Akcja komedii nie jest zbyt skomplikowana. Marta Żmuda Trzebiatowska wciela się w funkcjonariuszkę CBŚ, która zostaje przez własnego narzeczonego wrobiona w kradzież zarekwirowanej kokainy. Z pomocą kobiecie w opałach przychodzi trójka nieporadnych, ale oddanych całym sercem braci.

Dla aktorki znanej przede wszystkim ze słodkiej roli w serialu "Teraz albo nigdy!" mogła to być szansa ujawnienia kapki talentu. Niestety twórcy komedii jej tego nie ułatwili wkładając w usta najgorsze z kwestii, wymyślne, ale mało śmieszne kalambury słowne. Grając oszukiwaną funkcjonariuszkę Żmuda Trzebiatowska jest równie drewniana, co odtwarzając szukającą miłości przyjaciółkę. Średnio udała się również transformacja Pawła Małaszyńskiego z bohaterskiego amanta w kompletnego debila. To, co zadziałało w przypadku Brada Pitta w komedii sensacyjnej "Tajne przez poufne" braci Coen, jest niedoścignionym wzorem dla reżysera Patryka Vegi. Na czterech muszkieterów także trzeci, Marcin Bosak, wygląda i gra jak kukiełka. Na szczęście odtwórca najstarszego z braci, Tomasz Karolak, stanął na wysokości zadania. Rola ginekologa z nieszkodliwym zboczeniem i umiłowaniem do lamerskich ciuchów, jest uszyta na jego miarę. Świetnie spisał się także Tomasz Kot jako nieuczciwy policjant, polska przerośnięta wersja Dona Johnsona z "Miami Vice".

"Ciacho" to komedia z potencjałem. Zmarnowanym. Jak przystało na parodię w filmie dominuje niewyszukany dowcip fekalno-erotyczny, a o wartości scenariusza nie decyduje jego stopień skomplikowania, ale anegdotyczność i atrakcyjność gagów. Te, niektóre lepsze, inne jak chociażby wątek rosyjskiego mafioza z zamiłowaniem do baletu, zupełnie chybione, niestety nie są rozmieszczone zbyt równomiernie. Komedii brakuje tempa. Bardzo długo się rozkręca, aby przejść do całkiem udanego finału, w którym dominują zabawnie zobrazowane przeboje muzyczne. Po reżyserze, który przed pięcioma laty zrealizował doskonały film policyjny i serial "Pitbull", można wymagać więcej.