Louis Ives (Paul Dano) jest nauczycielem angielskiego, miłośnikiem Francisa Scotta Fitzgeralda (i pewnych części garderoby), który chciałby mieć życie jak bohaterowie "Wielkiego Gatsby'ego". Po pewnym incydencie w szkole, w której uczy, wyjeżdża do Nowego Jorku. Zatrudnia się w ekologicznej redakcji i wynajmuje pokój u ekscentrycznego gentlemana (Kevin Klein), który lubi tańczyć frywolnie o poranku, chodzić za darmo do opery i dotrzymywać towarzystwa majętnym damom. Jest jeszcze obrażony sąsiad, garbaty poprzednik i zwyczajna Katie Holmes.
Film jest kapitalnie zagrany, acz brawa należą się przede wszystkim Kevinowi Kleinowi i jego pełnej rozmachu kreacji. Dano może się podobać, niestety już jakiś czas temu wpadł w pewną manierę, poza którą nie potrafi wyjść. John C. Reilly natomiast urzeka, choć to w równej mierze zasługa umiejętności aktorskich, jak i znakomitej, humorystycznie przedstawionej drugoplanowej postaci.
Obraz stanowi pochwałę inności, nonkonformizmu, staromodnego stylu życia, przedstawioną jednak z pewna dozą goryczy, smutku. To opowieść o poszukiwaniu samego siebie, swej tożsamości, seksualności. Wymowna metafora nieprzystosowania, zgubienia. Jak jednak wspomniałam na wstępie to typowe niezależne kino amerykańskie. I słowo "typowy" jest tu niestety kluczowe. "Chłopak do towarzystwa" jest średnim, przeciętnym, dość nijakim dziełem z kilkoma perełkami głównie na poziomie aktorskim. Twórcy niczym szczególnym nie zaskakują. Proponują kameralną, momentami ciekawą, ale i chwilami banalną historię, która nie zostaje na długo w pamięci.
Dla wielbicieli kina rodem z festiwalu Sundance to jednak znakomita propozycja. No i zdecydowanie warto też obejrzeć film, by posłuchać jak Reilly śpiewa.