FILM

Furia (2010)

Edge of Darkness

Pressbook

Mel Gibson powraca do kin w sensacyjnym filmie twórców „Casino Royale” i „Infiltracji”.

Gwiazda kultowych filmów akcji - „Okup”, „Zabójcza broń”, „Teoria spisku” – znowu rządzi w kinach. „Furia” (org. „Edge of Darkness”), doskonale skonstruowany thriller, to kino dla miłośników mocnych wrażeń. Gwiazdorska obsada, trzymająca w napięciu akcja i zrealizowane z rozmachem widowiskowe sceny są gwarancją kina na najwyższym poziomie. Film wejdzie na ekrany kin 16 kwietnia 2010 roku.

Detektyw Thomas Craven prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego zabójstwa swojej córki, Emmy. Nie mogąc liczyć na sprawiedliwość w obliczu prawa, wypowiada prywatną wojnę tym, którzy są odpowiedzialni za jej śmierć. Aby wydobyć na światło dzienne prawdę, jest gotów zniszczyć wszystkich, którzy staną mu na drodze. Rozpoczęte przez niego dochodzenie prowadzi przez labirynt korporacyjnych oszustw i rządowych kłamstw. Czy rzeczywiście Emma była tylko niewinną ofiarą? Wkrótce sam staje w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa. Zobacz, co jest w stanie zrobić człowiek, gdy traci wszystko, co kocha.

Martin Campbell – specjalista od Jamesa Bonda w wielkiej formie! Kolejne wspaniałe dzieło twórcy „Casino Royale” i „GoldenEye”. Variety

Ekscytująca i intrygująca fabuła spod znaku najlepszych filmów Mela Gibsona.
San Francisco Examiner

Intensywna jazda bez trzymanki! Mel Gibson znowu rządzi w kinach.
Movie Show Plus

Absorbujący, mroczny, niekonwencjonalny.
DarkHorizons.com

W postać Thomasa Cravena wciela się Mel Gibson, powracający na ekrany kin po kilkuletniej przerwie, podczas której z powodzeniem stawał po drugiej stronie kamery. Jest to jego pierwsza główna rola od siedmiu lat. Zaintrygowała mnie ta historia – mówi Gibson. Z mojego punktu widzenia to właśnie jest najważniejsze. Jeśli uważam, że jakiś scenariusz jest wciągający i film ma szansę spodobać się publiczności od razu w to chodzę.

Mel był naszym pierwszym i jedynym kandydatem do roli Cravena. Ta postać wymagała kogoś jego pokroju; nie ma zbyt wielu aktorów o podobnej charyzmie – przyznaje reżyser filmu Martin Campbell.

Producent Graham King dodaje: Zależało nam na Melu i mieliśmy ogromne szczęście, że udało nam się go namówić na powrót przed kamerę, na dodatek w roli, do której był po prostu stworzony.

Tym, co mnie urzekło były zaskakujące zwroty akcji – mówi Gibson. Poza tym Graham i Martin to dwaj naprawdę bystrzy faceci. Wiedziałem, że będzie się nam wspaniale pracować.”

Martin Campbell reżyseruje „Furię” już po raz drugi: ponad dwadzieścia lat temu to właśnie on był odpowiedzialny za nagrodzony BAFTĄ miniserial BBC pod tytułem „Edge of Darkness”. Sukces serialu sprawił, że BBC Films zaczęło rozważać nakręcenie na jego kanwie filmu fabularnego. Campbell zgłosił się z tym projektem do Kinga, który we współpracy z Timem Headingtonem wyprodukował go pod egidą GK Films. Jakieś pięć lat temu ktoś zasugerował, żeby zrobić z tego fabułę – wspomina reżyser. Uznałem, że to znakomity pomysł. Zawsze byłem zdania, że to niezwykle poruszająca historia: ojciec traci córkę i rozpoczyna śledztwo, pragnąc dowiedzieć się nie tylko tego, kto ją zabił, ale także kim naprawdę była. Bardzo kochał swoje dziecko, myślał, że je rozumie, tymczasem okazało się, że dziewczyna była wplątana w coś, o czym nie miał najmniejszego pojęcia.

Wątek relacji ojca i córki wzbudził we mnie bardzo silne emocje – przyznaje nagrodzony Oskarem scenarzysta William Monahan. Sam mam córeczkę, mogłem więc postawić się w sytuacji bohatera i zadać sobie pytanie, co bym zrobił, gdyby spotkała mnie podobna tragedia.

W 1985 roku sześcioodcinkowy brytyjski miniserial podbił kraj stojący w obliczu poważnych konfliktów wewnętrznych i międzynarodowych. W Wielkiej Brytanii był to wciąż okres zimnej wojny i stałego zagrożenia nuklearnego ze strony Związku Radzieckiego. Narodził się międzynarodowy terroryzm, między innymi w osobie libijskiego przywódcy, pułkownika Muammara Kadafiego, a społeczne obawy związane z zagrożeniem wybuchu wojny nuklearnej były największe od czasu kryzysu kubańskiego. Do tego dochodził niepokój wynikający z tajemnicy, jaką owiany był wówczas cały przemysł atomowy.

„Edge of Darkness” trafił na podatny grunt społecznych obaw i lęków, co zapewniło serialowi olbrzymią popularność oraz przychylność krytyki. Wkrótce też posypały się nagrody: aż sześć statuetek Brytyjskiej Akademii Filmowej i Telewizyjnej (BAFTA), w tym dla najlepszego serialu/filmu obyczajowego. Serial znalazł się na 15. miejscu listy Top 100 Brytyjskiego Instytutu Filmowego i wciąż jest uważany za jedną z najlepszych i najważniejszych produkcji obyczajowych brytyjskiej telewizji.

Gibson wspomina: To był film kryminalny, a zarazem thriller polityczny, osadzony w Wielkiej Brytanii w czasach silnych zawirowań politycznych. Serial doskonale oddawał ówczesne nastroje.

Serial z lat 80. w znacznym stopniu nawiązywał do polityki atomowej rządu – mówi Campbell. Pluton i jego produkcja budziły wówczas bardzo silne emocje, podobnie jak kontrolująca ten proces instytucja. Był to tzw. niewygodny temat, a serial „Edge of Darkness” na bieżąco odnosił się do tych kwestii. Była to jednocześnie historia ojca, który traci jedyną córkę i pragnie się dowiedzieć, dlaczego do tego doszło.

Przed przystąpieniem do realizacji fabuły należało rzecz jasna uaktualnić tło polityczne, ale główny wątek pozostał niezmieniony. Wielokrotnie nagradzany australijski scenarzysta Andrew Bovell stanął przed trudnym zadaniem adaptacji scenariusza sześciogodzinnego serialu, napisanego przez Troya Kennedy’ego Martina, na potrzeby dwugodzinnego filmu fabularnego.

Byłem wielkim fanem tego serialu – wspomina Bovell. Troy Kennedy Martin wyprzedził swoją epokę; pomysł niebezpiecznych powiązań wielkich korporacji z tajnymi operacjami rządowymi jest obecnie równie aktualny jak w 1985 roku. Praca nad adaptacją scenariusza była jedną z najciekawszych zawodowych propozycji, jakie dotąd otrzymałem.

To Andrew wpadł na pomysł, aby umieścić akcję filmu w Bostonie – dodaje Campbell. Boston to miasto o silnych angielsko-irlandzkich korzeniach. Oryginalny Craven pochodził z okolic Leeds na północy Anglii, więc pomysł uczynienia z niego bostońskiego Irlandczyka wydał nam się idealnym rozwiązaniem.

Chyba żaden współczesny scenarzysta nie pisał tak barwnie o Bostonie jak William Monahan, zaproszony do współpracy przez Grahama Kinga. W 2006 roku wspólnie zdobyli nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za film „Infiltracja”. Kingowi zależało szczególnie na tym, aby rodowity bostończyk przydał scenariuszowi „Furii” wyjątkowego klimatu.

Bill to uosobienie bostońskiego polotu. Jego język jest bardzo naturalistyczny, ale wywodzi się z najlepszych tradycji literackich – komplementuje autora Gibson.

Bill to wspaniały autor dialogów, ma niezwykłe wyczucie postaci – zapewnia Campbell. Zmiany, które wprowadził, dotyczyły sposobu poprowadzenia głównych wątków. Na tym opiera się zasadnicza różnica między serialem a fabułą.

Nie przesadzałbym z tym rodowitym bostończykiem – mówi Monahan, który równie dużo czasu, co w swoim rodzinnym mieście, spędził w Los Angeles, Nowym Jorku i Londynie. Niemniej jednak rzeczywiście czuł silną więź z opowiedzianą w filmie historią. Craven to typowy mieszkaniec przedmieść Bostonu, który ceni rutynę i nie pozwala sobie na przesadne luksusy. Ma swoje życie, swój dom i swoją samotność. Będąc wdowcem samotnie wychowującym córkę jest z nią oczywiście niezwykle silnie związany. Gdy ona odchodzi, traci absolutnie wszystko.

Centralną i najbardziej złożoną postacią w „Furii” jest Thomas Craven, doświadczony detektyw wydziału zabójstw bostońskiej policji i samotny ojciec przekonany, że zna swoją córkę jak nikt inny. Tymczasem okazuje się, że w jej życiu były sprawy, o których nie miał najmniejszego pojęcia.

Myślę, że rola zrozpaczonego ojca, który postanawia odnaleźć zabójców swojej córki i pomścić jej śmierć, musiała być dla Mela atrakcyjna – zauważa Campbell.

Thomas Craven to człowiek przygnieciony cierpieniem, ojciec, który próbuje pogodzić się ze śmiercią córki w jedyny znany sobie sposób – rozwiązując zagadkę jej morderstwa. To gliniarz świetnie znający system, a zarazem bardzo uczciwy człowiek. Dotąd zawsze przestrzegał obowiązujących zasad, jednak po raz pierwszy w życiu stwierdza, że postępując w ten sposób nie ma co liczyć na sprawiedliwość. Dlatego decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce.

Craven jest bardzo prostolinijny – podkreśla Gibson. To zwykły facet, żyjący z dnia na dzień. Nie był może najlepszym ojcem pod słońcem, ale przynajmniej się starał. Wkraczając na wojenną ścieżkę, niszczy wszystko na swojej drodze. Stres i trauma związane z utratą dziecka czynią z niego człowieka nieobliczalnego, będącego o włos od utraty zmysłów. Balansuje na krawędzi, nie może sobie jednak pozwolić na upadek, bo ma ważną sprawę do załatwienia.

Mel fantastycznie zagrał tę niezwykle trudną rolę, wymagającą codziennego stawania przed kamerą – mówi z podziwem Campbell. Nie miał ani jednego dnia przerwy, jego bohater pojawia się w niemal każdej scenie. Włożył w tę rolę wiele wysiłku, ale efekt widoczny jest na ekranie.

Gibson przyznaje, że największym wyzwaniem był dla niego kamienny spokój Cravena: Spokój jest mi czymś zupełnie obcym, a ten facet jest jak z kamienia. Grając skrajnego introwertyka, nieustannie musiałem nad sobą panować, powstrzymać się od przesadnej mimiki i gestykulacji.

Craven ma powód, aby zachowywać wzmożoną czujność, szczególnie od chwili, gdy na horyzoncie pojawia się mroczna postać Dariusa Jedburgha. Angielski aktor Ray Winstone gra jedynego Brytyjczyka w tej historii zdominowanej przez amerykańskich bohaterów. W oryginale Jedburgh był jedynym Amerykaninem pośród Brytyjczyków.

Takie role aż chce się grać. Jedburgh to człowiek nieprzeciętnie inteligentny, zdolny zabijać z zimną krwią – mówi Winstone. Potrafi bardzo sprawnie manipulować ludźmi. Jednocześnie jest pod wrażeniem cierpienia i determinacji postaci granej przez Mela, dlatego decyduje się z nim spotkać.

Jedburgh to człowiek posiadający ogromną władzę, najwyraźniej od lat zaangażowany w tajne rządowe operacje – dodaje Campbell. Nie wiadomo, dla jakiej agencji rządowej pracuje, jeśli w ogóle, ani dlaczego powierzono mu tak daleko idące uprawnienia. Sprowadzono go, aby ocenił sytuację i posprzątał bałagan – a dokładnie zażegnał katastrofę grożącą firmie Northmoor, gdyby wyszło na jaw, co tak naprawdę produkuje w swoich zakładach.

W chwili śmierci córka Cravena Emma pracowała właśnie dla Northmoor, ściśle strzeżonej prywatnej firmy badawczej, pracującej na zlecenie rządu, który zdaje się przymykać oko na fakt, czym firma w rzeczywistości się zajmuje. Jej szefem jest niejaki Jack Bennett.

Bennett to ucieleśnienie współczesnego czarnego charakteru – stwierdza King. Charyzmatyczny biznesmen prawiący gładkie słówka, a tak naprawdę śliska kreatura w dobrze skrojonym garniturze na strategicznym stanowisku.

W tej roli oglądamy Danny’ego Hustona. Uwielbiam wcielać się w postacie zepsute do szpiku kości, a jednocześnie szukać usprawiedliwienia dla ich postępowania – mówi aktor. Nie sądzę, aby Bennett kierował się przekonaniami politycznymi. On po prostu wie, jak obracać wszystko na swoją korzyść. Rozumie, że czasem ktoś musi umrzeć, ale jest po temu dobry powód: giną ci, którzy stanowią dla niego zagrożenie. Bennett uważa, że nie musi się nikomu tłumaczyć ze swoich decyzji. Z jego perspektywy to nie jest gra polityczna, tylko gra o duże pieniądze.

Danny to fantastyczny aktor – mówi Campbell. Nie ma sobie równych. Chciałem obsadzić go w tej roli, bo na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia łajdaka. W tym, co mówi, jest poczucie humoru, które sprawia, że jego postać jest jeszcze bardziej niepokojąca.

Postacią, która ma poważne powody, aby obawiać się Bennetta, jest chłopak Emmy, Daniel Burnham, również pracujący w Northmoor. Burnham ukrywa klucz do sekretnej przeszłości córki Thomasa Cravena. Ich pierwsze spotkanie przebiega w sposób bardzo gwałtowny i jest jednym z decydujących momentów filmu. W tej roli wystąpił aktor Shawn Roberts.

Scenariusz niesamowicie mnie wciągnął i poruszył – zapewnia Roberts. Czytając go, ma się poczucie, że lada chwila rozlegnie się pukanie do drzwi i ktoś umrze. To ciągłe napięcie napędza cała historię i motywuje bohaterów do działania. Kiedy po raz pierwszy widzimy Burnhama, ten od paru dni siedzi zabarykadowany w swoim mieszkaniu, czekając właśnie na pukanie do drzwi i... wycelowany w siebie pistolet po ich drugiej stronie Burnham to chyba jedyna postać, która potrafi zrozumieć tragedię Cravena, ponieważ sam kochał Emmę. W postać dziewczyny wcieliła się urodzona w Serbii aktorka Bojana Novakovic. Morderstwo Emmy staje się punktem wyjściowym całej historii.

Swoim działaniem ta młoda kobieta początkuje cały łańcuch dramatycznych wydarzeń, co uważam za niezwykle ciekawe dramaturgicznie rozwiązanie – mówi Novakovic. Emma idzie za głosem instynktu, postępuje zgodnie z tym, co uważa za słuszne i moralne, występując przeciwko grupie ludzi, którzy są od niej potężniejsi, mają większą władzę i dysponują wielkimi pieniędzmi.

Emma kocha ojca, ale jednocześnie go sprawdza. Kwestionuje jego metody i sprzeciwia mu się, jeśli uzna to za konieczne, chociaż nie mówi mu przecież całej prawdy o swoim życiu -zauważa Campbell.

W pierwszych scenach filmu Emma wraca do Bostonu, żeby spotkać się z ojcem. Ma się wrażenie, że nie chodzi tylko o zwykłe odwiedziny. Emma chce, aby ojciec doradził jej prywatnie, chociaż oczywiście liczy się dla niej fakt, że jako policjant dysponuje dużym doświadczeniem. Przede wszystkim jednak jest córką, która potrzebuje ojca – wyjaśnia grająca tę rolę aktorka.

Niestety Thomas Craven traci córkę, zanim ta zdąży mu cokolwiek powiedzieć. Mimo to nadal widuje ją w swojej wyobraźni, jako małą dziewczynkę i dorosłą kobietę. Potrzebuje jej, aby zrobić to, czego od niego oczekiwała – dodaje Novakovic. Musi wciąż z nią rozmawiać, bo nic innego mu nie pozostało. Emma przychodzi do niego taka, jaką ją zapamiętał i w ten sposób mu pomaga. Teraz Craven może już tylko ocalić jej wspomnienie, dlatego stara się do niej mówić i wracać myślami do tego, co ich łączyło. To jedyny sposób, aby z nim pozostała.

Emma nie mówi rzecz jasna niczego poza tym, co i tak już zrodziło się w głowie Cravena, ale on ma wrażenie, że po śmierci poznał ją lepiej niż za życia – mówi Gibson.

Novakovic i Gibson spotkali się podczas prób przed rozpoczęciem zdjęć i od razu połączyła ich silna więź, dzięki czemu ich filmowe relacje stały się tak wiarygodne.

Bojana ma niezwykle silną osobowość – wyjaśnia Gibson. Jest w niej coś, jakaś powaga, która sprawia, że nie sposób przejść obok niej obojętnie.

„Furia” realizowana była w plenerach Bostonu i jego okolic, w tym w takich historycznych miejscach, jak Back Bay, zielone tereny Boston Commons oraz Ogrodów Publicznych, dostojna rezydencja w stylu Tudorów w Manchesterze, Charlestown, Newburyport, Lincoln, Merrimac oraz Rockport. Zdjęcia wnętrz domu Cravena i mieszkania Emmy kręcono na specjalnie wybudowanym planie w Chelsea Stages. W filmie można też zobaczyć rejony zachodniego Massachusetts, malownicze miasteczka Northampton i Amherst oraz szczyt Sugarloaf w Deerfield w pełni jesiennego sezonu, zwanego w Nowej Anglii „porą kolorowych liści”.

Plenery w Bostonie były fantastyczne, podobnie jak jego mieszkańcy – mówi Gibson. Gdziekolwiek się nie spojrzy, ma się wrażenie, że to miasto żyje historią i głębokim szacunkiem dla naszej z trudem wywalczonej wolności. To kulturalna kolebka młodego amerykańskiego narodu, urokiem i stylem przypominająca miasta europejskie.

Jeden z warunków postawionych ekipie przez reżysera Martina Campbella brzmiał: film ma być tak realistyczny, jak to tylko możliwe. Realizm był sprawą absolutnie priorytetową – stwierdza reżyser. W dochodzeniu po śmierci Emmy udział biorą prawdziwi specjaliści kryminalistyki, prawdziwi gliniarze. Akcja filmu zasadza się w dużej mierze na relacjach między ludźmi, dlatego też musieliśmy zadbać o autentyczność. Pod względem stylistyki postawiliśmy na proste, nieskomplikowane ujęcia, nie znajdziecie tutaj żadnych pretensjonalnych operatorskich sztuczek.

W tym zadaniu Campbellowi pomagali jego długoletni operator Phil Meheux oraz scenograf Tom Sanders, po raz pierwszy współpracujący z Campbellem.

Jednym z zadań operatora obrazu jest wydobywać emocje z każdej sceny filmu. My posłużyliśmy się w tym celu światłem – zdradza Meheux, podając jako przykład kuchnię Cravena i mieszkanie Emmy, plany, do których powracamy bardzo często. Craven przebywa na zwolnieniu, więc jego kuchnia i mieszkanie córki stają się niejako terenem jego działań operacyjnych. W pierwszych scenach filmu jest tam sporo światła, ale w miarę, jak akcja się rozwija i dowiadujemy się coraz więcej o życiu i śmierci Emmy, robi się coraz ciemniej. Oczywiście nie sądzę, aby przeciętny widz zwracał uwagę na tak subtelne niuanse, ale z pewnością wyczuwa zmianę atmosfery i towarzyszące temu emocje.

Sanders i jego ekipa w pełni wykorzystali możliwości planów i plenerów zdjęciowych. Nasz wybór padł na Sugarloaf, ponieważ terminy realizacji filmu w całości były podporządkowane temu, aby uchwycić wspaniałe jesienne kolory liści, co wcale nie jest takie proste. Ze szczytu Sugarloaf rozciąga się widok na przepiękną dolinę, miejsce wielu historycznych bitew. Biuro szefa Northmoor Bennetta umieściliśmy właśnie na szczycie góry, aby cała scena mogła się rozegrać na tle widoku tej doliny.

Jeśli chodzi o pozostałe wnętrza Northmoor, Sanders wykorzystał inne historyczne miejsce. W Amherst zbudowaliśmy plany zdjęciowe w centrum strategicznego dowodzenia sił powietrznych, gdzie w latach 60. znajdował się słynny „atomowy guzik”. Zmodernizowaliśmy je, żeby przypominało lobby w siedzibie wielkiej korporacji na szczycie góry.

Ekipa Sandersa ściśle kontrolowała także paletę barw wykorzystywanych na planie filmu. Zależało nam na tym, żeby kolory były jak najbardziej przygaszone i stanowiły tło dla wybijających się kostiumów aktorów. Chodziło o to, żeby widz koncentrował się na emocjach, zamiast rozglądać się po pomieszczeniu.

Większość dramatycznych scen z udziałem Cravena rozgrywa się u niego w domu oraz w mieszkaniu Emmy. Oba te plany zostały w całości wybudowane. W przypadku domu Cravena wykorzystaliśmy fasadę domu znajdującego się na przedmieściach Bostonu, którą następnie odtworzyliśmy w studiu wraz z odpowiednio zaprojektowanym wnętrzem – opowiada Sanders. Wybudowaliśmy też mieszkanie Emmy na poddaszu.

Nie tylko członkom ekipy filmowej zawdzięczamy typowo bostoński klimat filmu. Mel Gibson, wychowany w Australii nowojorczyk, musiał mówić jak urodzony mieszkaniec Bostonu.

Wszyscy moi kuzyni pochodzą z Queens i Brooklynu. Mama była Irlandką z Brooklynu, mam więc przynajmniej celtyckie korzenie – żartuje aktor, który doskonale bawił się przygotowując do roli Thomasa Cravena. Pokręciłem się trochę w kręgach policyjnych, szczególnie pomocny był detektyw Tommy Duffy. Mówił jak typowy twardy glina z kreskówki. Bostoński akcent jest tak specyficzny, że potrafi całkowicie odmienić człowieka, przenieść go w inny wymiar, nadać zupełnie nowy charakter granej postaci.

Innym narzędziem, którym posłużył się Gibson, aby oddać charakter Thomasa Cravena, była garderoba. Odpowiadająca za kostiumy Lindy Hemming otrzymała od reżysera identyczne polecenie, co operator obrazu: ma być autentycznie.

Martin jest wspaniały, ponieważ rozmawia z tobą nie tylko o postaciach, ale także o grających ich aktorach, a następnie daje ci wolną rękę – mówi Hemming.

W filmie znalazł się pewien symboliczny element przeniesiony wprost z 1985 roku: mowa o płaszczu przeciwdeszczowym Cravena. Martinowi bardzo zależało na tym, żeby go zachować. Craven zakłada go po śmierci Emmy, ponieważ płaszcz, który miał na sobie, kiedy została przy nim zastrzelona, nie nadaje się do użytku. Aż do samego końca się z nim nie rozstaje. Wyróżnia się wśród tych wszystkich postaci w garniturach i mundurach policyjnych.

Aby płaszcz mógł towarzyszyć swojemu bohaterowi podczas całej odysei, Hemming musiała przygotować około 25 identycznych okryć przeciwdeszczowych, które następnie „postarzano” w miarę rozwoju akcji.

Hemming dobierała paletę barw w drodze eliminacji: Zaczęłam od całkowitego usunięcia bieli, aby można było jak najbardziej uwydatnić mimikę bohaterów. Wiedziałam, że Phil oświetli przede wszystkim ich twarze. W przypadku Gibsona Hemming starała się unikać jeszcze jednego koloru: niebieskiego. Miał wyglądać na szarego i zmęczonego, a nie tryskającego energią. Tylko raz wykorzystałam niebieski element garderoby w scenie, kiedy Craven przechadza się po plaży. Myślałam, że to dobry pomysł, ale oczywiście niebieski kolor natychmiast podkreślił błękit jego oczu, przez co wydawały się pełne życia. Wyglądał niewiarygodnie przystojnie, a ja pomyślałam: „Nie powinnam była do tego dopuścić!”

Scena na plaży nie była jedyną, przy której Hemming miała kłopot z gwiazdorską urodą Gibsona. Do sceny pogrzebu ubraliśmy go w garnitur za 99 dolarów, najtańszy, jaki udało mi się znaleźć. Miał przecież wyglądać jak ktoś, kto nie ma dużo pieniędzy i nie dba, co ma na sobie. Jednak kiedy zobaczyłam Mela w tym garniturze, pomyślałam: „O, nie! Znowu rewelacyjnie wygląda.”

Dokładnie odwrotny cel przyświecał wyborowi kostiumów dla Jacka Bennetta, granego przez Danny’ego Hustona. Danny mógł być jedynym elegantem w tym filmie – śmieje się Hemming. Ubieraliśmy go w przepiękne, stonowane garnitury, które miały jednak drogo wyglądać. Całą garderobę dla Bennetta, a częściowo również dla Jedburgha, skompletowała firma Brioni, z którą już wcześniej współpracowałam. Miałam dużo szczęścia, że zgodzili się nam dostarczyć tak fantastyczne stroje – dodaje.

Hemming musiała jednak uważać, aby nie przesadzić z wyglądem Jedburgha. Jego ubrania miały wyglądać na bardzo drogie i wyszukane, ale nie mogły rzucać się w oczy, a już na pewno nie mogły zdradzać jego tożsamości ani ujawniać żadnych szczegółów na temat jego życia. Miała go otaczać aura tajemnicy. Wykorzystaliśmy takie materiały, jak kaszmir, które nie odbijają światła, nadając mu „miękki”, spokojny wygląd nie mający nic wspólnego z tym, jaki naprawdę jest Ray Winstone. Ten człowiek wprost tryska energią i jest niesłychanie towarzyski.

Inną postacią, której stroje nie rzucały się zbytnio w oczy, była Emma Craven. Chciałam, żeby wyglądała jak ktoś, kogo można spotkać na ulicy w Bostonie czy Northampton; miała się nosić dokładnie tak samo, jak tamtejsi mieszkańcy. Ponieważ Emma pojawia się w kilku scenach już po swojej śmierci, kiedy jej postać powraca we wspomnieniach ojca, Hemming i Campbell zastanawiali się, czy w związku z tym nie należałoby zmienić jej ubioru. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy, że wprowadziłoby to zbyt wiele zamieszania, dlatego Emma przez cały czas ma na sobie ten sam strój. Materiał ma w sobie pewną miękkość, ponieważ we wspomnieniach Cravena rysy Emmy zostały wyraźnie złagodzone.

Dla reżysera Martina Campbella powrót do wątków i bohaterów sprzed ponad dwóch dekad stanowił ekscytujące wyzwanie. Tak jak przed laty, również i teraz byłem pewien, że wzruszająca opowieść o człowieku, który stracił córkę i za wszelką cenę chciał pomścić jej śmierć przypadnie do gustu współczesnym widzom.

Producent Graham King zgadza się z nim w stu procentach. W moim odczuciu w „Furii” nie chodzi wcale o politykę. To film o zemście, o człowieku poszukującym sprawiedliwości. Widz ma wrażenie, że wsiadł do kolejki górskiej; nie wie, jak ta przejażdżka się skończy, ale gotów jest zaryzykować.

Pomimo brutalnych metod, za pomocą których Thomas Craven szuka zadośćuczynienia za śmierć córki, odtwórca tej roli uważa, że film ma głęboki wymiar humanistyczny. Zaintrygowały mnie główne postacie tej historii i ich reakcje na to, co je spotyka – mówi Mel Gibson. Jednocześnie to po prostu wciągający dreszczowiec dotykający spraw, które na co dzień otoczone są tajemnicą. A to, co nieznane napawa większość z nas lękiem.

MEL GIBSON (Thomas Craven) to wielokrotnie nagradzany aktor, reżyser, scenarzysta i producent. W 1995 roku zrealizował epicki przebój kinowy „Braveheart – Waleczne serce”. Był jego reżyserem, producentem oraz odtwórcą głównej roli. Film uzyskał 10 nominacji do Oscara i zdobył 5 statuetek, w tym w kategoriach Najlepszy reżyser i Najlepszy film.

Gibson jest także laureatem Złotego Globu i nagrody Critics’ Choice w kategorii Najlepszy reżyser. Został też wyróżniony przez National Board of Review nagrodą Special Achievement in Filmmaking. Poza tym uznano go za reżysera roku na festiwalu filmowym ShoWest Convention w 1996 roku oraz nominowano do nagród BAFTA i Gildii Amerykańskich Reżyserów Filmowych w kategorii Najlepszy reżyser.

W 2004 roku wyreżyserował „Pasję”, film, który nieoczekiwanie stał się przebojem kinowym na całym świecie, przynosząc 600 milionów dolarów zysku. Gibson był również współautorem scenariusza i producentem „Pasji”, jak do tej pory najbardziej dochodowej niezależnej produkcji w historii kina. Dwa lata później został reżyserem, współautorem scenariusza i producentem dramatu „Apocalypto”, nominowanego do Złotego Globu, BAFTY oraz nagrody London Film Critics Circle w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny Gibson stał się znany jako aktor dzięki rolom w takich przebojach kinowych, jak trylogia „Mad Max”, cztery części „Zabójczej broni” oraz film „Gallipoli”. Urodził się w amerykańskim stanie Nowy Jork, a w wieku 12 lat wyemigrował z rodziną do Australii. Uczęszczał do National Institute of Dramatic Arts (NIDA) na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii, gdzie występował w sztukach teatralnych; zagrał między innymi Biffa w „Śmierci komiwojażera” Arthura Millera. Rolami teatralnymi zwrócił na siebie uwagę reżysera George’a Millera, który obsadził go w 1979 roku w tytułowej roli w „Mad Maxie”. Ten niskobudżetowy, postapokaliptyczny thriller stał się nieoczekiwanie przebojem kinowym na całym świecie, dzięki czemu Gibson zaistniał na dobre w branży filmowej. W tym samym roku aktor zagrał także w filmie „Tim” diametralnie odmienną rolę umysłowo upośledzonego mężczyzny, za którą otrzymał nagrodę Australijskiego Instytutu Filmowego w kategorii Najlepszy aktor.

W 1981 roku Gibson wystąpił w dwóch filmach, które umocniły jego międzynarodową sławę: za rolę w dramacie „Gallipoli”, którego akcja rozgrywa się w czasie I wojny światowej, wyróżniono go drugą już nagrodą Australijskiego Instytutu Filmowego w kategorii Najlepszy aktor. Zagrał również w „Mad Maxie 2 - Wojowniku szos” George’a Millera. Rok później ponownie pojawił się w filmie w reżyserii Petera Weira; za rolę w „Roku niebezpiecznego życia” uhonorowano go kolejną nagrodą Australijskiego Instytutu Filmowego w kategorii Najlepszy aktor. W 1984 roku Gibson wystąpił w trzech bardzo odmiennych filmach: „Buncie na Bounty” w reżyserii Rogera Donaldsona, gdzie wcielił się w postać buntownika Fletchera Christiana, w „Rzece” Marka Rydella z Sissy Spacek oraz w „Pani Soffel” Gillian Armstrong, gdzie zagrał u boku Diane Keaton. Rok później pojawił się po raz ostatni jako Mad Max w „Mad Maxie pod Kopułą Gromu” w reżyserii George’a Millera.

W 1987 roku Gibson wystąpił w pierwszej części przeboju kinowego „Zabójcza broń” Richarda Donnera, gdzie zagrał detektywa sierżanta Martina Riggsa. Film okazał się jednym z najbardziej dochodowych przedsięwzięć w historii kina akcji. Przez następnych 12 lat aktor pojawił się w trzech kolejnych częściach „Zabójczej broni“, również reżyserowanych przez Richarda Donnera.

W 1990 roku Mel Gibson założył wspólnie z Brucem Daveyem wytwórnię Icon Productions. Pierwszym wyprodukowanym przez nich filmem był „Hamlet” Franco Zeffirellego. Za główną rolę w tej właśnie produkcji aktor otrzymał nagrodę imienia Williama Szekspira przyznawaną przez Folger Library w Waszyngtonie.

Gibson zagrał później jeszcze w innych filmach zrealizowanych przez wytwórnię Icon: „Wiecznie młody”, „Maverick”, „Godzina zemsty”, „Czego pragną kobiety” oraz „Byliśmy żołnierzami”. W 1993 roku Icon Productions zrealizowała również reżyserski debiut aktora „Człowiek bez twarzy”.

W 2000 roku Mel Gibson został pierwszym na świecie aktorem, dzięki któremu w tym samym roku aż trzy filmy zarobiły w Stanach Zjednoczonych ponad 100 milionów dolarów każdy. Były to: historyczna epopeja Rolanda Emmericha „Patriota”, animowana komedia przygodowa „Uciekające kurczaki”, w której użyczył głosu głównemu bohaterowi oraz romantyczna komedia „Czego pragną kobiety” w reżyserii Nancy Meyers z Helen Hunt w roli głównej. Partnerujący jej wówczas Gibson otrzymał nominację do Złotego Globu w kategorii Najlepszy aktor w komedii lub musicalu.

Gibson już wcześniej otrzymał nominację do Złotego Globu w kategorii Najlepszy aktor w dramacie za swoją rolę w thrillerze Rona Howarda „Okup”. Aktor zagrał ponadto jeszcze w takich filmach, jak „Tequila Sunrise” Roberta Towne’a, „Ptaszek na uwięzi” Johna Badhama z Goldie Hawn, „Air America” z Robertem Downeyem Jr., „Teoria spisku” Richarda Donnera z Julią Roberts oraz „Znaki” M. Nighta Shyamalana.

RAY WINSTONE (Darius Jedburgh) wystąpił ostatnio u boku Harrisona Forda w „Indianie Jones i Królestwie Kryształowej Czaszki” w reżyserii Stevena Spielberga. Zagrał także w filmach „44 Inch Chest”, „Fathers of Girls” oraz romantycznej komedii „Nie wszystko złoto co się świeci”. Wcielił się także w tytułową postać w „Beowulfie”, przełomowym filmie akcji Roberta Zemeckisa zrealizowanym w technologii motion capture. Wcześniej wystąpił w nagrodzonym Oscarami dramacie Martina Scorsese „Infiltracja” oraz w „Rozstaniach i powrotach” Anthony’ego Minghelli z Judem Law i Juliette Binoche.

Winstone pojawi się także w filmach, które będą miały premierę w tym roku. Są to biograficzny dramat „Sex & Drugs & Rock & Roll” o życiu muzyka Iana Dury’ego, thriller „13” z Mickeyem Rourke oraz „London Boulevard” realizowany na kanwie powieści Kena Bruena. W tej chwili kręcony jest przygodowy „Tracker” z jego udziałem; aktor gra w nim byłego partyzanta z wojny burskiej.

Za rolę w filmie „Nic doustnie” Gary’ego Oldmana Winstone’a wyróżniono w 1998 roku nagrodą British Independent Film w kategorii Najlepszy aktor oraz nominowano do BAFTY. W następnym roku aktor zdobył nominację do nagrody British Independent Film za rolę w dramacie Tima Rotha „Strefa wojny”. Kolejną nominację do tej nagrody w kategorii Najlepszy aktor otrzymał za występ w filmie „Sexy Beast”. Ponadto w 2001 roku został wyróżniony nagrodą National Board of Review w kategorii Najlepszy zespół aktorski za rolę w filmie „Ostatnia prośba”. Winstone był także nominowany do nagrody Australian Film Institute w kategorii Najlepszy aktor za występ w filmie „Propozycja”.

W swoim dorobku aktor ma także role w filmach: „Kwadrofonia”, „Biedroneczko, biedroneczko”, „Twarz”, „W morzu uczuć”, „The Very Thought of You”, „Agnes Browne” oraz „Chłopak na gwałt poszukiwany”. Winstone zagrał także we „Wzgórzu nadziei” Anthony’ego Minghelli i „Królu Arturze” Antoine’a Fuqui. Poza tym użyczył swojego głosu Panu Bobrowi w przeboju kinowym z gatunku fantasy „Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa.”

Winston pracował także dużo dla telewizji występując w serialach i filmach telewizyjnych. Zagrał między innymi w brytyjskim „Compulsion” i zrealizowanym przez HBO „Last of the Ninth”. W swoim dorobku ma także tytułowe role w brytyjskich filmach „Krwawy tyran – Henryk VIII” oraz „Sweeney Todd”. Kolejne telewizyjne przedsięwzięcie Winstone’a to dramat „Ben Hur”, który będzie miał premierę w tym roku.

BOJANA NOVAKOVIC (Emma Craven) wystąpiła ostatnio w horrorze Sama Raimiego „Wrota do piekieł”. W 2006 roku zagrała w nagrodzonym na kilku międzynarodowych festiwalach niezależnym filmie „The Optimists” Gorana Paskaljevica oraz w dramacie kryminalnym Morgana O’Neilla „Solo”, który zwyciężył w konkursie Australia’s Project Greenlight.

Novakovic ma także w swoim aktorskim dorobku role w „Masce małpy”, „Strange Fits of Passion” oraz niezależnym australijskim filmie „Thunderstruck”. W tym roku zagra w dramacie „Skinning” Stevana Filipovica, a w 2011 roku w thrillerze „Devil”.

MARTIN CAMPBELL (reżyser) stanął za kamerą filmu o przygodach Jamesa Bonda „Casino Royale”, wysoko ocenianego przez krytyków przeboju kinowego, w którym w roli brytyjskiego agenta zadebiutował aktor Daniel Craig. Dwukrotnie współpracował na planie filmowym z Antonio Banderasem, ostatnio realizując „Legendę Zorro”, kontynuację nakręconego w 1998 roku, nominowanego do Oscara i Złotego Globu hitu „Maska Zorro” z Catherine Zetą-Jones.

Pochodzący z Nowej Zelandii Campbell rozpoczął karierę w Londynie jako kamerzysta w firmie Lew Grade’s ATV. Był producentem kontrowersyjnego brytyjskiego filmu „Scum” oraz „Black Joy”, który wziął udział w konkursie głównym festiwalu filmowego w Cannes. Reżyserskim debiutem Campbella był brytyjski serial policyjny „The Professionals”; później reżyserował jeszcze popularne seriale „Shoestring” dla BBC i „Minder” dla Thames TV. Od połowy lat 80. uznawany jest za jednego z najlepszych brytyjskich reżyserów. Jego kolejnymi wysoko ocenianymi przez krytyków dziełami były brytyjski film telewizyjny „Reilly: Ace of Spies” oraz miniserial BBC „Edge of Darkness” („Furia”), wyróżniony aż sześcioma nagrodami BAFTA – w tym za Najlepszy serial.

Pierwszym filmem Campbella zrealizowanym w Hollywood było „Prawo i sprawiedliwość”. Następnie wyreżyserował „Bezbronną” oraz „Kolonię karną”, a w 1995 roku pamiętny film o przygodach brytyjskiego agenta Jamesa Bonda „GoldenEye” z Piercem Brosnanem. Obraz zarobił na całym świecie ponad 350 milionów dolarów, a Campbella uznano za odnowiciela słynnej szpiegowskiej serii. W 2000 roku reżyserował i był producentem filmu przygodowego „Granice wytrzymałości”, który zarobił na całym świecie ponad 200 milionów dolarów i został wysoko oceniony przez krytyków.

W swoim amerykańskim dorobku Campbell ma jeszcze zrealizowany dla HBO film „Zabójcze zaklęcie” oraz dwa odcinki serialu NBC „Wydział zabójstw Baltimore 3”. Wyreżyserował również epicki melodramat „Bez granic” z Angeliną Jolie i Clivem Owenem.

Kolejne obecnie realizowane filmowe projekty Campbella to dramat „36” oraz film akcji zatytułowany „Green Lantern.”

GRAHAM KING (producent) to uznany producent zarówno wielkich przebojów kinowych, jak i filmów niezależnych. Wyprodukowany przez niego w 2006 roku gwiazdorski dramat kryminalny „Infiltracja” w reżyserii Martina Scorsese z Leonardem DiCaprio, Mattem Damonem, Jackiem Nicholsonem i Markiem Wahlbergiem został wyróżniony Oscarem w kategorii Najlepszy film. „Infiltracja” zdobyła w sumie aż cztery Oscary, w tym w kategorii Najlepszy reżyser i Najlepszy scenariusz adaptowany. W tym samym roku King wyprodukował dramat „Krwawy Diament”, w którym również zagrał Leonardo DiCaprio.

Film „Infiltracja” to już trzecie przedsięwzięcie Kinga podejmowane wspólnie z reżyserem Martinem Scorsese. W 2004 roku King wyprodukował wysoko ocenianą biografię filmową Howarda Hughesa zatytułowaną „Aviator” z Leonardem DiCaprio w roli głównej, która została nominowana do Oscara w kategorii Najlepszy film oraz zdobyła Nagrodę BAFTA. King był również współproducentem wykonawczym nominowanego do Oscara epickiego dramatu filmowego w reżyserii Martina Scorsese „Gangi Nowego Jorku”, w którym główne role zagrali Leonardo DiCaprio, Daniel Day-Lewis oraz Cameron Diaz.

Mel, dosyć długo odpoczywałeś od aktorstwa. Co sprawiło, że znów stanąłeś przed kamerą?

MEL GIBSON: Tak, po Znakach zrobiłem sobie przerwę, ponieważ czułem się po prostu wypalony, przestało mnie to wszystko bawić. Skoncentrowałem się na reżyserowaniu, pisaniu scenariuszy i produkcji. Ale nadszedł czas na powrót. Nagle poczułem, że po tylu latach przerwy być może znowu mam coś do zaoferowania widzom. Zbiegło się to z pojawieniem bardzo dobrego scenariusza. To fascynująca historia z ciekawymi wątkami, spodobała mi się od razu i dawała szansę na pracę z Martinem, Rayem, Grahamem i Billem Monahanem. Mogłem wziąć też inne role, ale ta wydała mi się najlepsza.

Rozmawiałeś z Georgem Millerem o zrobieniu kolejnego Mad Maxa?

MEL GIBSON: Tak, mieliśmy na ten temat przyjacielską pogawędkę. Zresztą bardzo często ze sobą rozmawiamy, więc jestem na bieżąco. Wiem, że George od lat przymierza się do nakręcenia czwartej części. W pewnym momencie byłem w to nawet zaangażowany, ale nic z tego nie wyszło. Później było wiele koncepcji związanych z tym projektem i prawdopodobnie przeszedł on wiele zmian. Nie mogę się doczekać jego ukończenia, ponieważ wszystko, co robi George ma w sobie jakąś magię, dotknięcie geniuszu. Zapewne to od niego i od Petera Weira nauczyłem się najwięcej.

Jak się czułeś stojąc znowu przed kamerą?

MEL GIBSON: Pamiętam, że Martin musiał mi parę razy zwrócić uwagę, abym złagodził ton mojego głosu. O takich rzeczach się zapomina, to jest coś w rodzaju wybierania odpowiedniego poziomu głośności. Potem już wszystko odbywało się naturalnie. Kiedy robisz coś od prawie trzydziestu lat, to tak szybko tego nie zapominasz. Ale czułem się dobrze, tak naprawdę nawet lepiej niż kiedykolwiek. Mądry, stary – no, może nie tak znowu mądry i stary. Ktoś powiedział mi kiedyś: „Zrób sobie przerwę, odpocznij, zajmij się czymś innym, wróć i wtedy twoja wena twórcza w jakiś magiczny sposób ożyje”. Miał rację. Nie potrafię tego dokładnie opisać, ale czuję, że coś takiego się zdarzyło. Wiesz, nie ma nic lepszego niż zrobienie sobie od czasu do czasu wakacji.

Występujesz tu w wielu brutalnych scenach walki. Przygotowania do roli wyglądały inaczej niż w przypadku wcześniejszych filmów?

MEL GIBSON: Jedyna rzecz, jaką zrobiłem, to zamówienie sobie na następny dzień kręgarza. (śmiech) Wiedziałem, jak się będę czuł, że obudzę się jak po wypadku drogowym i rzeczywiście tak było. Nie dochodzę już do siebie tak szybko jak kiedyś. A ten drugi ma 25 lat, prawda? I wcale się nie przemęcza. To nie jest przyjemne doświadczenie. Nie potrafię już oddać ciosu tak szybko jak dawniej. Ale dopóki wygląda to dobrze na ekranie, to wszystko w porządku. (śmiech)

Twoje aktorstwo w tym filmie przypomina mi Boba Pecka. Widziałeś brytyjską wersję Furii?

MEL GIBSON: Oglądałem ją z zapartym tchem jeszcze w latach 80. To był jeden z najlepszych seriali telewizyjnych, a brytyjska telewizja w tamtych czasach była wspaniała. Wszyscy wtedy o tym mówili. Ale podkreślam, że nie oglądałem go ponownie właśnie po to, aby samemu spróbować zagrać tę rolę wiarygodnie. Jeśli jednak mówisz, że gram jak Bob Peck, to mi pochlebiasz, ponieważ uważam, że był absolutnie wyjątkowy.

Martin, bardzo podoba mi się rozwój akcji w tym filmie. Jak podchodziłeś do jej przełomowych momentów? Kręciłeś je dokładnie według scenariusza?

MARTIN CAMPBELL: Tak, bardzo dokładnie. Staraliśmy się, żeby akcja w filmie rozwijała się stopniowo. Nie ma jej zbyt dużo, ale kiedy coś się wydarza, to tak nieoczekiwanie, jak wypadek samochodowy. Ułamek sekundy, a ty tak naprawdę nie wiesz, co się stało. I właśnie w ten sposób starałem się to robić.

Czy to jest film polityczny?

MARTIN CAMPBELL: Wydaje mi się, że jest to bardziej film o stracie, żalu i zemście. Cały o tym mówi. Sadzę, że wątek polityczny jest tutaj najmniej interesujący.

Mel, co najbardziej pociągało cię w tej roli i jaka scena w filmie była dla ciebie największym wyzwaniem?

MEL GIBSON: O rany, największe wyzwanie... Wiesz, za każdym razem, gdy bierzesz się za coś, zastanawiasz się, czy dasz radę. Nigdy nie masz gwarancji sukcesu, nie ma na to żadnej tajemnej recepty. Mam na myśli to, że zawsze istnieje ryzyko dotkliwej porażki. W każdym zawodzie, w którym wystawiasz się na oceny innych – nieważne, czy jesteś szefem kuchni, dyrektorem opery, malarzem, aktorem czy filmowcem – trzeba się liczyć z krytyką. Albo nie zostawią na tobie suchej nitki, albo będziesz wychwalany pod niebiosa – ewentualnie coś pomiędzy. Czasami dzieje się i jedno, i drugie. Wszystko stanowi wyzwanie. Każda rola jest wyzwaniem.

Często grywasz bohaterów, którzy stracili rodziny albo walczą o sprawiedliwość…

MEL GIBSON: Myślę, że to jest bardzo stary motyw wielu historii.

RAY WINSTONE: A poza tym najpierw czytasz cały scenariusz. Jeśli ci się podoba, to nieważne, jaki jest główny temat filmu. Najważniejszy jest sam scenariusz.

MEL GIBSON: Rzeczywiście tak jest. Rozmawialiśmy kiedyś o tym scenariuszu z Martinem. Bardzo przypominał nam jakobińskie tragedie z XVII wieku, które były pisane przez Anglików, a bohaterami byli Włosi. (śmiech) To było naprawdę dziwaczne. W XVII wieku Włosi byli wyjątkowo mściwi. Ale to wszystko opisywali Brytyjczycy. (śmiech) Oni zawsze mówią o innych. Więc wszystko mi przypominało tamte historie. To stary motyw, jest elementem większości mitów bohaterskich.

Ray, twoja rola jest w tym filmie tak ważna, że miałem nadzieję, że będziesz ostatnim sprawiedliwym. Dobrze się bawiłeś na planie?

RAY WINSTONE: Było fajnie, ponieważ zwykle najbardziej pragnie się grać w scenach pełnych emocji. A przynajmniej ja takie lubię. Czytając scenariusz nie miałem zbyt wiele czasu na przygotowanie się do roli, na siedzenie przy stole czy w ogrodzie i obserwowanie innych grających podobne sceny oraz ustalanie, jak się w nich zachowywać. Albo na zastanawianie się, jak na początku filmu zagrać człowieka pozbawionego emocji, który wydaje się być martwy. Zdarzało mi się widywać wcześniej takich ludzi – zwykle w filmach o II wojnie światowej – mieli tak przeszywający wzrok, że nie można ich było okłamać. Z uwagi na ładunek emocjonalny, z jakim Mel musiał się zmierzyć w tym filmie, to on podejmował decyzje. Aktorstwo jest zawsze sprawą wyboru, ale granie kogoś, kto nie okazuje żadnych emocji jest ciekawe, ponieważ trzeba to zrobić umiejętnie. Ta praca w ogóle jest zabawą, szczególnie, jeśli siedzisz naprzeciwko kogoś takiego jak Mel czy John Hurt. Praca z utalentowanymi ludźmi, którzy znają się na rzeczy i wiedzą co robić, to prawdziwe błogosławieństwo.

Mel, masz za sobą długą karierę aktorską, ale jak nauczyłeś się reżyserować filmy? I czy myślisz czasami, żeby do tego wrócić?

MEL GIBSON: Jak można się nauczyć reżyserii? Po prostu kręcisz się po planie, obserwujesz co się dzieje, zadajesz pytania i w końcu już wiesz, skąd się biorą różne pomysły. Widzisz, jak są realizowane, możesz wyrażać swoje wątpliwości. Przekonujesz się, czy odnoszą sukces i zaznajesz smaku zwycięstwa lub porażki. Uczestnicząc przez 30 lat w wielkim eksperymencie naukowym nie możesz się tego nie nauczyć. A jeśli pracujesz z prawdziwymi fachowcami, to jest już po prostu wspaniale.

Czy można całkowicie zapomnieć jak to się robi? Nie sądzę. Można się powstrzymywać i za bardzo nie wtrącać. Mam nadzieję, że nie naciskałem zbytnio na Martina. Ale czasami zdarzało mi się powiedzieć: „Słuchaj stary, a dlaczego by nie...?” Po czym przedstawiałem mu swoją koncepcję. Wiesz, co się działo, kiedy ja sam reżyserowałem? Ludzie przychodzili do mnie z dobrymi pomysłami, a ja mówiłem: „To fantastyczne, mogę to wykorzystać?” Zgadzali się, a ja je realizowałem.

Martin faktycznie „pożyczył” ode mnie jeden z pomysłów. To cecha dobrego reżysera: kiedy widzi jakiś dobry koncept, to z niego korzysta.

Chciałbym zapytać o zakończenie filmu. Ostatnia scena jest po prostu wspaniała. To pomysł Monahana, czy tak było w oryginalnym scenariuszu?

MARTIN CAMPBELL: Mieliśmy najpierw trochę inne zakończenie, które nam jednak nie pasowało. Przedyskutowaliśmy sprawę, Mel zaproponował, żeby nakręcić tę scenę na szpitalnym korytarzu, tak też zrobiliśmy. Ot i cała historia.

Jest jeszcze jedna scena, myślę, że jedna z lepszych w tym filmie. To retrospekcja z małą dziewczynką i scena golenia. To nie był mój pomysł, tylko Mela. Improwizował, kręciliśmy ją ze dwie albo trzy godziny. To chyba moja ulubiona scena w filmie, a na pewno jedna z tych ulubionych.

Martin, czy nie obawiałeś się powrotu do historii, która już raz odniosła sukces?

MARTIN CAMPBELL: Nie, o wszystkim decydował scenariusz. Tak jak powiedział Ray – scenariusz jest najważniejszy. Historia ojca, który traci jedyną córkę i zaczyna badać okoliczności jej śmierci, zawsze wydawała mi się interesująca. Mówiąc szczerze, to była tylko kwestia dobrego scenariusza. To, co zrobił Andrew Bovell z jego pierwszą wersją było wspaniałe, ale za jego ostateczny kształt odpowiada Bill Monahan. Mogłem więc spokojnie wyrzucić z pamięci miniserial. To był bardzo dobry scenariusz, nie miałem żadnych wątpliwości, czy powinienem go zrealizować.

Mel, twój filmowy dorobek jest naprawdę imponujący. Co jeszcze chciałbyś osiągnąć?

MEL GIBSON: Pracuję z Grahamem nad filmem o Wikingach. (śmiech) Chcesz wiedzieć, jaki był mój pierwszy pomysł na film? Miałem 16 lat, chciałem zostać filmowcem i nakręcić film o Wikingach. W języku staronorweskim, którego się wtedy uczyłem. To trochę dziwne mieć w takim wieku tak absurdalne pomysły. Być filmowcem? To rodzaj romantycznej, płonnej nadziei. Ale taki był mój pierwszy pomysł na film – bardzo zwariowany.

Czy ten film o Wikingach będzie grany po angielsku czy w staronorweskim?

MEL GIBSON: Sądzę, że i w staroangielskim i w staronorweskim. Niezależnie od tego, co ta historia z IX wieku ma do zaoferowania współczesnym widzom, ja pokażę wam prawdziwego mężczyznę...

Ten Wiking was przerazi. Nie będzie stale powtarzał: „Zamierzam umrzeć z mieczem w mojej dłoni”. Nie chcę już tego słuchać, (śmiech), to mnie wykańcza. Chcę zobaczyć kogoś, kogo nigdy wcześniej nie widziałem, mówiącego niskim, gardłowym głosem. Kogoś, kto przychodzi do mojego domu i mnie przeraża.

Podoba ci się ta historia?

MEL GIBSON: O tak, jest fantastyczna. Próbuję sobie wyobrazić, jak wtedy wszystko wyglądało, zwłaszcza, że dokładnie tego nie wiemy. Może trochę ją wyidealizujemy, uczynimy na potrzeby filmu bardziej fascynującą. To wszystko sprawa wyboru.

Dlaczego wybraliście Mela do roli Thomasa Cravena?

GRAHAM KING: Po pierwsze nikt inny nie zagrałby tak emocjonalnie jak Mel. Do dziś pamiętam tę scenę z „Zabójczej broni”, w której trzyma lufę pistoletu w swoich ustach. On się doskonale do tej roli nadaje, pasuje do takiego scenariusza, a to, że zagrał w tym filmie było dla nas zaszczytem. Jeśli o mnie chodzi, to nie znałem Mela wcześniej, ale wiedzieliśmy, że bardzo podobał mu się miniserial. Spotkaliśmy się z nim, ponieważ naszym marzeniem było zobaczyć Mela Gibsona przed kamerą.

Sądzę, że scenariusz naprawdę mu się spodobał, a właściwie jego szkic, który napisał Andrew Bovell. Tak jak już Martin powiedział wcześniej, potrzebowaliśmy jednak ostatecznej wersji scenariusza. Zadzwoniłem do Billa Monahana, wysłałem mu miniserial, a on powiedział, że napisze scenariusz w sześć tygodni. I zrobił to, dacie wiarę? Na nasze szczęście Mel po przeczytaniu go powiedział: „Do roboty!” To wszystko było takie niezwykłe: widzieć go na planie, wychodzącego z przyczepy i grającego Cravena. On ma naturalny talent, to jest zdumiewające.

Mel, czy podczas swojego odpoczynku od aktorstwa brałeś pod uwagę taką możliwość, że już nigdy nie wrócisz do aktorstwa?

MEL GIBSON: Tak, oczywiście, chociaż raczej na samym początku. Z biegiem czasu zacząłem się zastanawiać, czy nie spróbować ponownie. Nigdy nie wiesz na sto procent, co się wydarzy. Dlatego też nie ogłaszałem oficjalnie, że odchodzę na aktorską emeryturę. Nie chciałem tego robić, po prostu potrzebowałem odpoczynku.

Byłeś zniechęcony czy po prostu zmęczony? MEL GIBSON: Zmęczony i znudzony. Robiłem tak już wcześniej, przez rok odpoczywałem lub zajmowałem się czymś innym. Myślę, że jeśli coś zaczyna nas nużyć, to chęć zmian jest czymś zupełnie naturalnym.

Mel, czy podczas odpoczynku od pracy w branży filmowej odkryłeś w sobie coś nowego, dowiedziałeś się jeszcze czegoś o życiu?

MEL GIBSON: Tak właściwie to nie byłem całkowicie poza branżą. Nawet sporo się w tym czasie nauczyłem: na temat pisania scenariuszy i tworzenia całego projektu filmowego –od pomysłu poprzez scenariusz, aż do skierowania filmu do produkcji i realizacji, samodzielnego marketingu i dystrybucji. Może z wyjątkiem samego przygotowania premierowego pokazu filmu wiem teraz więcej o tym wszystkim. Kupiłem nawet w Australii sieć kin Dendy, zajmuję się więc teraz także wyświetlaniem filmów.

Przekonałeś się również, że chcesz w nich ponownie występować?

MEL GIBSON: Nadszedł na to odpowiedni czas. Poczułem, że znowu chcę to robić. To była moja pierwsza miłość, wiesz? Kiedy odchodzisz na jakiś czas, ona blednie i traci swój blask, ale kiedy przychodzi czas powrotu, to po prostu wracasz.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC