FILM

Róża (2011)

Recenzje (1)

1945/1946. Wojna się zakończyła, ale czy na pewno? Róża jest Mazurką, którą los zepchnął na samo dno poniżenia. Teraz polskie władze i osadnicy traktują jako Niemkę. Sąsiedzi widzą w niej zdrajczynię, gdyż to właśnie w jej gospodarstwie sowieci urządzili sobie bazę. Tadeusz to z kolei były AK-owiec, który się nie ujawnił. Na jego oczach hitlerowcy zabili mu żonę. Poznaje Różę, przekazując jej informację i pamiątki po jej mężu, którego śmierci był świadkiem. Nikt z tej dwójki nie marzy o "pokonaniu samotności", czerpaniu radości z życia. Chcą, po prostu, przetrwać pośród ludzkiej, politycznej, kulturowej i historycznej dziczy.

Naturalistycznie okrutne, prawdziwe i bezkompromisowe, chwytające za gardło, wyciągające na wierzch najobrzydliwsze cechy człowieka, Polaka - w naszym kinie mamy obecnie tylko jednego reżysera, który potrafi kręcić takie właśnie filmy, który mówi w sposób tak wyrazisty i trafny. Bardzo konsekwentnie, zawsze do bólu. W "Róży" Wojciech Smarzowski ukazuje swoje odrobinę inne oblicze, nieco delikatniejsze niż w "Weselu" i "Domu złym". Sam podkreśla, iż chciał nakręcić opowieść o miłości. I tak też zrobił. Interesujący go materiał odnalazł w scenariuszu Michała Szczerbica. Nie, nie jest to kolorowy romans z happy endem. Smarzowski na dużym ekranie bajkami się nie zajmuje, nawet gdy szuka serca.

- "Róża" jest filmem o miłości. Miłości na gruzach. Miłości w czasach nieludzkich - sam określa swoje dzieło, utkane nie tylko z trudnych uczuć, bólu, walki o przetrwanie i resztki godności, ale i przerażającej i autentycznej historii. Dla wielu widzów "Róża" będzie szokująca, nie tylko ze względu na charakterystyczny drastyczny styl Smarzowskiego, ale przede wszystkim z powodu tego, iż odkrywa on przed widzami fakty zapomniane, zepchnięte gdzieś do niebytu w świadomości narodowej, omijane przez podręczniki i kulturę.

Mistrzostwa Smarzowskiego nie trzeba wychwalać. Swoje ciosy zadaje, jak zwykle, perfekcyjnie. Takich też ma aktorów - zarówno tych, z którymi pracował przy wcześniejszych filmach, jak i nowych. Dla Agaty Kuleszy kreacja Róży to być może rola życia. Jeden z najciekawszych i najsmutniejszych portretów kobiecych nie tylko w naszym kinie. Marcin Dorociński (Tadeusz) miał już wcześniej wiele okazji, by pokazać różne oblicza talentu, nie zaskakuje więc, że znowu jest genialny. Taki też przymiotnik najtrafniej charakteryzuje "Różę", choć recenzent na pewno użyje go z obawą, aby przez przypadek nie przestraszyć tym samym widza i nie zaszkodzić filmowi.

W czasie seansu nie będziecie czuć się dobrze i komfortowo. Po, może spróbujecie uciec od niego myślami, tylko że niektórych scen i emocji nie zdołacie wymazać. Długo będą was uwierać, kłuć. Będzie wam źle, gorzko, smutno. Będzie wam brakowało słów. Jeżeli chcecie zobaczyć jeszcze jeden dramat o wojnie i bohaterstwie, z kilkoma oklepanymi morałami, wybierzcie inny film. Jeżeli chcecie zobaczyć jeszcze jedną superprodukcję z przygodą wojenną w tle - to też nie ten adres.

"Róża" wymaga odwagi. Smarzowski i Szczerbic fundują nam cholernie bolesną i okrutną lekcję historii. Ciekawe, czy znajdą się nauczyciele, którzy poważnie potraktują swoich uczniów i pójdą z nimi do kina. To trudniejsze i zdecydowanie bardziej wymagające, niż zbiorowa wycieczka na cukierkową superprodukcję z Nataszą Urbańską w 3D.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC