FILM

Lady (2011)

Lady, The
Inne tytuły: Lady - Ein geteiltes Herz, The

Pressbook

Jak związał się pan z projektem „LADY”? Pewnego dnia Michelle przyszła do mnie ze scenariuszem filmu o Aung San Suu Kyi, poszukując producenta i reżysera. Z początku powiedziałem jej, że jestem zawalony różnymi terminami, ale po przeczytaniu scenariusza dosłownie mnie zamurowało! Bardzo mnie poruszyła historia tej kobiety, o której wcześniej prawie nic nie wiedziałem poza kilkoma nagłówkami z gazet. Zadzwoniłem do Michelle z informacją, że chcę wesprzeć ten projekt i jeśli nie ma jeszcze reżysera, zgłaszam swoją kandydaturę. Była zachwycona. Virginie również przeczytała scenariusz i z miejsca się nim zachwyciła. Michelle przedstawiła nas brytyjskiemu producentowi Andy’emu Harriesowi, który rozwijał projekt wraz ze swoją firmą Left Bank Pictures. W taki sposób rozpoczęła się nasza podróż.

W jaki sposób zrobił pan z opowiadanej w scenariuszu historii swój własny film? Scenariusz został świetnie napisany, nawet jeśli miejscami za bardzo zbaczał w stronę formy dokumentalnej. Spędziliśmy kilka dodatkowych miesięcy, żeby nadać mu większy, bardziej „kinowy” rys. Pragnąłem równowagi pomiędzy ukazaniem historii walki tej kobiety o demokrację oraz przekazaniem sedna jej wielkiego marzenia – marzenia o wolność dla wszystkich. Aby uwiarygodnić całą opowieść, dodać jej filmowego suspensu, potrzebowałem czarnych charakterów. Dlatego musieliśmy pokazać generałów i birmańską juntę, którzy rządzili krajem żelazną ręką przez ostatnie 60 lat, a także podkreślić relacje Suu Kyi z wojskiem.

Nie mógł pan poznać osobiście Aung San Suu Kyi przed rozpoczęciem prac nad filmem. Na jakie ustępstwa pozwolił pan sobie w kontekście ukazywania jej osobowości? To bardzo frustrujące, kiedy opowiada się historię prawdziwej osoby, a nie można jej osobiście poznać. Pojawia się obawa, czy się nie wypacza w jakiś sposób prawdy lub też – wręcz przeciwnie – zbytnio się na niej nie opiera. Dzięki zakrojonym na szeroką skalę poszukiwaniom informacji na jej temat lepiej zrozumieliśmy to, kim była i co chciała osiągnąć. Opowieść o Aung San Suu Kyi zaczyna się od jej ojca, generała Aung Sana. Był jednym z prowodyrów birmańskiej rewolucji, która dała krajowi niepodległość w latach 40. XX wieku, ale został wraz z ministrami zamordowany, kiedy jego córka miała trzy latka. W momencie, gdy 30 lat później Suu Kyi podjęła rewolucyjną walkę, sława jej ojca bardzo jej pomogła. Tak jak bohaterka „Wyboru Zofii”, która musiała w trakcie wojny wybrać pomiędzy swoimi dziećmi, tak Suu Kyi musiała wybrać: kraj czy rodzina. Abstrahując od historycznego aspektu opowieści, to właśnie jej bliscy naprowadzili nas na to, co wiarygodne, a co nie. Zebraliśmy przy okazji mnóstwo dokumentacji o środowisku, w którym funkcjonowała: o pisarzu U Win Tinie, który spędził 25 lat w więzieniu albo o Zarganie, birmańskim komiku, który dostał 45 lat za ironiczne wypowiadanie się o wojsku.

A co z generałami? To było jeszcze trudniejsze, bowiem nie istnieją w zasadzie żadne zdjęcia ani książki opisujące tych ludzi ani tego, co robili. Polegaliśmy w tym wypadku na dobrze udokumentowanych archiwach Amnesty International złożonych z opowieści setek tysięcy ocalałych birmańskich więźniów, którzy mówili o swoich przeżyciach i traktowaniu ich przez wojsko. Muszę przyznać, że film jest w tej kwestii dosyć stonowany, bowiem rzeczy, których dowiedzieliśmy się o generałach, były tak okrutne, że – paradoksalnie – nie wypadłyby wiarygodnie na ekranie.

Wiedział pan od początku, że Michelle Yeoh wcieli się tak znakomicie w Aung San Suu Kyi? Michelle bardzo zaangażowała się w jak najwierniejsze oddanie osobowości swojej bohaterki. Widzieliśmy to jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Ta rola stała się wręcz jej obsesją. Azjatyckie aktorki nie mają zbyt wielu możliwości grania postaci wielkich kobiet. Michelle jest w podobnym wieku co Suu Kyi, ale też przypomina ją pod względem fizycznym. Kiedy przybyła pewnego ranka na plan zdjęciowy, zapadła wielka cisza, bo dwustu Birmańczyków wokół niej zastanawiało się, czy to Suu Kyi, czy nie. Michelle obejrzała ponad 200 godzin materiałów archiwalnych, nauczyła się nie tylko jej języka ciała, ale także akcentu. Kiedy spotkałem Suu Kyi sześć miesięcy później, odniosłem wrażenie, że to Michelle 20 lat później.

Na potrzeby filmu musiała nauczyć się języka birmańskiego… To jeden z najtrudniejszych języków świata. Z początku myślałem, że pomoże jej znajomość mandaryńskiego i malezyjskiego, ale wyjaśniła mi, że birmański to zupełnie inny sposób wyrażania się, że spółgłoski bardzo się od siebie różnią. Spędziła sześć miesięcy na nauce birmańskich dialogów. Była wobec siebie bardzo wymagająca, musiała nauczyć się płynnie mówić w tym języku, żeby na ekranie nie było czuć fałszu. W zrozumieniu intencji Suu Kyi bardzo jej pomógł tekst przemowy, którą jej bohaterka wygłosiła w rzeczywistości w Pagodzie Shwedagon, a którą my również zawarliśmy w filmie.

David Thewlis występuje w podwójnej roli, ale jest równie wiarygodny jako Michael Aris oraz jego brat Anthony.

To jeden z najlepszych brytyjskich aktorów, spadkobierca starej szkoły teatralnej. Wyznał mi, że dawno tak bardzo nie płakał przy czytaniu scenariusza. Od razu zgodził się zagrać w filmie, a praca z nim to czysta przyjemność. I świetnie zgrał się z Michelle.

A co z dziećmi? Na castingach w Londynie obejrzałem wielu młodych aktorów. Głównymi kryteriami były wygląd i chęć wystąpienia w filmie. Wybraliśmy dzieci, które miały największą motywację.

W jaki sposób odtworzono na planie dom Suu Kyi? To był kluczowy aspekt całego projektu. Spędziła w nim 14 lat, całkowicie odcięta od reszty świata, bez dostępu do telefonu, gazet, telewizji. Weszliśmy w posiadanie wielu zdjęć wnętrz, sprawdziliśmy dokładny wygląd poprzez Google Earth. Zbudowaliśmy lustrzane odbicie prawdziwego domu. Mieliśmy fortepian tej samej marki jak ten używany przez Suu Kyi, postaraliśmy się nawet o detale typu ramki na zdjęcia rodziców. Osoby znające prawdziwy dom czuły się często dość niezręcznie, ponieważ zdawało im się, że wracają do przeszłości.

Jak bardzo skomplikowana była scena przyznawania Pokojowej Nagrody Nobla? To jedna z najbardziej emocjonalnych scen filmu, na jej potrzeby dostaliśmy dostęp do materiałów z prawdziwej uroczystości, która była kręcona przez kilka kamer z różnych zakątków świata. To było ciekawe doświadczenie dla aktorów, ponieważ musieli niejako odtworzyć rzeczywistość na podstawie tego, co widzieli. Z drugiej strony nie mieliśmy żadnych materiałów o Suu Kyi, która słuchała tego wszystkiego w radiu. W „LADY” po raz pierwszy te dwie płaszczyzny zostają połączone – scena przyznawania Nagrody Nobla wśród dwóch tysięcy ludzi oraz obraz samotnej kobiety wsłuchującej się w niewielkie radio.

Czy scena blokady wojskowej miała swoje źródło w rzeczywistości? Odbyła się w Danubyu, kilkaset kilometrów od Rangunu. Suu Kyi minęła ją w pojedynkę, by porozmawiać z kapitanem, wcześniej prosząc przybyłych z nią ludzi, by pozostali na swoich miejscach. Żołnierze nie odważyli się strzelać. Niestety, kręciliśmy w momencie, kiedy Suu Kyi ciągle przebywała w areszcie domowym, nie mogliśmy więc się jej wypytać o szczegóły całego zajścia. Głównym problemem był brak zdjęć Danubyu. Nie mieliśmy pojęcia, jak to miejsce wyglądało, a wolałem opierać się na prawdziwych lokacjach. Rozmawiałem z Birmańczykami, którzy znali kogoś, kto tam był, ale nie udało mi się zdobyć zbyt wielu informacji z pierwszej ręki – większość uczestników tamtego wydarzenia albo zmarła, albo znalazła się w więzieniu. Scena jest więc fikcyjna pod względem realizacyjnym, ale miała miejsce w rzeczywistości. Uważam, że efekt końcowy jest bardzo dobry.

Scena przemowy Aung San Suu Kyi w pagodzie Shwedagon jest bardzo inspirująca.

Oprócz Michelle na podium stało kilkunastu statystów grających członków Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji (NLD), partii Suu Kyi. Jeden nich, mężczyzna w wieku około sześćdziesięciu lat, słuchał tych słów już dwadzieścia lat wcześniej w Rangunie. Później cały dzień płakał, bo mógł przeżyć po raz kolejny wydarzenie, które zmieniło jego życie. Pewna młoda, utalentowana birmańska aktorka wyznała mi, że urodziła się w dniu przemowy. Jej rodzice zawsze jej wypominali, że to przez nią nie mogli się tam pojawić!

Co oczywiste, kręcenie zdjęć w Birmie było niemożliwe… Wiedzieliśmy, że nigdy nie dostaniemy zgody na zdjęcia ze względu na tematykę naszego filmu. Chociaż tak naprawdę nic by nam nie zapewniło pozwolenia. Piętnaście godzin materiału, z którego zmontowaliśmy gotowy film, nakręciliśmy w Tajlandii, niedaleko granicy z Birmą, w lokacjach bardzo podobnych do birmańskich. Nie zmienia to jednak faktu, że pagodę Shwedagon – umiejscowioną w samym środku Rangunu – sfotografowaliśmy z każdego możliwego kąta, a potem aktorzy zagrali swoje role, mając green screen za tło. Następnie nałożyliśmy komputerowo zdjęcia prawdziwej pagody. Kręciliśmy też ukrytą kamerą w samym Rangunie. Dzięki tym wszystkim zabiegom odnosi się wrażenie, że film był naprawdę kręcony w Birmie, chociaż powstało tam tylko około trzydziestu ujęć.

Jak się kręciło w Tajlandii? To czysta przyjemność. Wbrew temu, co uważa się w Europie, w Tajlandii powstaje obecnie wiele filmów. Mają tam profesjonalne ekipy i sprzęt, nie odstają poziomem od tego, co się widzi na Zachodzie. Poza nieznośnym gorącem i wilgotnością najtrudniejszym aspektem były problemy komunikacyjne. Moja prośba była tłumaczona na angielski, potem na tajski, a dopiero później na birmański. Niemniej jednak tajski reżyser castingu okazał się prawdziwym zawodowcem, a mój pierwszy asystent miał smykałkę do logistyki. Udało mi się dzięki temu pracować własnym tempem, a energia panująca na planie udzieliła się także aktorom.

Muzykę do filmu skomponował Eric Serra. Na czym polegała pana współpraca z nim? Poznałem Erica w wieku siedemnastu lat, napisał muzykę do mojego pierwszego filmu krótkometrażowego. Doskonale się rozumiemy, nawet jeśli jego rytm pracy różni się od mojego. Ja lubię mieć wszystko zaplanowane do ostatniego szczegółu, on z kolei woli obserwować, rozmyślać. Nie spieszy się, po czym na 11 tygodni przed upłynięciem terminu zaczyna panikować, że mu się nie uda; przestaje jeść i oddychać, liczy się tylko praca. Potrafi tworzyć tylko i wyłącznie pod wielkim naciskiem, choć to dla niego bolesne. Kiedy kończy pracę, śpi przez kolejne trzy tygodnie. Na tym polega po części jego talent – żyje z muzyką na co dzień, więc potrzebuje presji, żeby zmotywować się do stworzenia czegoś nowego.

Wyzwolenie Aung Suu Kyi w listopadzie 2010 roku musiało być prawdziwym szokiem. Nie sądziliśmy, że może do tego dość, ponieważ była przetrzymywana w areszcie domowym tak długo. Nasz film miał być dowodem na to, że nie zapomnieliśmy o niej i o jej walce. Wypuszczono ją, kiedy byliśmy w połowie zdjęć w Tajlandii. Z początku byliśmy niesamowicie podnieceni, ale później wypadliśmy z rytmu. Nasz film miał pomóc w jej oswobodzeniu, a okazało się, że to się stało, zanim jeszcze skończyliśmy zdjęcia. Tego listopadowego ranka 2010 roku kręciliśmy scenę jej pierwszego oswobodzenia z 1995 roku. Kiedy wieczorem oglądaliśmy telewizyjną relację z jej oswobodzenia, Suu Kyi wyglądała i zachowywała się dokładnie tak samo, jak wtedy. Wyszła przez drewnianą bramę, weszła na schody i zaczęła machać w kierunku zgromadzonego wokół tłumu. To było dziwne uczucie.

Jak się pan poczuł? Jakby ktoś ukradł materiał z porannymi ujęciami. Przez chwilę zastanawiałem się, czy ten film ma jeszcze jakiś sens. Dosyć szybko dowiedzieliśmy się jednak o wszystkich ograniczeniach, jakie niosło za sobą jej wyzwolenie. Jeśli wyjedzie z kraju, nigdy nie będzie mogła do niego wrócić. Jej partia oficjalnie nie istnieje. Nie może wyrażać własnej opinii ani organizować spotkań. Jej podstawowe prawa w zasadzie nie istnieją, nawet jeśli może chodzić po ulicach. Nasz film nabrał jeszcze większego sensu, kiedy Suu Kyi przekazała poprzez prasę następujące zdanie: „Korzystajcie z waszej wolności, by propagować naszą”. To było wezwanie do wszystkich artystów świata.

Uważa pan, że film sprawi, że jej walka stanie się bardziej znana? Interesuje mnie efekt, jaki ten film będzie miał w krajach demokratycznych. Powinien chociażby uświadomić we Francji kwestię naszej wolności – nikt nie trafia do więzienia za czytanie gazet. I ma jednocześnie pokazywać, że demokracja jest z natury bardzo krucha. W Birmie większość miejsc w Parlamencie jest zarezerwowana dla wojska – to nie jest demokracja. A 95% z 50% pozostałych miejsc zajmują byli przywódcy militarni. To jedna wielka farsa w perspektywie kraju, który stara się sprzedać swój demokratyczny wizerunek na potrzeby wielkiego biznesu i turystyki. Dwadzieścia lat temu pojawił się silny głos sprzeciwu – partia Suu Kyi, NLD, zdobyła 392 miejsca, podczas gdy przywódcy wojskowi jedynie 7. Tyle że rezultaty wyborów zostały anulowane, dyktatura nie dała odebrać sobie władzy. Naszym obowiązkiem jest obserwować rozwój demokracji na świecie i bacznie przyglądać się próbom łamania wolności wypowiedzi, podstawowych praw ludzkich oraz konstytucji.

Jak przebiegło pańskie spotkanie z Aung San Suu Kyi? Jeszcze zanim ją poznałem, chciałem, żeby wiedziała, że powstaje projekt filmowy o jej walce. Po trzech miesiącach starań udało nam się przekazać jej tą wiadomość. Kiedy wreszcie doszło do naszego spotkania, czułem się tak, jakbym stał przed Gandhim. Ta kobieta emanuje niespotykaną dobrocią, łagodnością i prostotą. Nie boi się niczego. Nie zmieniłoby jej nawet 60 lat więzienia. Najważniejsze jest dla niej to, żeby ludzie w jej kraju byli wolni i mogli korzystać z jego bogactw. Chcesz dowiedzieć się o niej jak najwięcej, a ona pyta tylko o ciebie. Jest bardzo ciekawa świata. To prawdziwa lekcja pokory. Kilka minut rozmowy z nią sprawia, że przez kolejne pięć lat człowiekowi nie będzie się chciało na nic narzekać!

Aung San Suu Kyi jest jednym z czołowych przeciwników rządzącej Birmą wojskowej junty. Poświęciła całe życie na walkę o wprowadzenie demokracji w swoim kraju. Po zwycięstwie w wyborach powszechnych w 1990 roku oraz otrzymaniu rok później Pokojowej Nagrody Nobla, została wtrącona na kilkanaście lat do aresztu domowego, ale nie przestała walczyć o swoje ideały. W 1999 roku nie zgodziła się wyjechać do Anglii, żeby zająć się umierającym na raka mężem, ponieważ obawiała się, że nie będzie mogła już wrócić do Birmy. Przez ponad dziesięć lat nie widziała również swoich synów – Alexa i Kima. Niesłabnąca determinacja oraz niezwykła odwaga tej kobiety sprawiły, że Michelle Yeoh i Luc Besson postanowili przenieść historię jej walki na wielki ekran.

„Kiedy otrzymałam w 2007 roku scenariusz Rebecki Frayn, pomyślałam, że to nie tylko bardzo poruszająca historia o miłości i poświęceniu, ale także ogromne wyzwanie aktorskie, a takie nie trafiają się często. Tym bardziej, że we współczesnym kinie brak silnych postaci kobiecych”, wyjaśnia Michelle Yeoh. „Przeczytałam scenariusz w godzinę i od razu wiedziałam, że EuropaCorp musi zająć się produkcją tego filmu”, opowiada Virginie Besson-Silla. „Praca nad takim projektem trwa kilka lat, więc trzeba naprawdę wierzyć w to, co się chce zrobić. W kinie to mężczyźni są z reguły odważni i waleczni, więc opowieść o tak niezwykłej kobiecie była spełnieniem marzeń”, wyjaśnia podekscytowana producentka.

Twórcom nie było jednak łatwo zrozumieć decyzji Aung San Suu Kyi o poświęceniu życia prywatnego na ołtarzu ideałów. „Kiedy czytałam scenariusz, nie potrafiłam zrozumieć, jak matka mogła dokonać takiego wyboru”, wyznaje Virginie Besson-Silla. „Ta kobieta prezentuje postawę biegunowo odmienną od mojej, chciałam zrozumieć, co ją skłoniło do poświęcenia wszystkiego dla swojego kraju. Po zapoznaniu się z zebraną dokumentacją i spotkaniach z ludźmi, którzy ją znali, a także z nią samą, zrozumiałam, że zrobiła to wszystko z miłości. Zagłuszyła własne uczucia, aby pomóc milionom ludzi”. Michelle Yeoh zgadza się z tą opinią: „Podczas gdy jej mąż umierał, Suu Kyi była zajęta swoją przemową i społecznym aktywizmem. Można pomyśleć, że to kobieta chłodna, emocjonalnie zdystansowana, ale tak naprawdę nie da się jej nie podziwiać”. Podobne odczucia żywi David Thewlis, który występuje w filmie jako Michael Aris oraz jego brat bliźniak Anthony. Aktor musiał zmusić się do zrozumienia osobowości kobiety, której życie polegało na osobistych wyrzeczeniach. „Nie widywali się z mężem latami, to dla mnie nie do pojęcia. Michael żył w ciągłej niepewności, czy w danej chwili nie torturują jego żony w jakiejś zatęchłej celi. Samotnie wychował ich dwóch synów, nie mógł się z nią spotkać nawet po zdiagnozowaniu raka. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem, więc ciężko mi było w pełni zrozumieć całą sytuację”.

Michelle Yeoh i nikt inny Jeśli dobranie odpowiedniej obsady jest jednym z kluczowych elementów stanowiących o powodzeniu danego filmu, casting ma jeszcze większe znaczenie w przypadku produkcji opartej na faktach. Michelle Yeoh, dzięki której projekt doszedł do skutku, była wprost idealną aktorką do zagrania głównej roli. „Tylko ona mogła wcielić się Aung San Suu Kyi, widać między nimi podobieństwo bez udziału żadnej charakteryzacji”, podkreśla producentka. „Nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny. Michelle po prostu nieświadomie zachowuje się tak jak Suu Kyi, którą od dawna podziwia”. Aktorka dodaje: „Słyszałam o niej wcześniej, ale nie znałam szczegółów, nie wiedziałam o jej wyrzeczeniach. To była ciężka rola, ponieważ Suu Kyi uosabia tęsknotę za wolnością, którą odczuwają wszyscy ciemiężeni ludzie na całym świecie. Czułam na sobie wielką odpowiedzialność”.

Aktorka zaczęła przygotowania do roli od przeczytania wszystkiego, co Aung San Suu Kyi napisała oraz książek, które uwielbia. Dowiedziała się, że Suu Kyi jest buddystką i tak jak Gandhi, wyznaje filozofię niestosowania przemocy. „Najważniejsze z mojej perspektywy było odzwierciedlenie stanu jej duszy, zrozumienie, co spowodowało, że pozostawiła na szali wszystko, łącznie z mężem i dwójką dzieci, ażeby dać nadzieję swoim krajanom. Nigdy wcześniej nie przemawiała publicznie, a tu nagle wystąpiła przed milionem ludzi i wszystkich zdołała poruszyć. Musiałam zrozumieć, skąd się brała w niej ta siła”. Ważną cechą osobowości Suu Kyi jest język, którym się posługuje. Yeoh miała jednak problemy z nauką birmańskiego. „Z początku uznałam, że to niemożliwe. Przez trzy tygodnie próbowałam przyswoić reguły języka, ale stwierdziłam, że muszę nauczyć się swoich kwestii na pamięć. Nieważne, czy siedziałam w samochodzie, czy brałam prysznic, cały czas powtarzałam słowa zawarte w scenariuszu, aż wreszcie nauczyłam się wszystkie idealnie wymawiać”.

Pojawiło się jeszcze inne wyzwanie. Ukazane w filmie wydarzenia rozgrywają się na przestrzeni ponad dziesięciu lat, aktorka musiała więc oddać swoją grą wszystkie zmiany zachodzące w jej bohaterce. „Nie chodziło tylko o charakteryzację. Przykładowo, pomiędzy 1988 a 1995 rokiem zmienił się sposób, w jaki Suu Kyi rozmawiała z ludźmi”, kontynuuje Yeoh. „Zdarzały się dni zdjęciowe, podczas których rano kręciliśmy scenę z 1988 roku, po południu z 1995 roku, by wieczorem wrócić do 1989 roku. Musiałam być w stanie nieustannej gotowości!”. Ważne było, by Michelle Yeoh spotkała się twarzą w twarz z Aung San Suu Kyi. Kilku członków ekipy starało się o uzyskanie wizy na wjazd do Birmy, ale tylko aktorka dostała pozwolenie od rządu, choć jedynie na 24 godziny. „Wszyscy mi zazdrościli, jednocześnie zastanawiając się, dlaczego wojskowa junta właśnie mnie przyznała wizę”, wspomina aktorka. „Luc i Virginie cieszyli się z mojego szczęścia, ale wyraźnie się również niepokoili. Pojechałam sama, lecz wiozłam ze sobą wiele wiadomości i podarków od całej ekipy!” Pierwszą rzeczą, która uderzyła aktorkę po przybyciu na miejsce, było stwierdzenie, że cały dom Suu Kyi był w książkach. „Wiedziałam, że uwielbia czytać, ale dopiero wtedy zdałam sobie w pełni sprawę z tego, że książki dotrzymywały jej towarzystwa przez te wszystkie lata – stanowiły dla niej źródło informacji i inspiracji, utrzymywały ją przed popadnięciem w szaleństwo”. Samo spotkanie z Suu Kyi było dla Yeoh doświadczeniem niezwykle emocjonalnym: „Nieważne, że to krucha kobieta, emanuje z niej niezwykła siła. Czułam się tak, jakbym ją znała od dawna, jakbyśmy były starymi przyjaciółkami – była dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałam”.

David Thewlis i jego podwójne wyzwanie David Thewlis wciela się w Michaela Arisa, męża Aung San Suu Kyi, i jego brata bliźniaka, Anthony’ego. Virginie Besson-Silla była bardziej zainteresowana chemią pomiędzy aktorami niż fizycznym podobieństwem Thewlisa do granych przez niego bohaterów. „Michael Aris był niezwykłym człowiekiem, autorytetem w sprawach kultury azjatyckiej, tybetańskiej oraz himalajskiej”, wyjaśnia producentka. „David i Michelle stanowią dobraną parę i jest między nimi taki sam kontrast fizyczny, jak u Suu Kyi i Michaela”. Angielski aktor starał się skupić przede wszystkim na osobowości Arisa. „Miałem dostęp jedynie do wywiadów, udzielonych przez niego w telewizji. Wyglądał poważnie, wręcz żałobnie”, opowiada Thewlis. „Musiałem wyobrazić sobie, jak mógł się zachowywać zarówno w trakcie oficjalnych przyjęć, jak i na osobności z Suu; jakim był ojcem, nauczycielem itd.”, dodaje aktor, dla którego kluczem do postaci okazał się sposób mówienia Arisa. „Tak jak jego brat, Michael miał specyficzny akcent człowieka z wyższej klasy, który różni się od typowego angielskiego. Głos go w jakiś sposób definiował. Musiałem idealnie oddać tę jego cechę na ekranie, choć obawiałem się reakcji publiczności na tak dziwaczny styl mówienia!”.

Aktor nigdy nie spotkał się z Michaelem Arisem, ale odbył wiele długich rozmów z jego bratem. „Miałem szczęście, że spotkałem Anthony’ego, w innym wypadku źle zagrałbym Michaela. Dzięki jego bratu zrozumiałem, że Michael był bardzo oddanym i odważnym człowiekiem. Od samego początku akceptował fakt, że jego Suu Kyi, którą całkowicie ubóstwiał, potrafiłaby poświęcić swoją rodzinę dla walki o kraj i demokratyczne ideały. Jego oddanie żonie postrzegam jako bezwarunkową miłość oraz szacunek dla jej zaangażowania i poświęcenia. Ani przez chwilę nie negował jej czynów, nawet wtedy, gdy odbywała strajk głodowy”, dodaje z podziwem Thewlis. Spotkanie z Anthonym pozwoliło mu także lepiej zaznaczyć obecność każdego z braci na ekranie. „Anthony lepiej się wysławia, jest bardzo charyzmatycznym i zabawnym mężczyzną. Specjaliści od charakteryzacji musieli nieco „poprawić” strukturę mojej twarzy, przybrałem także kilka dodatkowych kilogramów, ale najważniejsze było jednak oddanie różnic w głosie, w gestach, w sposobie chodzenia”.

Rodzina głównych bohaterów Role dzieci Aung San Suu Kyi grają debiutanci. Filipińczyk Jonathan Woodhouse wcielił się w Alexa, starszego syna. „To cichy chłopiec, jest bardzo inteligentny, chciałby studiować”, opowiada młody aktor. „Myślę, że był bardziej świadomy od brata tego, co działo. Moja matka ma również bardzo mocną osobowość i swoje przeżyła, to mi pomogło w zrozumieniu Alexa. Gram pół-Birmańczyka, musiałem lepiej zrozumieć sytuację tego kraju, to w jaki sposób dyktatura doszła do władzy. Odtwarzając na ekranie prawdziwą osobę, czuje się wielką odpowiedzialność, by nie wypaczyć tego, kim ona naprawdę jest”. Jonathana bardziej interesowała osobowość Alexa niż odzwierciedlenie jego gestów i zachowania. „Pracowałem oczywiście nad akcentem, ale przede wszystkim próbowałem zrozumieć, kim on był, w szczególności w momencie, kiedy jego matka otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla”. O Kimie, młodszym synu Aung San Suu Kyi, istnieje bardzo mało informacji. Jednakże, odtwarzający go w filmie Jonathan Raggett otrzymał sposobność spotkania się z nim na żywo i stwierdził, że mają wiele cech wspólnych. „Obaj jesteśmy ekstrawertykami, których bardziej pociąga jeżdżenie na desce niż studiowanie. Obaj za młodu byliśmy odważni i złośliwi. Obaj nie potrafimy przez dłuższy czas wysiedzieć w klasie i słuchać nauczyciela. Zrozumiałem, że nie muszę nikogo udawać, musiałem tylko nauczyć się odpowiedniego akcentu”.

Z Birmy do Tajlandii Co oczywiste, niemożliwe było kręcenie w Birmie, więc ekipa trafiła do Tajlandii. „Pod względem geograficznym oba kraje są do siebie podobne. Mieliśmy na miejscu pełną infrastrukturę i zaplecze technologiczne, nie musieliśmy nic przywozić z Francji”, opowiada producentka filmu. W Tajlandii istnieje także spora społeczność birmańska, dzięki czemu ekipa nie musiała długo szukać statystów oraz aktorów drugoplanowych. Jednakże twórcy uznali, że muszą nakręcić chociaż część zdjęć w Birmie, gdyż wedle słów Virgnie Besson-Silla „zrobienie filmu o kraju, w którym nigdy się nie było, jest niedorzeczne”. Zrozumienie Birmy było kluczowe dla powodzenia projektu. „Chcieliśmy zasmakować tamtejszej kultury, doświadczyć energii, poznać ludzkie zachowania. Udało nam się spędzić trochę czasu w Rangunie, pochodzić po targach, porcie, odwiedzić pagodę Shwedagon i zrozumieć styl życia mieszkańców. Luc zrobił kilka zdjęć, które później znalazły się w filmie. Odkryliśmy niezwykły kraj, chroniony przed wpływem Zachodu i całej współczesności. Próbowaliśmy podejść pod dom, w którym była trzymana Aung San Suu Kyi, ale było to niemożliwe”.

Chociaż zdjęcia miały miejsce w Tajlandii, tematyka filmu była otoczona ścisłą tajemnicą. „Zostaliśmy ostrzeżeni, że ryzykujemy wydaleniem z kraju, jeśli rząd uzna, że prowokujemy jakiekolwiek zamieszki”, wspomina Virginie Besson-Silla. „Zbudowaliśmy dom Suu Kyi na prywatnym terenie, dzięki czemu mieliśmy całkowitą wolność twórczą. Aczkolwiek w chwili, kiedy wychodziliśmy na ulice, musieliśmy zwiększać ostrożność. Na szczęście mieszkańcy kraju nie byli zbyt wścibscy, nie robili nam zdjęć, nie umieszczali informacji w Internecie”.

Długo wyczekiwane uwolnienie Kiedy Luc Besson pracował na planie „LADY”, okazało się, że 13 listopada 2010 roku Aung San Suu Kyi została zwolniona z aresztu domowego. Emocjom nie było końca. „Data jej wypuszczenia była znana od jakiegoś czasu, ale do samego końca nie wierzyliśmy, że się uda”, opowiada Virginie Besson-Silla. „Dopiero w momencie, kiedy zobaczyliśmy relację na żywo w telewizji, zrozumieliśmy, że to prawda!” Michelle Yeoh dodaje: „Mina Luca była bezcenna, nigdy jej nie zapomnę. To było dla nas wszystkich mocne przeżycie”. David Thewlis potwierdza: „To był jeden z najbardziej pamiętnych dni mojego życia”.

Wszyscy, którzy pracowali przy tym projekcie, mają nadzieję, że dzięki niemu publiczność na całym świecie dowie się sytuacji politycznej w Birmie oraz wartości promowanych przez Aung San Suu Kyi. „Film pokazuje, że w niektórych krajach wolność nie istnieje, ale są ludzie, którzy są gotowi poświęcić siebie dla ojczyzny”, podkreśla Virginie Besson-Silla. „W dzisiejszych czasach, w których wiadomości znikają szybko ze świadomości masowej, Birma nie jest na liście najważniejszych tematów”, mówi ze smutkiem David Thewlis. „To prawda, że na całym świecie dzieją się przerażające rzeczy, ale musimy pamiętać, że Suu Kyi pozostała w swoim kraju, żeby pomagać ludziom, podczas gdy mogła wygłaszać piękne przemowy zza granicy. Warto o niej pamiętać”. Virginie Besson-Silla jeszcze dodaje: „Nakręciliśmy osobiste chwile z życia męża i synów Suu Kyi, których ona nigdy nie doświadczyła. Mam nadzieję, że spodoba jej się nasza historia i uzna, że pozostaliśmy wierni jej ideałom”.

Jej ojciec: Aung San:

- pełnił ważną rolę w odzyskaniu przez Birmę niepodległości;

- został zamordowany na kilka miesięcy przed ogłoszeniem deklaracji niepodległości.

Jej kraj: Birma

- w 1947 uzyskała niepodległość od Imperium Brytyjskiego;

- w 1962 roku odbył się pucz generała Ne Wina.

Dama Rangunu:

- urodziła się w 1945 roku i wychowała w Indiach oraz Wielkiej Brytanii;

- studiowała filozofię, ekonomię oraz politologię na prestiżowym Uniwersytecie Oxford, pracowała w Nowym Jorku dla Organizacji Narodów Zjednoczonych;

- w 1988 roku wróciła do rodzinnego kraju, by zająć się matką;

- zainspirowawszy się czynami Gandhiego i Martina Luthera Kinga, założyła partię Narodowa Liga na rzecz Demokracji (NLD);

- w 1989 została umieszczona w areszcie domowym przez panującą w Birmie wojskową juntę;

- w 1990 w trakcie wyborów powszechnych NLD zdobyła 59% głosów, gwarantujących partii 80% miejsc w Parlamencie. Wyniki wyborów zostały jednak anulowane, a wojsko nie odstąpiło od władzy;

- w 1991 roku przyznano jej Pokojową Nagrodę Nobla;

- w 1999 roku jej mąż zmarł na raka;

- w 2007 roku odbyły się antyrządowe protesty buddyjskich mnichów walczących o poszanowanie podstawowych praw człowieka. Będąc ciągle przetrzymywana w areszcie domowym, Suu Kyi wystąpiła publicznie stając w bramie swojego domu i przyjmując błogosławieństwo mnichów;

- w listopadzie 2010 roku Aung San Suu Kyi została zwolniona z aresztu domowego.

MICHELLE YEOH (Aung San Suu Kyi) Urodzona w Malezji Michelle Yeoh to jedna z największych azjatyckich gwiazd kina i jednocześnie aktorka o międzynarodowej sławie. Zaczynała w filmach akcji z Hong Kongu, w wielu z nich sama wykonywała skomplikowane sceny kaskaderskie, jednocześnie nie tracąc nic ze swojej urzekającej kobiecości. Na przełomie lat 80. i 90. rzuciła aktorstwo, by założyć rodzinę z producentem Dicksonem Poonem, jednak małżeństwo nie przetrwało i zaraz po rozwodzie Yeoh wróciła do świetnej formy. W 1997 roku zadebiutowała w Hollywood, i to od razu jako dziewczyna Bonda w „Jutro nie umiera nigdy” Rogera Spottiswoode’a. W 2000 roku odniosła wielki sukces wraz z ekipą „Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka” Anga Lee. Od tamtej pory odnosi sukcesy zarówno w kinie azjatyckim, jak i anglojęzycznym, zadziwiając publiczność na całym świecie swoim talentem i wszechstronnością. Wystąpiła między innymi w „Wyznaniach Gejszy” Roba Marshalla, „W stronę słońca” Danny’ego Boyle’a oraz „Mumii: Grobowcu Cesarza Smoka” Roba Cohena.

DAVID THEWLIS (Michael Aris/Anthony Aris) Jeden z najlepszych brytyjskich aktorów swojego pokolenia i jednocześnie gwiazda o międzynarodowej renomie. Przełomowym dla Thewlisa występem byli „Nadzy” Mike’a Leigh, za rolę w tym filmie otrzymał między innymi nagrodę dla najlepszego aktora na prestiżowym festiwalu w Cannes. Potrafi wcielić się zarówno w postaci ambiwalentne (występ w „Królestwie niebieskim” Ridleya Scotta), jak i w bohaterów stricte pozytywnych (profesor Lupin w filmach z serii o Harrym Potterze). W trakcie swojej kariery zagrał między innymi w „Siedmiu latach w Tybecie” Jean Jacques’a Annaud’a, „Całkowitym zaćmieniu” Agnieszki Holland czy „Ostatnim smoku” Roba Cohena. Jest również uznanym aktorem teatralnym, a także reżyserem – jego krótkometrażowe „Hello, Hello, Hello” było nominowane do prestiżowej nagrody BAFTA.

LUC BESSON (Reżyseria) Francuski twórca, który osiągnął międzynarodową sławę i kilkoma filmami zapisał się na trwałe w annałach kina. Zaczynał w 1977 jako asystent reżysera we Francji i w Stanach Zjednoczonych, zadebiutował już sześć lat później „Ostatnią walką”. Powstałe w 1985 roku „Metro” otrzymało trzy Cezary, zwiastując nadejście wielkiego talentu. Besson potwierdził swoją klasę „Wielkim błękitem” z 1988 roku „Nikitą” z 1990 roku oraz „Leonem zawodowcem” z 1994 roku. Jego największym sukcesem komercyjnym okazał się „Piąty element” z 1997 roku, równie wielkim powodzeniem cieszyła się trylogia dla dzieci „Artur i Minimki” (2006 r.), „Artur i zemsta Maltazara” (2009 r.) oraz „Artur i Minimki 3: Dwa Światy” (2010 r.). Besson jest także uznanym producentem i scenarzystą. Na koncie ma między innymi sukces serii „Taxi” oraz „Uprowadzonej” z Liamem Nelsonem.

VIRGINIE BESSON-SILLA (Produkcja) Urodzona w kanadyjskiej Ottawie, Virginie Silla, obecnie żona Luca Bessona, wychowała się w rodzinie dyplomatów i dzieciństwo spędziła podróżując po całym świecie. Jako osoba dorosła ukochała sobie kino i już w 1994 roku zaczęła spełniać filmowe marzenia, podejmując pracę dla studia Gaumont. W tym czasie pomagała w powstaniu „Piątego elementu” i „Joanny d’Arc” w reżyserii Bessona, który zakładając w 1999 roku EuropaCorp, zaoferował jej intratną posadę. Pierwszym filmem Virginie jako samodzielnej producentki był „Yamakasi” Ariela Zeitoun’a i Juliana Seri. Później pod jej okiem powstały takie obrazy jak „Rewolwer” Guya Ritchiego, „Sekret” Vincenta Pereza czy „Pozdrowienia z Paryża” Pierre’a Morela. „LADY” to dopiero drugi projekt, przy którym Luc i Virginie pracowali razem, po raz pierwszy spotkali się na planie „Niezwykłych przygód Adeli Blanc-Sec” w 2010 roku.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC