nigdy nie używa swoich własnych włosów) ludzie reagują żywiołowo i nieraz musieliśmy odczekać aż fani odejdą.
Kręciliśmy na Żoliborzu w barze mlecznym. Dwóch meneli chcących wejść zostało powstrzymanych w drzwiach. Jeden z nich zerknął do środka i skomentował: "O Kociniak. Rozpętuje trzecią wojnę światową".
Podczas kręcenia w Katedrze Polowej naszymi statystami byli autentyczni powstańcy i weterani ze Światowego Związku AK. Jako ludzi starsi szybko stracili cierpliwość. Część z nich nie wiedziała, że bierze udział w filmie, myśleli, że to prawdziwa uroczystość. W pewnym momencie sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Reżyser musiał działać i usilnie przekonywać ich by zostali. Prawdziwy ratunek przyszedł wraz z pojawieniem się Aliny Janowskiej. Wpłynęła do Katedry jak dama i dawała się całować w rękę wszystkim zgromadzonym, dowcipkując tu i ówdzie. W jednej chwili wszyscy ci do niedawna wrogo nastawieni weterani, zamienili się w owieczki. A Alina chodziła między ławkami tarmosząc ich delikatnie i dając się całować. Mówiła do nich per “chłopaki", obiecywała nawet striptiz. Scenę udało się nakręcić koncertowo.
Podczas kręcenia sceny zbiorowej pod domem Gogi zauważyłem, że Maniek Kociniak siedzi w grupie aktorów i mówi wszystkim jak to, jego zdaniem, powinni grać. Natychmiast pojawiłem się tam i spytałem “Maniek, co robisz?" A Maniek, głosem przyłapanego na psotach dziecka wydukał: “reżyseruję... ale już nie będę."
Chcąc sfilmować klimat miasta szukaliśmy nietypowych lokalizacji. W dwóch przypadkach zatwierdzona już lokalizacja została zburzona na dzień przed zdjęciami. Jedna z nich znajdowała się na Marywilskiej i była to część dawnej fabryki domów. Przyjechaliśmy na plan z myślą o realizacji i zastaliśmy kompletnie zmieniony krajobraz z buldożerami kończącymi burzenie ogromnej betonowej konstrukcji, która stała tam jeszcze dwa dni wcześniej. Innym znów razem mieliśmy kręcić na zapuszczonym podwórku na tyłach Al. Jerozolimskich. Gdy pojawiliśmy się tam z kamerą dwa dni po dokumentacji - zastaliśmy tylko kupę cegieł. Powstało zagrożenie, że wszędzie gdzie pojawimy się i będziemy chcieli zrobić zdjęcia - natychmiast buldożery nas dogonią i zburzą obiekt.
Dwaj Japończycy grający w fimie to tak na prawdę Polacy: Tomoho i Toho, który jest do tego stopnia Polakiem, że tańczy w Mazowszu.
Wojtek Kalarus czyli komisarz Majchrowski był tak drobiazgowy w przygotowaniach, że aż znalazł jakieś specjalne, obrzydliwe, brązowe papieroski, które chciał palić. Pod koniec zdjęć wszyscy już je palili i rekwizytor wydzielał "Kalarusy" chętnym. W ostatniej scenie okazało się, że papierosów nie ma. Zostały wypalone.
Jaja Faberge zrobione na potrzeby filmu są srebrnymi, jubilerskimi kopiami autentycznego zaginionego jaja z 1909 roku upamiętniającego Aleksandra III. Zdjęcia zakończyliśmy, symbolicznie, lecz zupełnie przypadkowo, pierwszego sierpnia.
Jan Machulski - Małolat, Zygmunt Zuber
Jan Machulski. Aktor, reżyser teatralny, pedagog. Urodził się w Łodzi 3 lipca 1928 roku, zmarł 20 listopada 2008. "Ostatnia akcja" to jego ostatnia rola filmowa. Występował na scenach teatrów w Łodzi i Warszawie, od 1974 roku był wykładowcą na Wydziale Aktorskim PWSFTviT, w latach 1982-84 i 1989-96 był dziekanem tego wydziału. Był twórcą Festiwalu Szkół Teatralnych, jaki odbywa się w Łodzi, założycielem (wraz z żoną Haliną Machulską) ogniska teatralnego dla dzieci i młodzieży przy Teatrze Ochoty w Warszawie (później szkoły działającej przy Polskim Ośrodku Międzynarodowego Stowarzyszenia Teatrów dla Dzieci i Młodzieży ASSITEJ), które wykształciło wielu polskich aktorów. Był ojcem reżysera i producenta filmowego - Juliusza Machulskiego. Wybrane nagrody i wyróżnienia: Złoty Krzyż Zasługi, nagroda miasta stołecznego Warszawy, Medal Edukacji Narodowej z okazji jubileuszu 40-lecia pracy artystycznej, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski z okazji 50-lecia PWSFTviT, "Gwiazda" na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi, w Alei Gwiazd (w okolicach Hotelu Grand i kina "Polonia"), której był pomysłodawcą), tytuł "Łodzianin Roku 1998", tytuł Honorowego Obywatela Zamościa, podczas VII Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd, "Złota Żaba" dla polskiego aktora na 11 Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych "Camerimage" w Łodzi, "Offskar" (Polska Nagroda Kina Niezależnego) za całokształt twórczości i wspieranie kina offowego, Nagroda Miasta Łodzi, honorowe obywatelstwo miasta Łodzi, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (przyznany pośmiertnie).
Alina Janowska to jedna z najpopularniejszych polskich aktorek charakterystycznych. Urodziła się w Warszawie, była uczestniczką Powstania Warszawskiego, ale powojenne lata spędziła w Łodzi – tu w 1946 roku wystąpiła po raz pierwszy w filmie: były to "Zakazane piosenki". W 1947 przeniosła się ponownie do Warszawy. Była aktorką warszawskich teatrów: Nowego, Wojska Polskiego (późniejszy Dramatyczny), Syrena, Buffo, Komedia. Wieloletnia przewodnicząca Sekcji Estrady ZASP-u. Żona słynnego szermierza, mistrza olimpijskiego Wojciecha Zabłockiego, matka reżysera (przede wszystkim teledysków) i poety (m. in. autora tekstów do piosenek Grzegorza Turnaua) Michała Zabłockiego.
Marian Kociniak jest aktorem filmowym i teatralnym od 50 lat występującym nieprzerwanie na scenie Teatru Ateneum. Wielokrotnie nagradzany, m.in.: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Nagroda za najlepszą drugoplanową rolę męską w spektaklu "Moskwa-Pietuszki" na Festiwalu Polskiej Twórczości Telewizyjnej, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w pracy artystycznej. Podczas VIII Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach odcisnął dłoń na Promenadzie Gwiazd.
Barbara Krafftówna debiutowała w gdańskim Teatrze Wybrzeże w 1946 roku, później występowała w Łodzi, Wrocławiu, Warszawie. Lata 1982-98 spędziła w Stanach Zjednoczonych. Pod koniec lat 90. wróciła, by wystąpić w kilku filmach, programach telewizyjnych i spektaklach teatralnych. Ogromną, masową popularność przyniosły jej występy w "Kabarecie Starszych Panów" i wielka rola w filmie "Jak być kochaną".
Piotr Fronczewski - Mecenas Szaro
Piotr Fronczewski jest aktorem teatralnym i filmowym ( w filmie zadebiutował 50 lat temu, jako 12-letni chłopiec). Związany jest z Teatrem Ateneum, występuje w kabarecie "Pod Egidą", wielką popularność przyniosła mu postać Pana Piotrusia w telewizyjnych kabaretach Olgi Lipińskiej. Jako Franek Kimono i Pan Kimono wydał dwie płyty z piosenkami.
Antoni Pawlicki - Robert Malinowski
Antoni Pawlicki to jeden z najbardziej obiecujących aktorów najmłodszego pokolenia. Syn operatora Tadeusza Pawlickiego, wnuk aktorki Barbary Rachwalskiej.
Karolina Gorczyca - Magda
Karolina Gorczyca, w 2007 roku ukończyła PWST w Krakowie.
Szymon Mysłakowski - Mateusz Zuber, wnuk Zygmunta
Małgorzata Potocka - synowa
Aktorka, reżyser, producent filmowy, od roku 2006 dyrektor Łódzkiego Ośrodka TVP, córka scenografa Ryszarda Potockiego.
Marek Kalita - Tomasz Zuber, syn Zygmunta
Marek Kalita, aktor związany z teatrami Łodzi, Krakowa, od 10 lat z warszawskim Teatrem Rozmaitości.
Michał Rogalski (reżyser)
"Ostatnia akcja" jest debiutem fabularnym reżysera. Jest absolwentem Szkoły Dziennikarstwa Rutgers w Warszawie, Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, Wydziału Reżyserii PWSFTViT w Łodzi.
Pracował jako realizator programów i reportaży dla TVP SA oraz jako producent wykonawczy i asystent reżysera polskich dni zdjęciowych filmu Andrzeja Żuławskiego "La Fidelite" i polskich dni zdjęciowych filmu Arnauda Desplechin "Esther Kahn", drugi reżyser przy spektaklu Teatru TV Janusza Majewskiego pt. "Siła komiczna". Jest reżyserem filmów dla polskiej wersji kanału Animal Planet. Dla TVP zrealizował m.in.: film dokumentalny "Matka śmierć", "Kozietulskiego 6" - dokument z cyklu "Wielcy Rodacy“ – biografia mec. Edwarda Wende.
Karina Kleszczewska, operator obrazu. Absolwentka Wydziału Operatorskiego łódzkiej PWSFTviT