FILM

Mniejsze zło (2009)

Pressbook

Kamil, student Uniwersytetu Warszawskiego, pragnie za wszelką cenę zostać pisarzem i to najlepiej od razu rozpoznawalnym. Wydaje nawet swój pierwszy tomik - poezji konkretnej, ale to wciąż za mało, aby liczyć się w literackich, i nie tylko, kręgach. Tymczasem komplikuje się jego sytuacja na studiach. Brak zaliczeń i zdanych egzaminów grożą mu skreśleniem z listy studentów. W roku 1980 szansą na załatwienie nawet najbardziej „niezałatwialnych” spraw było z kolei małżeństwo z PRL-owską nomenklaturą. Wiązało się z przywilejami, ale też zakontraktowanym w „partnerskim akcie” pewnym rygorystycznym obowiązkiem. Mężczyzna w końcu decyduje się na inne, odważne i równie częste rozwiązanie. Symuluje chorobę psychiczną dzięki czemu unika tyleż chwalebnej, co obowiązkowej służby w Wojsku Ludowym. Podczas pobytu w szpitalu staje przed możliwością szybkiego awansu w pisarskim światku. Decyduje się na krok, który będzie miał wpływ na jego dalsze życie. Powtórzy to raz jeszcze. Później będzie musiał jednak za wszystko zapłacić wysoką cenę.

Film Janusza Morgensterna jest swobodną adaptacją książki Janusza Andermana pod tytułem „Cały czas”, w której pisarz portretuje bohatera będącego mutacją Nikodema Dyzmy i Obywatela Piszczyka. Akcja wydawnictwa rozpoczyna się dużo wcześniej niż historia ekranowa czyli na początku lat siedemdziesiątych. Wciąż jednak jest to opowieść o autorze, który nie napisał żadnej książki. Za to bez skrępowania podpisywał się pod twórczością innych. Był też kobieciarzem, uwodzącym przede wszystkim najbardziej wpływowe mężatki. W efekcie sztukę iluzji na swój własny temat doprowadził do perfekcji. Hochsztaplerstwo i nikczemność uczynił natomiast swoją życiową filozofią. Książkowy bohater, w przeciwieństwie do filmowego, robi rozrachunek z samym sobą w chwili, kiedy tuż przed maską jego samochodu rośnie w sylwetka potężnej ciężarówki.

Film „Mniejsze zło” w podstawowej warstwie ma być opowieścią o młodym studencie, owładniętym chęcią zostania pisarzem, który w latach 1980 – 82, a więc w realiach późnego PRL-u, zaczyna funkcjonować jako uznany autor. I choć nie napisał samodzielnie żadnej książki udaje mu się lawirować i nieźle prosperować finansowo. Motorem działania głównego bohatera jest obsesja bycia k i m ś, osiągnięcia znaczącego, powszechnie zauważalnego sukcesu. W tamtej epoce pozycję zapewniał sam fakt bycia pisarzem. Bohater sięga więc po odpowiednie sposoby, nie cofając się przed plagiatem. Zyskuje status znanego prozaika i autora nadawanego w zachodnich rozgłośniach słuchowiska. Bogata paleta chwytów zastępuje jednak prawdziwą twórczość, bowiem bohater nie potrafi pisać. Utwory, dzięki którym funkcjonuje, po prostu w sprzyjających okolicznościach wykorzystał. Nie miał skrupułów, bo bacznie obserwował otoczenie, od własnego ojca poczynając i łatwo pojął, że najszybciej pną się w górę cwaniacy i że w bagnistych realiach PRL-u takim jest najłatwiej. Wyrzuty sumienia wyklucza dzięki obłudnemu przekonaniu, że przecież nikomu nie robi krzywdy, a wykorzystane utwory nie mogłyby zaistnieć, gdyby ich pod swoim nazwiskiem nie opublikował. Funkcjonowanie ułatwia mu termin-klucz, który stale z różnych ust słyszy: owo „mniejsze zło”. Relatywizm moralny, który się za nim kryje daje wygodę, uspokojenie i pozwala się wyzbyć wątpliwości. Jednak przychodzi opamiętanie. Do myślenia daje mu wybuch pogardliwej złości pokornej dotąd matki, która nie wytrzymuje zakłamania ojca. Potem, podczas stypy po pogrzebie ojca, bohater dowiaduje się szczegółów z przeszłości zmarłego i robi to na nim duże wrażenie, bo o takie wybory życiowe ojca-karierowicza nawet nie podejrzewał. Przeżywa też wizytę w posierpniowym Gdańsku, spotkanie z matką zastrzelonego w 1970 stoczniowca, udział w manifestacji 11 listopada. Wreszcie następuje szok po wprowadzeniu stanu wojennego. W bohaterze powoli dojrzewa przemiana. Próbuje naprawić dawne grzechy, a ich ostatecznym odkupieniem stanie się pobyt w więzieniu, z którego wychodzi odmieniony i gotowy do poświęceń.

„Sukcesem jest dobrze dobrać ludzi, z którymi się pracuje”

Rozmowa z Januszem Morgensternem, reżyserem i współautorem scenariusza

Po latach powraca Pan na ekran filmem zrealizowanym na podstawie prozy Janusza Andermana. Co Pana skłoniło do nakręcenia tego obrazu?

Janusz Morgenstern: Ja po prostu zawsze chciałem mówić o tym, co jest prawdziwe i leży w kręgu mego zainteresowania. Chodzi o to, żeby nie szukać jakiś drętwych argumentów, aby je potem za wszelką cenę uzasadniać tylko móc ustosunkować się do postawionej w filmie tezy. Moją zasadą jest tworzyć kino, które powoduje takie napięcie, że nie można oderwać od tego wzroku. Tym się też kieruję przy wyborze projektu. Musi być to coś, co będę mógł dać widzowi i co jest dla mnie interesujące.

Czy w takim razie oczekiwanie na przyjęcie przez widzów jest dla pana czymś niepokojącym?

Biorąc pod uwagę mój ulubiony film „Do widzenia do jutra” czy ostatni, „Mniejsze zło” widać, jak różnią się one od siebie. Za każdym razem starałem się odkrywać coś nowego. Opowiadać inną historię. Przy tym „Do widzenia...” nie od razu wszystkim się podobało. Młodzież ten film kupiła, starsi już mniej. Po latach jednak jest on doceniany, a nawet uważany za kultowy. Przyjęcie może być więc różne, ale wszystko może się też w międzyczasie zmienić.

Obecny film to wartko opowiedziana historia, którą dobrze się ogląda. Wydaje się mieć on spory potencjał na solidną widownię?

Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś robi rzeczy komercyjne. To jego sprawa. Poza tym to też jest potrzebne. Tymczasem rozdźwięk moich filmów jest bardzo obszerny. „Mniejsze zło” różni się wyraźnie nie tylko od „Do widzenia do jutra”, ale też „Trzeba zabić tę miłość” czy „Życie raz jeszcze”. W swoim najnowszym filmie bardzo wiele zmieniłem w stosunku do książki. Jest to bardzo gęsty tekst, mocno opisowy. W scenariuszu skróciłem okres rozgrywania się akcji. Sama historia natomiast wydała mi się niezwykle ciekawa. Miałem tu okazję zrobienia bardzo wielu swoich scen, przeze mnie, a nie przez kogoś innego, wymyślonych.

Robienie filmów dziś, a dawniej?

Większość moich projektów było ocenzurowanych. Dlatego nie robiłem zbyt wielu filmów. W końcu, po kolejnych odrzuconych scenariuszach zrozumiałem, że w ten sposób przegrywam. Wtedy praca była też inna. Współpracowaliśmy ze sobą, dzieliliśmy się spostrzeżeniami, co do obsady, ekipy, tekstów. Toczyła się wówczas nieustanna burza mózgów. Munk, Wajda, Kutz, Kawalerowicz czy Konwicki i paru innych mocno się wspieraliśmy, aby przebrnąć przez tamtą nomenklaturę. Ale i tak był to naprawdę dobry okres naszego kina. Mieliśmy dużo czasu, były też pieniądze, kręciło się filmy. Dziś jest już inaczej. Obecna produkcja to ciągły pośpiech.

Pana powrót na plan?

Każdy film jest trochę inny. Zawsze pojawi się coś, co zaskakuje. Takie jest też „Mniejsze zło”. Sukcesem jest dobrze dobrać ludzi, z którymi się pracuje. Na przykład w przypadku muzyki, moje pierwsze filmy robiłem z Komedą. Potem on wyjechał do Stanów, ale ja dalej miałem swoje wyobrażenie o muzyce więc musiałem dobrać kogoś takiego, kto będzie mi bliski w tym, co robi. Stąd też w obecnym filmie autorem muzyki jest Michał Lorenc.

Jego kompozycje przypominają ten charakter utworów Komedy tak, jak Pana film przywołuje najlepsze lata Polskiej Szkoły Filmowej.

Cała linia dramaturgiczna, to jak zmieniłem bohatera, było efektem warunków pod jakimi robiłem ten film. Wiele rzeczy było dla mnie nie do przyjęcia, dlatego nie mogłem zrobić tego obrazu w ciemno. Musiałem to dostosować do swojej wrażliwości i wyobraźni. Nawet na planie zdarzało mi się coś zmieniać. Zależało nam na czystości każdego słowa czy zdania. Na co dzień nie mogę słuchać tych bluzgów, ma się tego normalnie dosyć. Zależało mi też na zindywidualizowaniu tego bohatera. Istotne są przecież jego relacje z kobietami. Również koniec wymagał osobnego podejścia, na który było wiele pomysłów.

„Mniejsze zło” przywodzi na myśl obrazy z nurtu kina moralnego niepokoju. Czy dziś nie jest ono tym bardziej aktualne?

Niestety nie mogę się do tego ustosunkować. Nigdy nie byłem wielkim admiratorem kina moralnego niepokoju. Po prostu nie jest to kierunek, który mnie interesował.

„Tęskni się za takimi planami filmowymi“

Rozmowa z Lesławem Żurkiem, odtwórcą głownej roli- Kamila Nowaka

Jakie było to dla Ciebie spotkanie?

Wszyscy byliśmy pod dużym wrażeniem pracy z Januszem Morgensternem. Byliśmy jakby zanurzyli się w czymś czego istnienia nie byliśmy świadomi. Chodzi o sposób pracy charakteryzujący się między innymi niezwykłym spokojem na planie. Normalnie na polskim planie jest nerwowo, pośpiech. Typowy młody, drastyczny kapitalizm. Tu było inaczej. Działała siła autorytetu pana Janusza. Ta atmosfera bardzo się wszystkim udziela. Było to naprawdę niesamowite. Z czymś takim nigdy się nie spotkałem. Trudno jest mi też oceniać i porównywać metody pracy z innymi reżyserami. Ja miałem od początku bardzo dobry kontakt z panem Januszem. Podobnie zresztą, jak i inni aktorzy. Z Januszem Morgensternem rozmawialiśmy na najróżniejsze tematy, nie tylko na temat filmu, choć o oczywiście też dużo dyskutowaliśmy.

Rozmawialiście o tej postaci na długo przed rozpoczęciem zdjęć?

Tak. Zastanawialiśmy się na przykład czy powinienem czytać tę książkę czy nie. Stwierdziliśmy, że jednak nie. Scenariusz znacznie się od niej różni, sama postać jest młodsza. Chodziło o to, żeby nie sugerować się energią zawartą w książce. Dlatego przeczytałem ją już po nakręceniu filmu. Poza tym pan Janusz był bardzo otwarty na wszelkie zmiany w scenariuszu podobnie zresztą, jak jego współautor Janusz Anderman. Obaj byli wyczuleni na uwagi aktorów. Stąd wszystko tam ewoluowało. Dziś mogę powiedzieć śmiało, że za takimi momentami i planami naprawdę się tęskni.

Dużo zmienialiście w scenariuszu?

Historia została bez zmian, podobnie główne wątki. Chodziło przede wszystkim o pewne słowa, wyrażenia jeśli wydawały się nam zbyt przesadzone lub w ogóle niepotrzebne.

Rolę Kamila Ci zaproponowano czy musiałeś o nią powalczyć?

Odbywały się castingi, ale z góry wiedziałem, że pan Janusz myśląc o tej roli myślał o mnie. Mimo zdjęć próbnych nie opuszczało mnie wrażenie, że już gram w tym filmie. Wyczuwaliśmy się z reżyserem i trudno było sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Ja to przynajmniej odbierałem tak, że zostało mi to wszystko zaproponowane.

Akcja tego filmu rozgrywa się na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Jednak historia ta zawiera w sobie wiele kwestii aktualnych również dzisiaj. Ty sam wydajesz się nie odkrywać człowieka z epoki...

Dlatego, że aż tak daleko od tych czasów nie odeszliśmy. Patrząc na otoczenie jest to odtworzenie tamtych lat, ale mentalnie już nie. Ja próbowałem tylko wyobrazić siebie w sytuacji panujących wtedy restrykcji. Kiedy wojsko było na ulicy i panowało uczucie osaczenia, lęku. Dla mnie było to akurat obce.

Wreszcie „Mniejsze zło” to także, a może przede wszystkim film o podwójnej moralności.

Faktycznie dyskutujemy w tym filmie o moralności. Są pokazane możliwości, ale już nie wskazujemy na właściwy wybór. Mam wrażenie, ze reżyser podpuszcza widza tym, że ten słuszny wybór nie został wybrany przez bohatera. Jednocześnie nie wmawia nikomu, że takie rozwiązanie byłoby jedynie słusznym i pożądanym. Gdzieś tam dryfujemy na tym głównym nurcie, nie mając tak naprawdę siły, żeby z nim wygrać. Raz ruszymy trochę w lewo innym razem w prawo, ale i tak będziemy tą naszą tratwą płynąć głównym nurtem. Ostatecznie okazuje się, że te małe ruchy mogą ostatecznie prowadzić do jakiegoś większego celu. Taka jest też puenta tego filmu. To nieukierunkowane miotanie się powoduje, że bohaterowi wyrasta w końcu moralny kręgosłup. Zaczyna on rozumieć, co jest dobre, a co złe. Wciąż pozostaje pytanie czy na pewno jest to dobre.

Zrobiliście film odnoszący się do pewnej epoki. Przed Wami stoi dzisiejsza, współczesna publiczność. Nie uważasz, że to pewne wyzwanie?

Cały czas się nad tym zastanawiam. Jest to film, który skłania do głębszej myśli. Narzuca pytanie czy współczesny polski widz lubi tego typu kino. A może jest on już ukierunkowany zupełnie inaczej? Sam jestem ciekaw, jak zostanie on odebrany. Mi bardzo brakowało takiego kina. W tej chwili mam przesyt nadekspresyjności w kinie. Ładuje się w nas szybkimi obrazami, kaskadą dźwięku, całą gamą efektów. Nie mam nic przeciwko takiemu kinu, ale na ten czas czuje już nim przesyt. Ten film pomaga mi się wyciszyć, pozwala na spojoną analizę bez żadnych nacisków i manipulacji. Fajnie, że pojawił się taki właśnie drugi biegun w naszych kinach.

Będąc aktorem młodego pokolenia udało Ci zagrać dla paru naprawdę dużych nazwisk. Jak Ci się to udaje?

Mam szczęście i na tym polegam. Gdybym uwierzył, że jestem dobry chyba nie było najlepiej. Wydaje mi się jednak, że był to zbieg okoliczności. Poza tym tak to funkcjonuje, że jak zagra się u jednego takiego twórcy jest się potem lepiej postrzeganym. Zresztą w ten sposób zauważył mnie pan Janusz, który oglądał film Loucha.

W filmie masz na sobie charakterystyczną zieloną kurtkę...

M65...

No właśnie. Kto ją nosił...?

M65 jest kurtką kultową. Wielu ją nosiło.

Mi chodzi o Zbigniewa Cybulskiego...

On, ale też Krzysztof Kieślowski. W „M.A.S.H” ją widać.

Tak. Z tym, że nie przypadkiem wspominam tutaj Cybulskiego...

To prawda. Cybulski grał w „Do widzenia do jutra” Morgensterna. Też o tym myślałem, kiedy zastanawialiśmy się, jak ubrać tego mego bohatera. Trzeba było podkreślić jego charakter w stroju i od razu przyszła mi do głowy M65. Wtedy mi się wszystko połączyło. To, że Zbyszek Cybulski grał u Morgensterna, że rzecz rozgrywa się w takich czasach. Przypomniałem sobie również „Aktorów prowincjonalnych”, gdzie Tadeusz Huk chodzi w takiej właśnie kurtce. Był to znak tamtych czasów, również snobizmu artystycznego. Była to trudna do ściągnięcia kurtka, na co nie wszyscy mogli sobie pozwolić. Takie możliwości mieli wówczas akurat artyści. Taki znak rozpoznawczy, a Kamil jakby nie było próbuje być takim właśnie artystą.

Myślisz, że „Mniejsze zło” to już ostatni film Polskiej Szkoły Filmowej?

Nie chciałbym, aby tak się stało. Prawdą jest jednak, że dziś takich filmów już się nie robi.

Janusz Morgenstern

Wybitny polski reżyser filmowy urodził się 16 listopada 1922 w Mikulnicach niedaleko Tarnopola. W roku 1954 ukończył PWSFTiTV w Łodzi na wydziale reżyserii. Współtworzył słynną „polską szkołę filmową”. Już jego debiut pod tytułem „Do widzenia, do jutra” ze Zbigniewem Cybulskim z roku 1960 przyniósł mu nagrody Srebrnego Bumerangu z Melbourne i za reżyserię na festiwalu w Stratford. Morgenstern pozostając we współczesnej tematyce i ze swoimi młodymi, poszukującymi dopiero swego miejsca w życiu bohaterami, kręci wreszcie „Trzeba zabić tę miłość” z udziałem Jadwigi Jankowskiej Cieślak (1972). Do najważniejszych tytułów reżysera należy także zaliczyć „Mniejsze niebo” (1980) z Romanem Wilhelmim oraz cieszące się do dziś niesłabnącą popularnością seriale telewizyjne jak: „Stawka większa niż życie”, „Kolumbowie”, czy „Polskie drogi”.

Janusz Morgenstern to także producent, szef studia filmowego Perspektywa, który ma swoim koncie ponad 55 wyprodukowanych przez siebie filmów.

Janusz Morgenstern został ponadto odznaczony Orderem Odrodzenia Polski – Krzyżem Oficerskim z 1976, Orderem Odrodzenia Polski – Krzyżem Komandorskim z 1997 oraz złotym medalem „Gloria Artis” 2005. W roku 2008 otrzymał Polską Nagrodę Filmową „Orła” za całokształt twórczości.

Janusz Anderman

Rocznik 1949. Znakomity pisarz, prozaik, twórca scenariuszy filmowych oraz sztuk teatralnych. Także reżyser, autor radiowych słuchowisk oraz tłumacz literatury czeskiej. Obecnie członek Polskiej Akademii Filmowej. Na łamach prasy zadebiutował w roku 1970. Od początku jego twórczość cechowało groteskowe oraz krytyczne ujęcie polskiej rzeczywistości. Do szczególnie uznanych prac Andermana z pewnością należą debiutancka powieść "Zabawa w głuchy telefon" (1976) i "Gra na zwłokę" (1979), a także zbiory opowiadań: "Brak tchu" (wydanie poszerzone 1990), "Kraj świata" (1988), "Tymczasem" (1998). Jednym ze scenariuszy jego pióra jest z kolei "Choroba więzienna" (1991).

Pisarz zdobywał nagrody wśród, których znaleźć można chociażby: W. Muchy za najlepszy debiut powieściowy roku, radia w Kolonii, Fundacji Singlerów w Australii. Za swoją drugą książkę otrzymał nagrodę Fundacji im. Kościelskich w Genewie.

W roku 2006 wydał powieść „Cały czas” na podstawie, której wspólnie z reżyserem, Januszem Morgensternem napisali scenariusz do filmu „Mniejsze zło”. Rok później w księgarniach pojawił się kolejny zbiór opowiadań pod tytułem „Nowe fotografie” będący kontynuacją „Fotografii”

Absolwent filologii słowiańskiej Uniwersytetu Jagielońskiego pełnił funkcję współredaktora kwartalnika „Puls”, pisał w krakowskim „Studencie”, a także współpracował z Radiem Wolna Europa. Ostatnio również felietonista Gazety Wyborczej.

Michał Lorenc

Urodzony w roku 1955 uznany kompozytor muzyki filmowej. Na jego koncie znajduje się ponad 150 tytułów powstałych nie tylko w kraju, ale też Czechach, Wielkiej Brytanii czy USA. Lorenc swoją muzykę nagrywa z takimi orkiestrami, jak Sinfonia Varsovia, Orkiestra Filharmonii Narodowej czy Warszawska Opera Kameralna.

Początki Michała Lorenca związane są m.in. z "Wolną Grupą Bukowina", w której spędził cztery lata. Od 1979 r. do 1981 występował razem z Jackiem Kleyffem i Michałem Tarkowskim w stworzonym przez siebie "Teatrze Paranoicznym". Pierwszą filmową kompozycją była muzyka do serialu telewizyjnego "Przyjaciele" Andrzeja Kostenki z roku 1979. Rozgłos, a przy tym nominację do Felixa - Europejskiej Nagrody Filmowej oraz Nagrodę im. Stanisława Wyspiańskiego, przyznawaną przez Premiera RP, przyniosła mu współpraca z Maciejem Dejczerem przy filmie „300 mil do nieba”. Sukces „Psów” Pasikowskiego z roku 1992 jeszcze bardziej pchnął do przodu jego karierą. Za muzykę do tego filmu kompozytor zdobył nagrodę na FPFF w Gdyni. Z Pasikowskim pracował także przy jego debiutanckim „Krollu” oraz kolejnej części „Psów”. Trudno przy tym nie wskazać na muzyczną oprawę do „Bandyty” wspomnianego wcześniej Dejczera. Zresztą jest to jego znak rozpoznawczy, łączenie muzyki symfonicznej z etnicznym brzmieniem. Utwory Lorenca nie są też wolne od wpływów jazzowych z charakterystycznym motywem subtelnie dominującej trąbki czy saksofonu.

Michał Lorenc komponował ścieżki dźwiękowe dla takich reżyserów, jak chociażby Bob Rafelson – „Wino i kredw”; Filip Bajon - "Sauna", "Poznań'56", "Przedwiośnie"; Jan Jakub Kolski - "Daleko od okna"; Dorota Kędzierzawska - "Nic" czy Vladimir Michałek - "Zabić Sekala", "Babie Lato". Jest ponadto laureatem nagród: specjalną nagrodę za muzykę do filmu „Nic” na festiwalu Camerimage oraz główną nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Muzyki Filmowej i Medialnej w Bonn. Za „Zabić Sekala” otrzymał Czeskiego Lwa przyznawanego przez tamtejszą Akademię Sztuki Filmowej i Telewizyjnej. „Daleko od okna” przyniosło mu „Złotą Kaczkę”, nagrodę czytelników miesięcznika "Film".

Z Januszem Morgensternem spotyka się już po raz drugi. Ich pierwszym wspólnym projektem był telewizyjny obraz „Żółty szalik”.

Andrzej Ramlau

Operator filmowy, urodzony w roku 1937, jest absolwentem łódzkiej filmówki na Wydziale Operatorskim. W 2003 uzyskał stopień doktora habilitowanego sztuki filmowej. Jest także laureatem Nagrody Przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji za twórcze osiągnięcia w pracy operatora telewizyjnych filmów fabularnych z roku 1987. Zdobywca Orła - Polskiej Nagrody Filmowej za zdjęcia do obrazu „Rozdroże Cafe” Leszka Wosiwicza. Z pośród wielu tytułów, do których operator robił zdjęcia warto wymienić „Nie ma mocnych” Sylwestra Chęcińskiego, „Nie ma róży bez ognia” Stanisława Barei, „Komediantka” Jerzego Sztwiertnika, „Tato” Macieja Ślesickiego, „Zakochani” Piotra Wereśniaka, „Poranek Kojota” Olafa Lubaszenki czy „Z miłości” Leszka Wosiewicza.

Janusz Gajos

Wybitny aktor filmowy i teatralny. Jest absolwentem Wydziału Aktorskiego łódzkiej PWSFTiTV. Grał w teatrze im Stefana Jaracza w Łodzi, a także w warszawskim teatrze Komedia, Polskim, Kwadracie i Dramatycznym. Później trafił także na deski Teatru Powszechnego, a od 2003 jest także aktorem Teatru Narodowego w Warszawie. Powrócił również do łódzkiej „filmówki” gdzie wykłada na Wydziale Aktorskim. W roku 2006 został członkiem rady Programowej Fundacji Centrum Twórczości Narodowej. Na ekranie po raz pierwszy pojawił się w roli Pietrka w reżyserowanym przez Marię Kaniewską obrazie "Panienka z Okienka". Popularność Gajosowi przyniosła jednak rola Janka Kosa z serialu „Czterej pancerni i pies”, gdzie zagrał pancerniaka z brygady Kościuszkowskiej. On i załoga czołgu Rudy, brawurowo przechodzą wojenny szlak od Bugu za Odrę. Aktor długo jednak po tym występie nie mógł się uwolnić od zademonstrowanego tam wizerunku. Dla szerokiej opinii odszedł od niego dopiero postacią brata Magdy Karwowskiej w serialu „40-latek” i towarzysza Winnickiego z kultowej serii „Alternatywy 4” Stanisława Barei. Ponadto współpracował on z takimi reżyserami, jak Krzysztof Zanussi – „Kontrakt”, Andrzej Wajda – „Człowiek z żelaza”, Filip Bajon – „Wahadełko”, Andrzej Kondratiuk – „Gwiezdny pył” czy wreszcie Krzysztof Kieślowski – „Dekalog IV”. Pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych zagrał główne role w obrazach Janusza Zaorskiego „Piłkarski poker” i jedną ze sztandarowych swoich kreacji, Cenzora Rabkiewicza, w „Ucieczce z kina Wolność” Wojciecha Marczewskiego. W roku 1992 ogromny sukces odniosły sensacyjne „Psy” Władysława Pasikowskiego, gdzie aktor stworzył sugestywny schwartzcharakter, byłego majora SB Grossa. Istotne było też kolejne spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim przy filmie „Trzy kolory: Biały”. Ponownie pojawił się także na planie u Janusza Zaorskiego podczas kręcenia „Szczęśliwego Nowego Jorku” i u Filipa Bajona w jego ekranizacji „Przedwiośnia”, a wcześniej „Poznań 56”. Wśród ostatnich, udanych i przypadających na nowe stulecie, ról Janusza Gajosa należy wymienić bohatera „Żółtego szalika” Janusza Morgensterna z cyklu „Święta polskie”, Cześnika z „Zemsty” Andrzeja Wajdy, „Benka” w „Pitbullu” Patryka Vegi oraz nagrodzoną Polską Nagrodą Filmową „Orłem” rolę Brata Zdrówko w obrazie Jana Jakuba Kolskiego pod tytułem „Jasminum”. W sumie artysta ma na swoim koncie ponad 80 ról filmowych. Ostatnio Janusz Gajos funkcjonuje także jako fotograf, którego zdjęcia można było oglądać na wystawie w Katowicach z roku 2002.

Wojciech Pszoniak

Wybitny i uznany aktor teatralny oraz filmowy. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Jeszcze podczas studiów grał w Teatrze STU, później trafił na deski krakowskiego Teatru Starego oraz Teatru Narodowego w Warszawie i stołecznego Teatru Powszechnego. W roku 1978 Wojciech Pszoniak pojawił się na scenie francuskiego Teatru Nanterre. Później zagrał tam również w „Onych” wyreżyserowanych przez Andrzeja Wajdę. Pracował także w teatrze londyńskimi Apollo, paryskim Teatrze Chaillot i w Teatrze Montparnasse. Jako aktor filmowy zaznaczył się rolami w takich obrazach jak „Wesele”, „Piłat i inni” czy „Ziemia obiecana” oraz „Danton” – tytuły wyreżyserowane przez Wajdę. U twórcy „Kanału” zagrał też tytułową rolę w „Korczaku”. Ważną w jego dorobku postacią jest Rudy Joseł z „Austerii” Jerzego Kawalerowicza, a także Diabeł z „Diabła” Andrzeja Żuławskiego. Filip Bajon zatrudnił z kolei Pszoniaka w swojej „Limuzynie Daimler-Benz”. Krzysztof Zanussi w filmach „Wielki Tydzień” i „Brat Naszego Boga”. Ostatnio aktor przypomniał o sobie udziałem w obrazie pod tytułem „Nadzieja” w reżyserii Stanisława Muchy na podstawie scenariusza Krzysztofa Piesiewicza. W roku 2008 został uhonorowany francuskim Orderem Zasługi za "wkład w rozwój stosunków polsko-francuskich w dziedzinie kultury". Za rolę Moryca Welta w „Ziemi obiecanej” odebrał w roku 1975 nagrodę za pierwszoplanową rolę męską na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Grana przez niego postać Robespierre’a w „Dantonie” przyniosła mu natomiast nagrodę Światowego Festiwalu Filmowego w Montrealu.

Lesław Żurek

Aktor młodego pokolenia, rocznik’ 79. Absolwent krakowskiej PWST, którą ukończył w roku 2005. Zadebiutował w słynnej „Odzie do radości” pojawiając się w trzeciej noweli autorstwa Macieja Migasa. Żurek może też pochwalić się współpracą między innymi z samym Kenem Loachem w „Polaku potrzebnym od zaraz”. Zagrał także u uznanego operatora Christophera Doyla w jego reżyserskim przedsięwzięciu pod tytułem „Izolator”. Maciej Wojtyszko zatrudnił go w swoim „Ogrodzie Luizy”. W roku 2008 triumf święcił z kolei film „Mała Moskwa” Waldemara Krzystka - Grand Prix na 33. FPFF w Gdyni, w którym aktor zagrał główną role męską, polskiego oficera zakochanego w żonie rosyjskiego pilota. Aktualnie na premierę czekają filmy z jego udziałem „Limousine” Jeroma Dassiera, gdzie główną rolę zagrał m.in. Christopher Lambert, debiutancki „Hel” Kingi Dębskiej, „Nie ten człowiek” Feliksa Falka oraz „Randka w ciemno” Wojciecha Wójcika. W ubiegłym roku był nominowany do Nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego.

Anna Romantowska

Absolwentka warszawskiej PWST z roku 1974. Była aktorką teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, Teatru Narodowego oraz warszawskiego Teatru Studio. Swój ekranowy debiut zaliczyła w filmie „Trzy po trzy” Adama Hanuszkiewicza. Dwa razy zagrała u Ryszarda Bugajskiego: „Kobieta i kobieta”, a także w słynnym „Przesłuchaniu” - nagroda za drugoplanową rolę kobiecą na FPFF w Gdyni. W latach osiemdziesiątych dużym sukcesem okazało się rodzime kino sensacyjne z jej i Bogusława Lindy udziałem czyli „Zabij mnie glino” Jacka Bromskiego. Później aktorka pojawiała się w kolejnych realizacjach reżysera, jak „Sztuka kochania”, „Kuchnia polska”, „Dzieci i ryby” czy „To ja, złodziej”. Wystąpiła również w filmie Andrzeja Wajdy „Panna Nikt”. W roku 2007 zagrała w debiucie Tomasza Drozdowicza pod tytułem „Futro”. Przed premierą jest obraz zatytułowany „Nigdy nie mów nigdy” Wojciecha Pacyny. Za rolę w komedii „Statyści” Michała Kwiecińskiego otrzymała drugą w swojej karierze nagrodę za drugoplanową rolę kobiecą na FPFF w Gdyni, a także nominację do Polskiej Nagrody Filmowej „Orła”.

Magdalena Cielecka

Ukończyła krakowska PWST. Na początku swej kariery aktorka występowała w Starym Teatrze w Krakowie. Dziś kojarzona jest głównie z Teatru Rozmaitości w Warszawie. Na ekranie po raz pierwszy pojawiła się w filmie Barbary Sass pod tytułem „Pokuszenie”, za udział w którym otrzymała nagrodę za najlepszą rolę kobiecą na XX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Grała także główne role w filmach: „Jak narkotyk” Barbary Sass, „Egoiści” Mariusza Trelińskiego, „Zakochani” Piotra Wereśniaka, „Listy miłosne” Sławomira Kryńskiego, „Trzeci” Jana Hryniaka, „Po sezonie” Janusza Majewskiego, „Palimpsest” Konrada Niewolskiego, „S@motność w sieci” Witolda Adamka. Zagrała także u Andrzeja Wajdy w „Katyniu”. Aktorka trzy razy z rzędu otrzymywała nominację do Polskiej Nagrody Filmowej „Orła” za role w obrazach „Amok” Natalii korynckiej-Gruz, „Zakochani” i „Egoiści”.

Tamara Arciuch

Aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Studiowała na krakowskiej PWST, którą ukończyła w roku 1988. Mało kto pamięta, że Tamara Arciuch pokazała się w filmie „Młode Wilki 1”. Jednak tak naprawdę jej pierwszą główną rolą w kinie była postać panny młodej Kasi w debiucie Wojciecha Smarzowskiego pod tytułem „Wesele”. Wśród fabuł z jej udziałem są także „Nie kłam kochanie” Piotra Wereśniaka oraz „Złoty środek” Olafa Lubaszenko. Aktorka znana jest głównie z występów w serialach w tym bardzo popularnej „Niani”, w której gra zołzowatą współpracownicę Skalskiego. Dużą uwagą cieszyła się także sensacyjna seria „Oficerowie” Macieja Dejczera, a także kolejny sitcom „Halo hans”.

Borys Szyc

Popularny aktor filmowy, jak i teatralny. Absolwent warszawskiej Akademii Teatralnej. O Borysie Szycu zrobiło się głośno po roli w znakomitym filmie Konrada Niewolskiego „Symetria”. I tak. Rok 2004 to okres ugruntowywania swojej pozycji w branży czyli występy u Juliusza Machulskiego w „Vincim” i główna rola w serialu Macieja Dejczera pod tytułem „Oficer”. Od tego czasu aktor należy do czołówki młodego pokolenia artystów sceny i ekranu, czego dowodzi chociażby nominacja do Nagrody im. Zbigniewa Cybulskiego („Symetria”). Pojawia się też w nagrodzonym w Gdyni debiucie Xawerego Żuławskiego pt. „Chaos”. Gra potrójna rolę, w tym czarny charakter, w horrorze Grzegorza Lewandowskiego „Hiena”. Ponownie też spotyka się z Konradem Niewolskim, który obsadza go w swojej komedii „Job czyli ostatnia szara komórka”. Szyc nie boi się zmian wizerunku. W filmie Łukasza Karwowskiego „Południe – Północ” wcielił się w mnicha, który opuszcza klasztor i zakochuje się w prostytutce. Przebojami okazują się też obrazy „Testosteron” i „Lejdis”, w obsadzie których aktor też się znalazł. W tym roku swoją premierę miał film „Handlarz cudów” z Szycem w roli głównej. I wreszcie ostatni porywający pokaz jego aktorskich możliwości czyli Silny w „Wojnie polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego. Nowe filmy z jego udziałem to film Feliksa Falka „Enen” oraz „Randka w ciemno” Wojciecha Wójcika. Borys Szyc został nagrodzony "Złotą Podkową" za najlepszą rolę męską w filmie „Południe – Północ”, na Festiwalu Filmowym "Wakacyjne kadry" w Cieszynie. Był też nominowany do Polskiej Nagrody Filmowej „Orła” za rolę Alberta w „Symetrii”. Wyróżniono go ponadto na International Mystery Festival - Noir in Festival za obraz „Vinci”. Zdobywca telewizyjnego Wiktora w kategorii aktor, w roku 2007.

Więcej o filmie:


https://vod.plus?cid=fAmDJkjC