FILM

Somewhere. Między miejscami (2010)

Somewhere

Recenzje (1)

Jeszcze nim miałam okazję obejrzeć najnowsze dzieło Sofii Coppoli, wydawało mi się, że polski tytuł - "Somewhere. Między miejscami" - to tylko tania sztuczka dystrybutora, który chce przyciągnąć do kin tych, którzy zakochali się w "Między słowami". A umówmy się, nie trudno było się w tamtym filmie zakochać. Okazuje się jednak, że podtytuł dodany do "Somewhere" to znakomita wskazówka dotycząca obrazu.

Coppola ponownie zabiera nas do świata hollywoodzkich sław, który z bliska choć błyszczy i jest pełen luksus, wcale nie jest taki piękny i wspaniały. Tym razem bohaterem jest supergwiazdor kina, Johnny - okrutnie zblazowany i boleśnie znudzony. Jest nieuczesany, łobuziarsko nieogolony, paraduje w spranych koszulkach Black Flag i Sub Popu, a mimo to, jest w stanie zaliczyć numerek z dopiero co poznaną laską jeszcze przed śniadaniem. Trudno powiedzieć, że żyje, raczej wypełnia kolejne dni pustymi czynnościami - imprezy, sesje w charakteryzatorni, udział we włoskich galach, szybka jazda Ferrari, picie i oglądanie blond-bliźniaczek tańczących przy rurze do dźwięków "My Hero" Foo Fighters. Tak naprawdę, jedyne wartościowe chwile spędza w obecności 11-letniej córki Cloe (świetna Elle Fanning).

"Między miejscami" podobnie jak "Między słowami" to film o samotności i obezwładniającej pustce. O tym, jak dobra materialne potrafią tracić na znaczeniu, a większość znajomości okazuje się bezsensowna. A przede wszystkim o tym, jak czasem życie przecieka nam między palcami.

W wymowie obydwa obrazy są podobne. Coppola w obydwu błyskotliwie potrafi uchwycić paradoksy i absurdy codzienności. Wspaniale prowadzi swych bohaterów, kapitalnie punktuje dalekie od ideału niuanse wyidealizowanej Fabryki Snów (fenomenalna scena z Benicio Del Toro w windzie). I tu, i tu potrafi być ujmująco ciepła i pełna uroku. Jak jednak wiemy, diabeł tkwi w szczegółach. Stephen Dorff nie jest Billem Murrayem, Mediolan i Hollywood nie wydają się tak wrogie, a zarazem intrygujące jak Tokio, no i Kevin Shields nie napisał muzyki do "Somewhere". Te zdawać by się drobiazgi sprawiają, że choć pełen zachwycających momentów, najnowszy film Sofii wydaje się wtórny, przepełniony pustymi kadrami i nudnawy. I już nie tak łatwo się w nim zakochać.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC